Wpis z mikrobloga

Jakby się ktoś zastanawiał jak było na warp25 to tak było:

Podczas swojego setu Mira Calix coś tam plumkała, ale nic nie było słychać, bo wszystko działo się przy barze to miejsce średnio pasowało do jej stylu.

Odsłuch nowego albumu Aphex Twina był całkiem sympatyczny, dosyć kameralny i z odpowiednią głośnością, trochę dziwiło mnie klaskanie i gwiazdanie po każdym tracku, chyba ludzie mieli nadzieje, że pojawi się Richard.

Fenomenu Battles nie rozumiem, więc się nie wypowiem. Darkstar nieźle, ale fanem nie jestem, brzmiało to przyjemniej niż słuchanie ich z komputera. Patten zagrał w stylu znanym ze swoich albumów, nic dodać nic ująć, co kto woli.

Fajnie zaczęło się robić od setu Bibio, dobrze nagłośniony pokój i w końcu jakieś ciekawe brzmienia, brass i srogie bębny, zbyt długo tam nie siedziałem, bo poszedłem na LFO. I wtedy dostałem techno #!$%@?, poczułem się jak na tym słynnym ravie, była wiksa i to nie w znaczeniu pejoratywnym, działo się dużo i szybko, a równocześnie tanecznie. W przeciwieństwie do Detroit i Berlina, basu nie brakowało a wrażeń więcej niż po Regisie, który brał udział w zeszłorocznym Unsoundzie i go bardzo szanuję.

Występ Autechre w zupełnych ciemnościach był interesujący, zaś sporo osób wiksowało, co dla mnie wydawało się być abstrakcyjne (może z zazdrości, że tak nie potrafię), ja natomiast siedziałem i zastanawiałem się dlaczego ich zdaniem moja czaszka powinna rezonować w takich odstępach czasu a nie innych. Próbowałem zrozumieć motywacje producentów, co jak i dlaczego, niestety godzina kontemplacji zakończyła się bez konkluzji.

Potem przyszedł Hudson Mohawke, puścił Dannyego Browna, i jeszcze raz Dannyego Browna, i do tego Dannyego Browna. Poszło też kilka bangerów z TNGHT, ludzie się nie natańczyli przez noc i ktoś musiał zaspokoić potrzebę pobujania się z bezceremonialnie rzucanymi dropami. Ładne drony puszczał też.

No i w tym momencie impreza dobiegła końca

#mirkoelektronika | #sacrumprofanum | #warp