Wpis z mikrobloga

#gry #kupkawstydu2014

Czas najwyższy zacząć nadrabiać zaległe tytuły z bundli. "Blackwell Legacy" to fajna, acz strasznie krótka przygodówka stylizowana na klasyki LucasArtsu, ale duuużo od nich łatwiejsza. Zagadki są na tyle łatwe i logiczne, że praktycznie same się rozwiązują, więc ciężko utknąć. Może to dobrze? W końcu do dziś mam na dysku rozgrzebanego "Indianę Jonasa and the Fate of Atlantis", w którym kilkakrotnie blokowałem się na dłużej, żeby ostatecznie utknąć już w samej Atlantydzie... Wracając jednak do Blackwell, to fabularnie daje radę, choć do poziomu świetnego "Gemini Rue" sporo mu brakuje. Największa zaleta? Chyba system notatek, który idealnie oddaje klimat detektywistycznego śledztwa (łącząc dwie poszlaki dochodzimy do pewnej konkluzji, całkiem zgrabne nawiązanie do klasycznego łączenia przedmiotów w tego typu grach). Średnio za to podoba mi się konieczność otwierania gry w małym okienku. Wiem, że chodzi o oddanie klimatu starych przygodówek i ich rozdzielczości, ale po prostu nie lubię takiego celowego ograniczania się - tak samo zirytowała mnie rezygnacja w "Artyście" z obrazu panoramicznego na rzecz 4:3. Rozpikselowana grafika? Kocham, ale na pełnym ekranie. Nic to, dzisiaj biorę się za kolejną część :)