Wpis z mikrobloga

"Halo, halo, czy nas słyszycie? Tutaj 2. Batalion Obrony Czernorusi. Jesteśmy na lotnisku w Krasnostawie. Jeszcze walczymy, powtarzam w a l c z y m y. Prosimy o wsparcie, długo nie przetrw...bzzzz #$@BJbs%$(..."

Taki sygnał nadano dokładnie 5 lipca 1964 roku z lotniska w Krasnostawie. Dzisiaj mija 50 rocznica tego mrożącego krew w żyłach wydarzenia.

Zapytacie - co się wtedy #!$%@?ło? Już śpieszę wyjaśniać.

Zapewne grzejecie swoje tłuste zadki w łóżku gdy to czytacie. W Czernorusi AD 1964 nie było tak spokojnie, cieplutko i sucho w pupsko. Przejdźmy do konkretów. Szkoła się skończyła, przyszły wakacje, nowe przygody i mnóstwo okazji do zabawy i odpoczynku. Niestety, wraz z nadejściem lipca, obleśna zielona łapa przekreśliła te marzenia grubą czerwoną linią. Zaczęło się niewinnie. Odnotowano wzmożoną aktywność w powietrzu niezidentyfikowanych obiektów latających. Raczej mówiono o tym w kontekście ciekawostki niż czegoś ważnego.

- Hehe, wypili za dużo Mołotowa [mieszanka bimbru, mleka, soku jabłkowego i soku z ogórków kiszonych - przyp. autor] to widzieli kopulującego ufoludka z kozom, hehe - mówiły w wiadomościach żony wieśniaków, którzy pierwszy zauważyli podejrzane sygnały na niebie.

Na tym się jednak nie skończyło. Nagle, 2 lipca, utracono kontakt z Olszą, leżącą na północny wschód od lotniska w Krasno. Akurat tego dnia odbywały się tam obchody Święta Cebuli. Wielka Cebula maszerowała ulicami wioski, ludzie wiwatowali, zagryzali cebularzem i popijali drinkiem ze świeżej cebuli i buraków. Nikt jednak nie wrócił z tej imprezy. Ludzie po prostu wyparowali. Posypały się miliony telefonów do służb ratunkowych. Rodziny, przyjaciele, koledzy z pracy, nikt nie mógł się bowiem dodzwonić do uczestników "cebuwydarzeń w Olszy" [oficjalna nazwa incydentu w mieście - przyp. autor].

A dojebię kolejny akapit, bo mogę. Wracając do historii. W tym momencie policja oraz wojsko poważniej zainteresowały się sytuacją. Co mądrzejszy Czernorusianin, z AJKJU na poziomie stonki ziemniaczano-buraczano-jabłkowej mógł wydedukować, że wzmożona aktywność JU-EF-OŁ i "cebuwydarzenia w Olszy" są ze sobą powiązane, tworzą korelację, mają wspólny mianownik, czy jak to nazwiesz, Kochany Czytelniku, by wyjść na mądrego wśród znajomych. Wysłano patrol wojskowy do miejsca tajemniczych wydarzeń. 3 lipca o godzinie 6:23 czasu Greenwich opancerzony transporter z oddziałem 8 żołnierzy wjechał do wioski. Była pusta. Wyobraź sobie, że masz sraczkę przez 3 dni z rzędu. Twoje trzewia są puste, możesz wstrzykiwać sobie lewatywę przez tyłek i robić za fontannę zdatną do picia, w twoich jelitach nic nie ma, błyszczą się jak posadzka w Białym Domu. Tak własnie wyglądała Olsza. Żadnego ruchu, żadnej aktywności. Żołnierze byli przerażeni, atmosfera gęstniała. Na szczęście był wśród nich szeregowy Boček, który jako jedyny z kolegów wiedział co to książka i długopis. Wpadł na poszlakę, która mogła pomóc im rozwikłać zagadkę. Były to rozsypane płatki cebuli, które tworzyły ścieżkę. Przynajmniej tak się zdawało... Żołnierze poszli za ich kierunkiem. Zbliżali się coraz bliżej lasu. Czuli w powietrzu, że jest tam coś, czego nie powinno być. Czuli zapach zepsutej cebuli. Przekroczyli granicę lasu pełni obaw, jak każdy człowiek bali się w tym momencie o swoje życie. 5-10-15... minut mijało, ale nic nie dostrzegali. Cebula nadal leżała w ściółce, dobrze widoczna w świetle księżyca. Żołnierze powoli powątpiewali w słuszność wejścia do lasu.

- Pewnie to jakiś głupi żart - westchnął szeregowy Pička.

- Dojdźmy do końca, a się przekonamy - nie dawał za wygraną Boček.

I miał rację. Nagle usłyszeli przerażający odgłos. Drogi Czytelniku, wiele rzeczy słyszałem na własne uszy, które czyszczę regularnie, ale tego odgłosu trudno mi zapomnieć. Ciężko go opisać słowami. Mieszanka zarzynanej świni, obrzezanego koguta, krzyczączej baby w samochodzie, oklasków dla kierowcy, parskania konia przy dosiadaniu samicy, wszystko to w jakichś dziwnych tonach, częstotliwościach, jak nie z tej ziemi.

[Poniżej zawarłem próbkę rzeczonych dźwięków, jeśli chcecie mieć koszmary w nocy, zapraszam: http://vocaroo.com/i/s1lYkfREwLof ].

Żołnierzom zatrzęsły się nogi. Okej, nie oszukujmy się, po prostu zaczęli srać w porty. Mimo to, jak na prawdziwych wojskowych przystało, obrońców Czernorusi, szli przed siebie, choć przeczuwali, że mogą być to ostatnie chwile ich żywota. Mocniej złapali za spluwy, niektórzy wspomnieli swoje żony/matki/kochanki/koty (niepotrzebne skreślić) i ruszyli za ojczyznę. Myślicie, że odgłosy były najstraszniejsze? Gówno prawda, Gimbusy śmierdzące. To, co zobaczyli, przerosło ich "oczekiwania". Byli to zmutowani ludzie, Ludzie-Cebule! Ich głowy były nienaturalnie wielkie, zamiast włosów mieli cebulowe ogonki. To ich cebulowy odór było czuć w Olszy. Rozkładali się od środka, gdzieniegdzie można było dostrzec czerwo krwi i wnętrzności wychodzące spoza cebulowych warstw. Z kończyn nieszczęśników wystawały kłącza, kłaki, odrosty i pędy. Na skórze widać było bąble, które pulsowały rytmicznie do chóralnej melodii diabła, którą te potwory nadawały na cały las. Żołnierze nie mieli pojęcia co robić. Czy byli to jeszcze ludzie? Czy coś czuli? [na pewno #!$%@? nic, przecież darli ryje... - przyp. autor] Nie wiemy co się dalej działo. Pozostanie to tajemnicą. Możemy tylko domniemywać, że mieszkańców Olszy porwali kosmici i w ramach badań przekształcili je na cebulowe ludki. Ostatni sygnał od żołnierzy, jak mogliście przeczytać jełopy na samym początku, miał miejsce 5 lipca. Nie wiadomo ilu żołnierzy przetrwało tę masakrę. 6 lipca do miejsc wydarzeń przyjechała cała armia Czernorusi. Nikogo nie znaleźli. Tylko cały czas nozdrza atakował straszliwy odór cebuli...


Poniżej zawarłem prawdopodobną scenę z wieży lotniska w Krasno, w momencie nadawania sygnału MEJDEJ.

#dayzsa #wykopz #nieznanehistoriezczarnorusi
piotrass007 - "Halo, halo, czy nas słyszycie? Tutaj 2. Batalion Obrony Czernorusi. Je...

źródło: comment_fnzH49r8S8XLJ64oQyj3JMXo3Pt0Qxvz.jpg

Pobierz
  • 5