Wpis z mikrobloga

Lat temu jakieś 7, kiedy wpadłem w cug osiemnastkowych imprez w moim roczniku nie miałem trzeźwego weekendu. Po jednej takiej zabawie wyszedłem trochę przed wschodem słońca, bo Wielkanoc była następnego dnia i nie chciałem minąć się w drzwiach z rodziną idącą na 6 rano do kościoła. Mam od zawsze taką manierę, że obojętnie w jakim stanie do domu wracam, to zawsze obowiązkowo się kąpałem przed snem. A wiadomo- stan upojenia + gorąca woda = utrata świadomości/pamięci. Więc siadam w wannie leje na kark zbawienie wodniste, łapie za mydło, szoruje twarz, płuczę, otwieram oczy... i #!$%@? nic nie widzę! Ciemność! Tysiąc myśli w stylu "co ja piłem", gęsia skórka na plecach (coś jak za młodu się jechało rowerem i podbiegał pies ). Po omacku szukam prysznica, leje na twarz- NIC. Wydawało mi się, że wytrzeźwiałem przez przypływ adrenaliny, ale krzyk "pomocy! oślepłem" nie był przejawem trzeźwości. Wpada mama wystraszona z latarką świeci mi w twarz i mówi "czy Ty idioto w takim wieku jeszcze boisz się ciemności? "



  • 10