Wpis z mikrobloga

Długa zastanawiałem się czy napisać swoją historię na mirko, jednak w końcu wziąłem się w garść. Być może kogoś ustrzegę od błędów, być może ktoś da mi dobrą radę. Zaczynamy. Proszę tych co mają czas i doświadczenie o przeczytanie chociaż TL:DR na samym dole. Tam napisałem najważniejsze moim zdaniem rzeczy, które być może pozwolą Wam mnie ocenić i mi pomóc.

Wszystko zaczęło się na studiach, przynajmniej tak mi się wydaje. Chociaż pewne symptomy obecnego stanu rzeczy zdaje się dostrzegać we wcześniejszych etapach mojego żalu (czy. życia). A więc wyjechałem do obcego miasta. W ogóle się nie uczyłem. Całe życie miałem niezłe oceny, nawet do matury nie przygotowywałem się zbyt sporo, choć zdawałem ją z wielu przedmiotów. Zawsze wystarczyło, że przeczytam przed klasówką dany materiał raz i miałem dobrą ocenę.

Na studiach nie było żadnej mowy o nauce w czasie semestru. W czasie semestru było leniuchowanie i palenie głupa. Na drugim semestrze doszło do tego maniaczenie League of Legends, na które przeznaczałem ogromne ilości czasu. Do 3-semestru włącznie poza zawaleniem paru przedmiotów i koniecznością ich powtarzania nie wydarzyło się nic ciekawego. A'propos powtarzania. Zawalając przedmioty przestałem w ogóle chodzić na uczelnię, bo jak typowy egoista myślałem, co inni o mnie myślą. Bałem się tego, że się będą ze mnie wyśmiewać. Bałem się spotkać na uczelni kogokolwiek znajomego. W 4-tym semestrze zamieszkałem w akademiku i zacząłem palić ogromne ilości maryśki. Z racji tego, że mój kierunek studiów jest bardzo trudny a ja się nie uczyłem, przed sesją poprawkową postanowiłem rzucić to wszystko w #!$%@? i wyjechać za chlebem za granice. Była to głupia decyzja, którą zdaje się podjąłem tylko po to, żeby nie uczyć się do sesji.

Za granicą nie spodobało mi, dlatego po następnym semestrze wróciłem na swoją uczelnię. Czas spędzony #zagranico był czasem refleksji i przemyśleń, z których neistety za wiele nie wynikło. A więc wróciłem do #cebulandia . Co prawda zacząłem mniej palić zielonego ścierwa, ale to tyle z pozytywów. Dalej mam problemy z obijaniem się, a na zajęcia na uczelni chodzę bardzo rzadko, bo nie trzeba, a co będzie później to później.

Tutaj właśnie zdaje się jest mój największy problem: wszystkie obowiązki odkładam jak najdalej mogę, aż w końcu dochodzę do punktu, w którym one mnie przerastają.

Przepraszam, za brak składni, ale piszę to pod wpływem ogromnych emocji i nie chcę opisywać wielu faktów, dlatego lakonicznie pod spodem wypiszę główne punkty, które być może pomogą Wam ocenić moją sytuację i przepisać receptę.

TL:DR:

- wyjazd niedojrzałego młokosa z rodzinnego miasta w poszukiwaniu licencjatu;

- prokrastynacja, brak pracy z materiałem, który doprowadził do zawalenia dwóch przedmiotów;

- zawaliwszy przedmioty dostałem jakiejś fobii; bałem się iść na uczelnię i spotkać kogokolwiek znajomego, bo bałem się, że będą mnie wyśmiewać. Na uczelni zacząłem pojawiać się jeszcze rzadziej;

- gdzieś po drodze doszedł brak radości; od 2 lat czuję się wymięty z jakichkolwiek uczuć; w towarzystwie (ale tylko wśród znajomych) zawsze jestem duszą, śmieszkuję, dobrze się bawię, ale później zostaję sam i prawie zawsze jestem zdołowany, ciężko się jest też mi cieszyć w mniejszym gronie, zazwyczaj wolę dyskutować na poważniejsze tematy, chyba po prostu zrzucam te maskę, którą zakładam w większym towarzystwie; często mam huśtawkę nastrojów, choć zazwyczaj jest to ten dołek; czasem po prostu zmuszam się do dobrego nastroju, ale trwa on zazwyczaj kilka h maks;

- dochodzą też tutaj problemy rodzinne nie będę się rozpisywał, ale mam ojca, który mną się w ogóle nie interesuje, nie łoży na mnie i rodzinę, po prostu cały dzień siedzi w swoim pokoju i ogląda TV, tak od około 10 lat; dopiero od roku wzięliśmy się za wyrzucenie go z domu, gdy zaczął coraz częściej się upijać i grozić mamie, że ją zabije, 2.06 trzecia i prawdopodobnie ostatnia rozprawa w pierwszej instancji; mama też jest w podłej kondycji przez tyle lat zajmowania się wszystkim, wszystko na jej głowie, zero wsparcia ze strony "męża", strasznie mi się to udziela, też widać, że ją to wszystko męczy;

- palenie marihuany, robię to od 17 roku życia (jestem z '91), do 21 raczej sporadycznie, potem przez dwa lata smażyłem jak #!$%@?; od prawie roku ograniczyłem spożycie znacząco, około raz, dwa na dwa tygodnie, ale zdarzyło mi się (akurat dwa tygodnie temu) znowu popaść w cug i palić 3 dni pod rząd;

- odkładanie wszystkiego na potem, na ostatnią chwilę; być może wzięło się to z tego, że zawsze miałem b. dobrą pamięć i nigdy nie musiałem systematycznie pracować, wystarczyło, że- dajmy na to- przygotowując się do klasówki przeczytam materiał raz, wieczór wcześniej;

- czasem myślę, że wszystko by się zmieniło jakbym poszedł do pracy; moje perspektywy zawodowe byłyby świetne, gdybym normalnie się uczył na studiach, teraz są chyba beznadziejne (licencjat wliczając rok przerwy w 4,5 albo nawet 5 lat), lubię myśleć, że w dobrej pracy bym się naprostował; wiem, że to żaden wyznacznik, ale 2 lata temu przeszedłem testy z logicznego myślenia, numeryczne i językowe w PwC;

Proszę wszystkim o pomoc, bo ciężko mi wytrzymać z samym sobą. Od jakiegoś roku zdaje się staram się mocno pracować ze sobą, ale efekty są bardzo małe. Pomóżcie mi odnaleźć i przywrócić siebie sprzed paru lat, bo któregoś dnia nie wytrzymam i skoczę na linię.
  • 16
@Arrival: Właśnie po tym semestrze będę miał za sobą zdecydowaną większość pktów ECTS wymaganych na licencjat i moim planem jest znalezienie pracy.

Za granicą pracowałem jako order picker w magazynie, tj. jeżdżenie wózkiem po magazynie, zbieranie określonych towarów do wózka i odstawianie go na miejsce, z którego zabiera go TIR. Tak było za pierwszym razem.

Każdy powtarzał mi, że to najlepsza praca fizyczna dla Polaka za granicą. Mieli rację. Za drugim
@GoracaParowa: Nie planuj znalezienia pracy tylko ją znajdź, jakąkolwiek od razu, nie "po tym semestrze" ;). Praca to nie kula u nogi, nikt z pistoletem nie trzyma. Znajdziesz inną to zmienisz.

Z innej (nie depresyjnej) beczki - gdzie byłeś tym order pickerem i jak zarobki? :D
@GoracaParowa: Miało być wieczorem nie po południu, i może jakbyś #otagowaltogowno to byłby większy odzew? :D A tak na poważnie to smuteczek czytać, że komuś się nie ułożyło, nie wiem co Ci poradzić bo sam poniekąd jestem w pewnym maraźmie, mam nadzieję, że to właśnie zmienię na studiach :3
@k__d: wstąp do jakiejkolwiek organizacji, koła naukowe i się uspołeczniaj. Zawiera się kontakty towarzyskie, biznesowe i na pewno pojawia się wiele ciekawych opcji spędzania wolnego czasu! Kto się nie uspołecznia ten ma ciężej.

@Arrival: Geldermalsen, Holandia. Praca oczywiście za najniższą, ale za to na 3 zmiany i co za tym szło 150% na popołudniowej zmianie, 200% na nocnej. Do tego bonusy za pracę w sobotę czy niedzielę. Pracowało się około