Wpis z mikrobloga

#bitcoin Mój wujek to absolutny guru inwestycji. Gdziekolwiek się pojawi, zaczyna natychmiast rozmawiać o tym, jak to „świat właśnie zmierza ku ogromnym wzrostom” i jak to teraz jest idealny moment, by inwestować we wszystko, co tylko można. Kiedyś na rodzinnym spotkaniu oznajmił nam, że „złoto to przeżytek”, a kryptowaluty to tylko „początek czegoś wielkiego”. Wydaje się, że zna się na wszystkim – od akcji, przez nieruchomości, po startupy. Cały czas powtarzał, że w najbliższych miesiącach to wszystko wystrzeli w górę, bo „teraz to już na pewno ruszymy w górę”.

Pewnego dnia, po trzech tygodniach, kiedy wszystkie jego inwestycje poszły w dół, nie przestawał mówić o „krótkoterminowych wahaniach” i jak to „wkrótce odbijemy”. Co gorsza, zaczynał znowu przekonywać całą rodzinę, żeby kupować, bo on „widzi potencjał” i że „to tylko chwilowa korekta”. W międzyczasie pojawiły się wiadomości, że akcje, w które zainwestował, spadają już od kilku miesięcy, ale on znowu mówił, że „wszystko jest pod kontrolą”, bo „to tylko spekulacja mediów” i że „w dłuższym okresie to będzie rosło”.

Kiedyś dostał od nas pożyczkę, bo opowiadał, jak to już za miesiąc sprzeda akcje i odda nam z nawiązką. Miesiąc minął, ale on wciąż mówił, że „teraz to będzie na pewno boom”, więc zaczynaliśmy się niepokoić, bo żadnych pieniędzy nie zobaczyliśmy. Jak zapytaliśmy, czemu nie sprzedał, tylko trzymał dalej, to opowiedział, że „teraz to absolutnie trzymamy do końca” i że „trzeba zainwestować w potęgę”, bo w przyszłości to będzie złota góra.

W międzyczasie, kiedy wszyscy na stole zaczęli rozmawiać o tym, że może to czas na jakąś rozsądniejszą inwestycję, wujek powtarzał, że „teraz wszystko będzie rosło”, a potem jeszcze dodał: „Nie wiem, czemu się martwicie, przecież zaraz wszystko będzie na zielono”. Cały czas wyciągał z kieszeni wykresy, które pokazywały wzrosty… sprzed dwóch lat.

Mój kuzyn, który trochę się zna na giełdach, w końcu nie wytrzymał i zapytał wprost, czemu wujek ciągle mówi, że wszystko rośnie, skoro jego portfel jest pełen czerwonych strzałek. Wujek się zmieszał, ale zaraz dodał, że „teraz tylko chwilowa stagnacja”, bo „nie ma sensu panikować”. Tak minęły kolejne miesiące, a wykresy nadal były na czerwono.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że „to już ostatnia szansa na wejście na ten rynek, bo zaraz wszystko odbije” – mimo że wciąż czekaliśmy na powrotny wzrost, który nigdy nie nadchodził. A jak zapytałem go, czemu nie sprzeda, to odpowiedział, że „teraz to musimy tylko czekać, bo jak sprzeda, to straci wszystko”.

Z każdej jego inwestycji, która miała „na pewno wystrzelić” jak rakieta, wychodzimy z pustymi rękami. Wujek nadal upiera się, że po prostu trzeba „trzymać długoterminowo”, bo „to kwestia czasu”. Po każdej dużej stracie na rynku znowu obiecuje, że „teraz to na pewno wszystko ruszy do góry”, a potem znowu czekamy na cud. Tak już od kilku lat.

Cała rodzina zaczyna się bać mówić o jakichkolwiek inwestycjach, bo za każdym razem, jak pojawi się temat rynku finansowego, wujek zaczyna wykładać teorię, jak to „wszystko rośnie” i że „to tylko kwestia cierpliwości”. Ciekawe, ile razy jeszcze będzie musiał powiedzieć „to tylko chwilowa korekta”, zanim zrozumie, że może po prostu czas zmienić strategię. Wujku Mój @Nieruszajshitow
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach