Wpis z mikrobloga

#ciekawostki #samochody #motoryzacja #historia

Miał być przełomową maszyną badawczą, okazał się… katastrofą. Plaga nieprzemyślanych decyzji i głupich błędów podczas projektowania sprawiła, że jeden z najbardziej efektownych pojazdów w historii motoryzacji dzisiaj spoczywa zapomniany pod tysiącami ton śniegu gdzieś na lodowej pustyni Antarktydy. Poznajcie smutną historię Snow Cruisera.

34 tony, 17 metrów długości i prawie 5 metrów wysokości. Te liczby nawet dzisiaj robią wrażenie, a przecież ten wynalazek powstał w 1939 roku. Napęd oparto na dwóch sześciocylindrowych dieslach Cumminsa o pojemności 11 litrów i mocy 150 KM każdy. Dodatkowo na pokładzie pracowały dwa generatory i cztery silniki elektryczne. Tak, to była hybryda. W pełni zatankowany Antarctic Snow Cruiser mógł przejechać nawet 8 tysięcy km (dwa zbiorniki mieściły ponad 13 tys. litrów oleju napędowego). Kolos nie był jedynie środkiem transportu. Był również domem i laboratorium dla pięcioosobowej załogi. Na pokładzie znalazła się kuchnia i kabiny pasażerskie a magazyn mieścił zapasy dla całej ekspedycji na kilkanaście miesięcy pracy w całkowitej izolacji na końcu świata. Na dachu przygotowano miejsce dla małego samolotu, który docelowo miał być wykorzystywany podczas polarnych badań.

W ekstremalnych warunkach pogodowych priorytetem musiało być wydajne ogrzewanie, dlatego układ chłodzenia silników był jednocześnie centralnym ogrzewaniem całego pojazdu. Gorący płyn chłodzący rozprowadzany był po całym wnętrzu za pomocą skomplikowanego układu rur i przewodów. Wysokie na 3 metry opony GoodYear na okrągło pompowane były… spalinami z układu wydechowego. Po co? Dzięki wysokiej temperaturze guma zachowywała elastyczność i nie pękała na arktycznym mrozie. Prace projektowe nad ASC ruszyły w 1937 roku a dwa lata później pomysł był gotowy do realizacji. Zbudowanie gotowego egzemplarza zajęło inżynierom zaledwie 11 tygodni a cały projekt kosztował 300 tysięcy dolarów (dzisiaj byłoby to ponad 5 milionów dolarów). Co w takim razie poszło nie tak? Wszystko.

Pod koniec października 1939 pojazd był gotowy i od razu zaczęły się problemy. Okazało się, że Snow Criuser jest za duży by załadować go na pociąg, dlatego drogę z Chicago do portu w Bostonie musiał pokonać na kołach po publicznych drogach. Podróż trwała prawie 3 tygodnie i pokazała, że dwa silniki diesla są za słabe. Układ napędowy nie radził sobie nawet z niewielkimi podjazdami i nie był w stanie rozpędzić pojazdu do projektowej prędkości maksymalnej. Na Antarktydę pojazd popłynął statkiem. Był zbyt duży by zmieścić się w ładowni więc umocowano go na pokładzie. Potem było już tylko gorzej. Chwilę po rozładunku pojazd momentalnie zapadł się w śniegu na głębokość jednego metra.

Szybko okazało się, że pozbawione jakiegokolwiek bieżnika balony GoodYeara są na śniegu bezużyteczne. Nie pomógł również montaż kół zapasowych i zrobienie tzw. bliźniaków na jednej z osi. Pierwsze 150 km misji pojazd pokonał na wstecznym biegu, bo okazało się, że w ten sposób może jechać szybciej. Niestety kolejny raz zapadł się w śniegu i tym razem nie udało się go ruszyć. Od tej chwili działał już tylko jako stacjonarna baza polarna. Wybuch II wojny światowej przerwał badania, naukowców ewakuowano a Snow Cruser został porzucony. Sprzęt udało się odnaleźć dwukrotnie: w 1946 i 1958 roku (w obu przypadkach tkwił głęboko pod śniegiem). Późniejsze próby odnalezienia ogromnego jeżdżącego laboratorium nie przyniosły efektów. Antarctic Snow Cruiser zaginął. Gigant prawdopodobnie leży głęboko pod lodem i śniegiem albo spoczywa na dnie morza. I nikt już go nigdy nie zobaczy. Szkoda…

https://www.facebook.com/share/p/MVy23Ujh7fHoj4Q1/?

Wincy zdjęć pod linkiem
kamil-tumuletz - #ciekawostki #samochody #motoryzacja #historia 

Miał być przełomową...

źródło: Zdjęcie z biblioteki

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz