Wpis z mikrobloga

Na wykopie pojawia się mnóstwo wpisów i wykopalisk o migracji. Od śmierci młodego żołnierza sytuacja w Polsce jest szczególnie napięta, a skala skrajnych treści tylko wzrasta.

Z tego powodu dzisiaj szczególnie zachęcamy do przeczytania całości nowego wywiadu Jakuba Dymka z Chrisem Jonesem*:

Cyfrowe granice. Jak algorytmy mają strzec Europy

Rozmowa skupia się wokół technologii i tego, jak zmienia się postrzeganie granic pod wpływem automatycznych metod nadzoru migracji (i czy w ogóle się zmienia). Jones wskazuje także na specyficzny wpływ polityków na sytuacje migracji oraz niewidzialną rękę biznesu, który przecież może zarobić fortunę na "pilnowaniu granicy".

Nie przeczytacie w tym wywiadzie prostych, populistycznych rozwiązań wszelkich problemów z migracją.

Na zachętę mały fragment:

JD: Czyli mówisz, że celem jest wypchnięcie samej przemocy z dala od administracyjnych granic Europy – tak by mimo wszystko ten drut czy pałka dalej istniały, lecz byśmy nie widzieli ich skutków zbyt blisko nas?


ChJ: Tak, umowy UE z Libią, Tunezją czy innymi państwami dokładnie temu służą. Oczywiście, to tak, że nie ma udokumentowanych przypadków przemocy wobec migrantów w Grecji, Bułgarii, Chorwacji, Litwie, na Węgrzech czy w Polsce. Dla rządów państw europejskich i instytucji UE bardzo wygodne jest jednak delegowanie kontroli migracji na rządy państw, które nie są tak ograniczone prawem, międzynarodowymi konwencjami czy oceną opinii publicznej.


Weźmy Tunezję. Migrantów można wyłapywać w miastach, a następnie wywozić na pustynię pod granicę z innym państwem i pozostawić, żeby tam radzili sobie dalej. Podobnie w Maroko. Jeszcze gorzej jest w Libii, bo tam nie mówimy już o współpracy UE z rządem centralnym, tylko z Libijską Strażą Przybrzeżną. Ta formacja zdaniem wielu obserwatorów nie różni się od bojówki. Misja ONZ wskazuje, że w zakresie traktowania migrantów w Libii wystąpiły przypadki, które mogą być uznane za zbrodnie przeciw ludzkości.


JD: A komu zależy, żeby rozwijać to dalej?


ChJ: Po pierwsze, chodzi o to, żeby zrealizować istniejące już od początku lat 90. marzenie o w pełni zintegrowanym, jednolitym systemie kontroli granic i rejestrowania podróżnych w całej Europie. Chodzi oczywiście o efektywność i uproszczenie biurokracji. Po drugie, o tzw. świadomość sytuacyjną, czyli w europejskim żargonie „zdolność do ciągłego nadzoru i obserwacji granic”. To przekonanie, że musimy wiedzieć, co dzieje się w każdym momencie i na każdym metrze europejskich granic – że to rzekomo niezbędne. A zatem Frontex, europejska agencja ochrony granic, finansuje różne projekty badawcze, by uzyskać nowe narzędzia i połączyć te istniejące na poziomie różnych krajów w całość. Przykładowo: gdzieś na pustyni albo przez morze przemieszcza się grupa ludzi. Musimy wiedzieć, kim są! Czy pogoda im sprzyja? Czy są już na Morzu Śródziemnym? I tak dalej… Trzeci powód to politycy, którzy pragną pokazać swoją sprawczość. To, że „kontrolują” migrację, choć w rzeczywistości wcale jej nie kontrolują. Słowo to służy wyłącznie jako eufemizm na przemoc wobec ludzi o ciemniejszym odcieniu skóry i tych z biedniejszych rejonów świata.


A oprócz tego są jeszcze firmy…


* Chris Jones jest dyrektorem wykonawczym organizacji StateWatch, która zajmuje się pracą analityczną i dziennikarstwem śledczym w zakresie łamania praw człowieka i wolności obywatelskich. Specjalizuje się w zagadnieniach migracji, wymiaru sprawiedliwości i bezpieczeństwa.

#imigranci #europa #prawo #granica
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 0
UWAGA!!Wołam użytkowników, którzy zaplusowali wpis z wołaniem. Jeśli chcesz widzieć, co wrzucamy, zaobserwuj profil:

  • Odpowiedz