Wpis z mikrobloga

Czasami tęsknie. Bardzo długo jednak nie mogłam zdefiniować tego za czym, bądź za kim. Jest to po prostu wewnętrzna tęsknota, która nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, pozwala nam łapać oddech, pozwala się prawdziwie uśmiechać, nawet bardzo nie boli. Nie jest to tęsknota, która zakończy się rzuceniem w czyjeś ramiona, ani zobaczeniem obiektu swej nostalgii. Wręcz przeciwnie. Jest to tęsknota za miejscem, za czasem, za przeszłością. Apogeum mych westchnień zatacza koło w roku 2010, za chwilami, za ludźmi, za tym jak wtedy wszystko było świeże, proste. Może dzięki temu, że minęło już tak wiele czasu potrafię znaleźć w tym czasie same dobre wspomnienia. 29 czerwca, początek sierpnia, długi weekend na 11 listopada, gwiazdka. Prawdą jest to, że doceniamy coś dopiero wtedy, gdy to stracimy. Bo dlaczego mielibyśmy to wysławiać, skoro jest to naszym porządkiem dziennym? Naszą rutyną, oczywistością, przecież nam się to należy, jak to nie? W głowie mam mały film z jeziorem na głównym planie, z drewnianym domkiem, ulewnym deszczem, pustymi butelkami, brudem, stromymi schodami. Później przełączam klatki, aż wskoczą w bujaną huśtawkę ukrytą obok małego stawu z mostkiem. Biały mały domek. Przewrócone słupy za siatką, lejący się żar z nieba, drewniane ławki na tarasie, takie tam bzdety.
Tęsknie za tym jacy byliśmy kiedyś, za maślanymi oczami, za nowo poznanymi ludźmi, za chłodnym piwem nad rzeką. Nie wierzę w żadne czary mary, chwilę, które prysły jak bańka już nie powrócą. Nawet nie powinny powracać, bo przecież już nie będą takie same, tylko nas obciążą rozczarowaniem. Poza tym, nie powinno się wracać do przeszłości, przyszłość niesie ze sobą zbyt wiele dobrych, NOWYCH chwil.
A to by nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Już wiem, o wszystkim trzeba się po prostu przekonać osobiście. Ludzie przecież się nie zmieniają. Zmienia się tylko czas, uczucia, miejsce, oczekiwania, siła. Czasami obecność innej osoby nie pozwala mi na bycie taką, jaką jestem w żadnym momencie. Często udaję, że jest dobrze, byleby uniknąć zwierzeń i pocieszeń. Jednak z drugiej strony dobrze mieć obok kogoś, kto wyciągnie nas z powrotem, gdy wypadniemy za burtę, i dobrze czuć się potrzebnym. Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie – to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? Wszystko bez sensu.
  • 4
  • Odpowiedz