Wpis z mikrobloga

#teatralnakicia <--- tag do obserwowania / czarnolistowania (tekst dostępny też na mojej stronie Teatralna Kicia, na Instagramie i portalu e-teatr)

“Zaproszenie”
Teatr: Teatr Łaźnia Nowa
Reżyseria: Anna Karasińska

Dostałem magiczne zaproszenie do dziwnego świata, w którym wszystko jest bardziej kruche i umowne niż zwykle, piękne i niespotykane. Było to zaproszenie do KFC.

A potem poszedłem na „Zaproszenie” Anny Karasińskiej do Łaźni Nowej.

Teatr Karasińskiej był zawsze dla mnie doświadczeniem magicznym, z pogranicza teatru i otwartej rozmowy z dobrą koleżanką o 3 w nocy w kuchni na imprezie, na najbardziej abstrakcyjne tematy, ale bez zahamowań. To ta rozmowa, która odbija się od różnych wątków, ale mimo wszystko nadal oscyluje wokoło jednolitego rdzenia tematycznego. I ta rozmowa odbywa się na równych prawach każdego rozmówcy i jednocześnie jest w niej coś oczyszczającego, bo pozwala wybrzmieć najbardziej wstydliwym lękom. Spektakle tej twórczyni zaczepiały się we mnie na długie lata, do dziś intensywnie myślę i tęsknię do „Wszystko Zmyślone” z Teatru Starego, a to przedstawienie premierowało się 7 lat temu. Robię ten przydługi wstęp tylko i wyłącznie po to, żeby powiedzieć, że znam teatr Anny Karasińskiej, widziałem sporo jej spektakli i za każdym razem czułem się jakby wyszarpywała mi kawałek duszy.

W Łaźni Nowej Karasińska tworzy bardziej przestrzeń performatywną niż realny spektakl tworzący spójną historię. Już na samym starcie jesteśmy zachęcani przez opis przedstawienia, żeby porzucić wszelkie przyzwyczajenia i oczekiwania (w tym te względem teatru). Karasińska próbuje w „Zaproszeniu” odrobinkę przedefiniować to, kim jesteśmy my – widownia i kim realnie jest aktor oraz jakie są nasze role i relacje między sobą. Już sam początek, który jest próbą wytrzymałości widzów, mocno definiuje cały spektakl. Aktorzy ze sceny wpatrują się w widzów w ciszy przez długie minuty; w tej sytuacji sami już nie wiemy kto na kogo przyszedł popatrzeć i kto dla kogo tutaj gra. Łatwo jednak przy takiej próbie sił przeciągnąć to za mocno i spowodować znużenie, co w moim odczuciu miało miejsce tutaj. Później następuje zupełna zmiana perspektywy i zostajemy zaproszeni za kurtynę, żeby poznać to, co dzieje się na podszewce emocji i na podszewce teatru. Jednak im dalej w las, tym bardziej czułem się rozczarowany. Widzowie doświadczają strumienia świadomości bez jasnego kręgosłupa tematycznego. Miałem wrażenie, że każda scena starała się opowiedzieć o czym innym i bardzo często „Zaproszenie” przypominało bardziej tarzanie się po podłodze i darcie ryja niż przemyślaną konstrukcję znaczeń do jakich przyzwyczaiła mnie Anna Karasińska w swoich poprzednich projektach.

Dotknęła mnie mocno w serduszko scena za czarną kotarą, gdy stoimy pośród kości porozrzucanych na ziemi i Sara Goworowska opowiada o tym, że często śnią się jej straszne potwory, żaby, i opowiada o swojej przestrzeni – pokoju. Dokładnie w takich scenach, takich momentach, teatr Karasińskiej działa na mnie najmocniej. Kiedy jest szczery, prosty i bezpośredni. W pełni zaciekawił mnie ten spektakl w ostatniej scenie, kiedy skupia się na stworzeniu realnej i zrozumiałej dla mnie przestrzeni i wspólnoty. Amelia Śliwa – dziecko (doskonała w swojej roli dzięki szczerości i rezolutności) wciela się w rolę dorosłej mamy, a dorośli aktorzy są jej dziećmi. Do zabawy w dom zaproszeni są też widzowie, którzy mają wspólnie zasiąść do posiłku z Mamą, dziećmi i Żabą. Można dostrzec wtedy, jak śmieszni jesteśmy w swojej bieganinie na co dzień i jak wiele tracimy ze świata. Bardzo podoba mi się proponowana przez Karasińską wizja wspólnotowości żywych, odczuwających istot, w której każdy może przynależeć: dorośli, dzieci, żaby czy nawet mała mysz, która przemyka przez cały spektakl w cieniu tylko po to, by finalnie też być mile widzianą w jednej wielkiej rodzinie. W finale spektaklu czułem właśnie tę Karasińską, którą tak bardzo pokochałem.

W ogólnym rozrachunku jednak „Zaproszenie” potwornie mnie wymęczyło. Zupełnie nie jest to mój rodzaj teatru. Wiele momentów było przeciągniętych do granic wytrzymałości. Bardzo mi szkoda, że tak to się skończyło, bo liczyłem na więcej. Może się komuś to podobać, ale nie mi. Za mało było treści w tej formie, wyniosłem zbyt mało jak na to, ile w to włożyłem skupienia i czucia. Czuję się odrobinę oszukany, bo Anna Karasińska przyzwyczaiła mnie od innej jakości. W „Zaproszeniu” całe dotychczasowe uczucia i wrażliwość zostały pochłonięte przez przytłaczającą nudę. Dodatkowo zupełnie nie widzę, gdzie znajduje się hucznie zapowiadane w wywiadzie poprzedzającym premierę czerpanie z lokalności i kontekstu miejsca, w którym spektakl powstaje. No szkoda, czasem się właśnie dostaje zaproszenie na urodziny koleżanki, której się nie lubi, ale nie wypada nie iść.

#teatr #krakow i trochę #gruparatowaniapoziomu
kiwi_intrygant - #teatralnakicia <--- tag do obserwowania / czarnolistowania (tekst d...

źródło: temp_file443199155757568461

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz