Wpis z mikrobloga

Jako, że są #walentynki to podzielę się z Wami historią miłosną sprzed kilku lat.

Szliśmy na Śnieżnik i w wyższych partiach leżał śnieg. Maszerowaliśmy spokojnym krokiem, trzymając się za ręce i nie mieliśmy absolutnie żadnych większych problemów. Słońce odbijało się od tej białej tafli, muskało delikatnie śnieżne czapy na gałązkach, było idealnie ciepło i po prostu doskonale. W mojej głowie tylko jedna myśl: absolutny zachwyt nad pięknem świata i wdzięczność za to, że mogę to wiedzieć, czuć i słyszeć skrzypienie śniegu pod butami. W pewnym momencie, przy takiej długiej prostej, ON mówi "poczekaj chwilę", odwrócił się do mnie plecami, stanął przy kosodrzewince i coś tam majstruje.

W mojej głowie myśl "o matko, oświadczy się!". Sceneria idealna, serio, oboje kochamy góry a do tego ta biel i brak innych ludzi. Ściągam rękawiczki, poprawiam rzęsę, czekam i czekam, nie podglądam, bo widzę, że walczy, więc pewnie otwiera to pudełeczko z pierścionkiem i jest zestresowany.

W pewnym momencie odwraca się do mnie, uśmiecha najszerzej jak to możliwe i widzę, że jest z siebie dumny. Mówi "podejdź proszę". Podchodzę, serce mi wali jak dzwon, a on "spójrz, wysikałem twoje imię na śniegu".

Koniec.
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach