Wpis z mikrobloga

#motogp #pseudodziennikarstwo
Niegdyś umieszczenie tego zespołu tak nisko szybko załatwiłoby mi wizytę w domu bez klamek. Obecnie jednak, mamy do czynienia nie tyle z rannym lwem, ile lwem w przed lub pośmiertnych drgawkach. Zasadne jest tu pytanie, czy istnieje życie po życiu? I jak właściwie może wyglądać? Zapraszam do lektury.

8 - Repsol Honda Team
#10 - Luca Marini, #36 - Joan Mir

Kiedy wydawało się, że rynek transferowy nie może już być bardziej popieprzony, a nazwiska przymierzane do fotela w HRC zaczęły się kończyć, na scenę cały na czarno (patrz oficjalne testy) wpadł Luca Marini. Ale... Dlaczego? Cóż, odpowiedzią według mnie nie są pieniądze, choć i w tej kwestii Włoch pewnie nie będzie narzekał.

W Ducati Marini radził sobie nieźle, choć trzeba powiedzieć, że jako jedyny miał do czynienia z identyczną maszyną, co sezon wcześniej. Zaczął jednak dość słabo, bo od dwóch wywrotek w Portugalii. Później było już dużo lepiej, pojawiły się pierwsze podia (sprint w Argentynie i niedzielny wyścig w Teksasie), a następnie seria kilku mocnych weekendów.

Marini na dobre zadomowił się w czołowej dziesiątce, ale rzadko był w stanie wykrzesać z motocykla coś więcej, praktycznie zawsze miał przed sobą przynajmniej dwa inne motocykle Ducati. I myślę, że właśnie wtedy zaczął się zastanawiać nad zmianą pracodawcy.

Niemal każdy zawodnik chce w którymś momencie wylądować w fabryce. Umówmy się, w Ducati nie było na to szans. Ale Honda? Są w tak złym miejscu, że potrzebują kogokolwiek, kto będzie w stanie rozwinąć ten motocykl. Być może Marini nie ma wielkiego doświadczenia w tej kwestii, ale wszyscy przyznają, że jest niezwykle drobiazgowy.

Coś jak Dani Pedrosa, tylko w drugą stronę. Włoch po prostu jest za wysoki i za ciężki, żeby wsiąść na motocykl i pojechać na czymkolwiek, więc sądzę, że jego wejście w zespół trochę potrwa. Na jego korzyść działa to, że raczej mało się przewraca. Nie bez znaczenia jest też dobra forma kwalifikacyjna i ewidentnie pasujące mu sprinty (podia w Katarze i Indonezji).

Pewnym problemem Mariniego jest jednak to, że nie radzi sobie wybitnie, gdy w okolicy nie ma mocnych hamowań. Jasne, Honda raczej nie słynie z płynnego pokonywania zakrętów, ale tutaj nie będzie można już tak późno złożyć się w zakręt jak na Ducati, bo zwyczajnie z niego nie wyjedziesz.

Na przeciwległym biegunie, po koszmarnym że wszystkich miar sezonie, jest jego kolega. Joan Mir w przedsezonowych testach wyglądał nieźle, jak i w otwierających sezon treningach. Samo GP Portugalii nie było już jednak wybitne - 11 miejsce, a od Argentyny, z której Hiszpan wyleciał już w sobotę z powodu urazu, zaczęło się piekło.

Ciągłe wypadki, kolejna kontuzja i stan psychiczny tak zły, że całkiem serio gość mający 26 lat rozważał emeryturę. Nie brzmi to jak przepis na sukces, Mir zdecydował się jednak zagryźć zęby. I to nie jest przypadkowe stwierdzenie, bo sierpniowo - wrześniowe cztery rundy bynajmniej nie przyniosły przełamania. Nieco poprawiła się jazda Mira w sprintach, bo przynajmniej je kończył, ale Misano i Barcelonę spokojnie można umieścić w kategorii "zapomniane, wyrzucone z głowy".

Wtedy też ujawnił się chyba największy problem obecnego RC, obok wielu już wykrytych. Kiedy trzeba było długo jechać w złożeniu, ten motocykl po prostu nie posuwał się do przodu. I Mira, który bardziej od reszty zawodników Hondy musiał położyć się na asfalt (kwestia bardziej wzrostu niż stylu jazdy, wiem że Marc szoruje wszystkim czym może, ale po prostu jest mniejszy) dotykało to najmocniej.

Nieoczekiwanie, pewien przełom i chyba jedyne pozytywne 7 dni tego sezonu przyszło w Indiach I Japonii. Na nowym torze Budh Mir zaprezentował się bardzo dobrze i dojechał na 5 pozycji. Nieźle wyglądał też wyścig w Japonii, do momentu aż nie zaparowała mu od wewnątrz szyba, ale 12 miejsce i tak należało zapisać na plus.

Niestety, ilość wywrotek bynajmniej nie spadała. Hiszpan do końca sezonu ukończył zaledwie dwa wyścigi (co ciekawe, w obu zupełnie zepsuł kwalifikacje) na 12 i 14 pozycji. Walencja to już kolejny uraz i odpuszczenie weekendu, aby być gotowym na testy. I te poszły... Nie najgorzej. Bez cienia, który rzucał Marquez, Mir musi się wreszcie przełamać.

Tak jak i sama Honda. Tak, stracili diament. Ale czy w HRC teraz potrzebują diamentu? Moim zdaniem, nie do końca. To znaczy jasne, wyniki są najważniejsze, ale koncepcja motocykla jest tak bardzo w lesie, że trzeba zbudować coś trwałego, co nie będzie wysyłało użytkowników do szpitala przy próbie pojechania szybciej.

Czas pokaże. To wciąż fabryczna Honda, dlatego umieszczam ją przed opisaną wcześniej trójką, nie ma jednak podstaw, aby ocenić ją wyżej, niż jako tych... Najsłabszych że środka, bo taki obraz wyłania mi się po zsumowaniu wszystkiego.
BogdanBonerEgzorcysta - #motogp #pseudodziennikarstwo 
Niegdyś umieszczenie tego zesp...

źródło: temp_file7820622231507706845

Pobierz
  • 5