Wpis z mikrobloga

Jestem już tak bardzo zmęczona bólem, każda chwila kiedy ból choć trochę odpuszcza, jest dla mnie, nawet nie wiem jakich słów użyć. Cudowna? To może aż nazbyt mocne słowo. Czuję się wtedy przez chwilę szczęśliwa, tylko dlatego, że mniej mnie boli. Wraca mi uśmiech i normalnie mówię, a nie przez zaciśnięte zęby. Najgorsza jest w tym wszystkim bezradność, kiedy nie można sobie pomóc, ani nikt inny nie może. Masaże przynoszą mi trochę ulgi, ale właściwie tylko podczas masażu, efekt się nie utrzymuje. Ciężko mi już patrzeć na mamę, która jest na skraju wytrzymałości. Dzień i w nocy, po kilka razy obraca mnie na bok, lub na wznak. Musi przy tym podnosić mnie za biodra, nie jestem szczególnie ciężka, ale moja mama jest malutka i ma problemy z kręgosłupem.
Dlatego tak ciężko mają rodzice dzieci z niepełnosprawnością. Prędzej czy później, sami zaczynają chorować. Dzieci są coraz cięższe a opieka coraz trudniejsza. Na szczęście w moim przypadku to "świeża" sprawa, ponieważ po operacji, która doprowadziła do niedowładu, od razu trafiłam do hospicjum. Teraz była kolejna operacja i chciałyśmy z mamą żebym mogła odpocząć trochę w domu, przede wszystkim psychicznie. Teraz muszę dać mamie odpocząć, po nowym roku jadę do hospicjum, jeszcze nie mam dokładnego terminu, ale z tego co wiem, nie powinnam długo czekać. Cieszę się bo dostanę salę pojedynczą z łazienką.
Hospicjum to specyficzne miejsce, trzeba przywyknąć do śmierci. Jakoś się z nią oswoić. Przez większość czasu, będąc tam, miałam salę pojedynczą, ale były sytuacje w których trzeba było mnie przenieść. Kiedy mój stan się pogorszył i z rehabilitacji wróciłam do hospicjum, trafiłam na salę z trzema łóżkami a pani która miała łóżko koło mnie była w agonii. Czyli w stanie umierania po prostu. Niesamowite było, to że walczyła ze śmiercią tydzień i zmarła dopiero kiedy jej druga córka przyjechała się z nią pożegnać.
Lekarz jednej z jej córek powiedział, że mama ma niesamowicie silną wolę i tylko, to trzyma ją przy życiu. Kiedy druga jej córka skróciła urlop i przyjechała do mamy, ta w spokoju na drugi dzień rano odeszła. Przy pierwszej śmierci, której miałam być świadkiem, mój mózg odciął mnie od wszystkiego. Zasnęłam i obudziłam się po wszystkim i jakże byłam zdziwiona, bo ponoć było dużo zamieszania a mój sen wcale nie jest, aż tak silny. Wtedy takie rzeczy bardziej mnie stresowały, teraz jakoś się uodporniłam. Pewne dlatego, że ludzie w hospicjach odchodzą zazwyczaj spokojnie. Bez krzyków, jęków, bez oznak cierpienia. Zamykają oczy i już ich nie ma.
  • 1