Wpis z mikrobloga

Mogę się tylko domyślać, czy ten defekt miał związek z regularnym kontrolowaniem jakości sprzedawanych wyrobów przez jego matkę w czasie ciąży. Ważny jest fakt, że Maciek był beneficjentem jakiejś dziwnej fundacji, do której chodził na zajęcia, czy tam terapię i rysował laurki, w zamian za co zakupili dla niego aparat słuchowy, a było to krótko przed tym jak go poznałem. Dzięki temu Maciek mógł jako-tako słyszeć oraz nadrobić naukę mówienia - niestety będąc już kilkuletnim dzieckiem, przez co miał z tym problemy. Pamiętam jak chciał krzyknąć do swojego brata: Michał! Ty dupo, #!$%@?! A w praktyce brzmiało to mniej więcej: Mikau, dy gugo pierdajaj!

Tak sobie po swojemu „gagał” i właśnie od tego sposobu mówienia ukuliśmy z moją mamą jego pseudonim – Gaga. Już nie chodziłem z Maćkiem na drugie podwórko pograć w gałę, chodziłem z Gagą. Oczywiście pseudonim funkcjonował tylko u mnie w domu, do niego wołałem normalnie, Maciek. To znaczy – Nakiek. Upodobniałem styl mówienia do jego, bo myślałem, że tak będzie mu łatwiej. Do dziś mi został ten głupi nawyk, że jak z kimś dłużej rozmawiam to mimowolnie zaczynam mówić podobnie. Raz tak prawie #!$%@? dostałem od pijanego Kaszuba, bo myślał, że go przedrzeźniam.

Gaga starał się być chłopcem normalnym, ale przez niedobór interakcji z otoczeniem w początkowych latach życia był nieco dziki. Pamiętam jak zaprowadził mnie do śmietnika i powiedział żebym zdjął spodnie, co jako dziecko ufne i spolegliwe zrobiłem bez protestu. Maciek klęknął i na chwilę wsadził sobie moją rozwielitkę do ust, po czym zaczął chichotać rubasznie. Nic nie ssał, tak tylko potrzymał, ja nie gej. Nie wiem, może na filmie widział albo u rodziców i myślał, że to jakaś zabawa. Też wtedy nie wiedziałem o co chodzi. Pomyślałem tylko – eh Gaga, jakiś ty głupi. No dobra ale ja nie o tym chciałem.

Na naszej dzielnicy, jak na wielu innych w tamtych czasach funkcjonowała świetlica środowiskowa – nie wiem czy dobrze to nazywam – chodzi mi o takie miejsce, gdzie dziewczynki z osiedla zakładały jakieś grupy typu „Niebieskie Motylki” i tam sobie śpiewały albo ćwiczyły jakieś układy choreograficzne, a inne dzieciaki mogły przyjść i np. pograć w planszówki. No i raz buszując z Gagą po trawnikach w poszukiwaniu pieczarek (nie pytajcie) zauważyliśmy jak za oknami świetlicy trwają takie zajęcia. Grupa dziewczynek ubrana w jednakowe, zielone kostiumy ćwiczyła pod okiem opiekunki jakiś układ taneczny, śpiewając piosenkę o jakimś tam jeziorku czy coś. Chwilę tak staliśmy z Gagą gapiąc się przez okno, po czym wypalił do mnie „Ka kera ko grobie!” (pa tera co zrobię), po czym wbiegł do budynku, stanął za tymi dziewczynkami i wydarł japę „AAAAEEEE KUUUULLLWAAA!” a po chwili konsternacji dodał „RZYGI!”.

Potem sytuacja działa się szybko, opiekunka grupy zaczęła drzeć się na Gagę, złapała go za chabety i po prostu #!$%@?ła za drzwi krzycząc, że zawoła do nas dzielnicowego. Gaga jeszcze napluł na drzwi po czym uciekliśmy w przerażeniu. Byłem w niemałym szoku i bałem się, że policja przyjdzie do mojego domu. Niestety Gaga zaczął to traktować jako dobrą zabawę, no jednak patus to patus. Zaczął tam przychodzić i drzeć japę. Ja jako grzeczne dziecko nie chciałem brać w tym udziału. Nasze więzi znacznie się wtedy rozluźniły.

Czasem widziałem jak tam siedzi i ku mojemu zdziwieniu, opiekunka grupy zaczęła tolerować jego obecność. Nie wiem, może się po prostu poddała i użyła ulubionej metody pedagogów czyli „ignoruj go to mu się znudzi”. Krótko po tym rodzinę Gagi przesiedlono do jakiejś socjalnej rudery w najgorszej części miasta, w nagrodę za walczenie z kapitalizmem i niepłacenie czynszu w blokach. Tak nasza droga rozeszła się na dobre.

Tego lata zawitałem na jednym z festiwali. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a ja w wiosce piwnej chyliłem się ku upadkowi moralności. Na małej scenie trwała zmiana zespołów. Usłyszałem kilka próbnych akordów na rozstrojonej gitarze i zaczął się kolejny koncert. Wytrzeźwiałem w 10 sekund, dreszcz przeszedł po moich plecach, kiedy usłyszałem ze sceny znajome:

„AAAAAEEEEAAA #!$%@?!”

„HA! FIUT! RAZ DWA!”

Stałem jak wryty. Na scenie stał ściorany życiem chłop, który nie przypominał Gagi, ale ja wiedziałem, że to on. Ten głos. Ta wada wymowy która została. Za nim wiły się zielonowłose, przepite Karyny z gitarami. Wtedy zrozumiałem co się stało 24 lata temu. Maciek nie chodził tam, żeby uprzykrzyć im życie. On z nimi założył punkową kapelę. Na tylnej ścianie sceny został rozwinięty ogromny baner z logo zespołu: Gaga / Zielone Żabki.

Od tego festiwalu gorzej śpię, więcej myślę. Maciek, jeżeli to czytasz, przepraszam. Spotkajmy się w śmietniku przy Sobieskiego, wiesz którym. Będę czekał w każdą środę po zmroku.
#pasta
  • 1