Wpis z mikrobloga

Tak myślę o samotności i procesie terapii. Na start pozbyłem się lęków, nerwicy, objawów somatycznych - wynikających z duszenia emocji, blokowania ich. To był mój pierwszy mechanizm obronny, wyrobiony w dzieciństwie. No i tak sobie żyłem bez tego mechanizmu ale cierpienie spowodowane samotnością dalej istniało, mimo wyleczenia innych zaburzeń z powoduo braku powodzenia w aspekcie romantycznym. No to wpadłem w przygode z narkotykami, jakiś czas temu zacząłem pić gdy mnie nachodziły te smutne, obezwładniające emocje przygnębienia.
No to psychiatra mnie uczulił, że to kolejny mechanizm obronny i reguluje nastrój za pomocą używek. Przestałem to robić.
Powiedzieli też, że to normalne, ze czuje się smutny, zły, przygnębiony i rozczarowany z powodu tak długotrwałej samotności i braku zaznania bliskich uczuć kiedykolwiek.
I teraz tak myślę, że to błędne koło bo teraz nie zwalczam tych emocji, pozwalam sobie to przeżywać ale te emocje nie osłabną, nie znikną, będę tak cierpiał z miesiąca na miesiąc coraz gorzej widząc jak z biegiem czasu coraz dalej mi do "normalnej" osi rozwoju socjalnego - bo to normalne, że tak się będę czuł właśnie.
Dlatego pewnie teraz jak znowu funkcjonuje normalnie i czuje się przyzwoicie to będę musiał nowy mechanizm obronny wymyślić xD
Bo nie wyobrażam sobie żyć przeżywając to nieustannie, już na tym etapie mam po prostu tego dość, nie jestem w stanie przetrawić tego wszystkiego.
Jedynie zbudowanie relacji może zaspokoić potrzebe bliskości a tego nie jestem w stanie osiągnąć, z terapią, lekami i wszystkim innym czego próbowałem.
Teraz na tapecie mam myśl, że skoro ja nie jestem w stanie znieść tego jak wygląda moja życie, jak się czuje, to musze wytworzyć alter ego, które będzie umiało, zrobi to za mnie.
#samotnosc #terapia #przegryw
  • 1
  • Odpowiedz