Wpis z mikrobloga

#kosmos #wrzechswiat #ufo #ciekawostki

28 czerwca 2009 roku na uniwersytecie w Cambridge odbyło się uroczyste przyjęcie zorganizowane przez profesora Stephena Hawkinga. Zaproszenia miały charakter otwarty i nie wymagały nawet potwierdzenia. Nikt nie przyszedł. To może dziwić, bo przecież Hawking za życia było bardzo popularny i wiele osób rzuciłoby wszystko, byle tylko móc z nim chwilę porozmawiać. Było jednak małe „ale” – zaproszenia pojawiły się dopiero po imprezie. Były bowiem skierowane do… podróżników w czasie.
Może Hawking udowodnił co najwyżej, że nikt z podróżników w czasie nie był/będzie zainteresowany tą imprezą? Tak naprawdę był to przejaw poczucia humoru naukowca, który w ten sposób chciał udowodnić ludziom niespecjalnie biegłym w zagadnieniach fizyki, że podróże w czasie są niemożliwe.
No dobrze, ale co z tego? Otóż jedna z koncepcji wyjaśnienia fenomenu UFO twierdzi, że goście z kosmosu, nawiedzający nas w latających spodkach albo metalicznych cygarach, to my sami, a ściślej nasi potomkowie, tyle że z przyszłości. Coś jakby archeolodzy z kolejnej ery, dysponujący znacznie lepszym sprzętem niż ci z początku XXI wieku. Dzięki profesorowi Hawkingowi ten trop możemy na razie porzucić.
O ile przez lata doniesienia o pojawieniu się UFO były odbierane tak jak dziś teorie płaskoziemców, o tyle oficjalnych publikacji Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych i amerykańskiej administracji nie można, ot tak, zignorować. Przypomnę, że ujawniono kilka nagrań obiektów zachowujących się w sposób „wykraczający poza to, co byśmy nazwali następną generacją”. Chodzi oczywiście o następną generację sprzętu wojskowego. Obiekty z nagrań rejestratorów pokładowych myśliwców zachowują się inaczej, niż należałoby się spodziewać po pojazdach stosujących znane systemy napędowe.
Nie byłby to pierwszy raz, gdy armia posługuje się fejkowymi informacjami, więc czujność jest wskazana. I nawet nie mam na myśli Strefy 51. Nie wierzymy w efekty specjalne w hollywoodzkich filmach, ale jeśli efekty specjalne pokaże administracja rządowa, to już nie wierzymy w nie nieco mniej. Warto pamiętać, że żyjemy w czasach, kiedy od utajniania łatwiejsze jest preparowanie fikcyjnych informacji. Robi się to w taki sposób, by przypadkowe ujawnienie prawdy wszyscy zbyli machnięciem ręki. Prawda ma być nieodróżnialna od fikcji.
To może być też zwykły fake stworzony na wyższych szczeblach władzy i służący nieznanemu jeszcze celowi. Może jakieś think tanki doszły do wniosku, że ludzkości potrzebna jest teraz świadomość, że ktoś nas obserwuje i może pora się trochę ogarnąć?
Warto tu sprecyzować, że oficjalnie nikt nie wspomniał o kosmitach, lecz o UFO (ang. unidentified flying object, czyli niezidentyfikowany obiekt latający). I wprawdzie temat UFO ostatnio przegrywa w mediach z doniesieniami bardziej aktualnymi zza naszej wschodniej granicy, to jednak nie zniknie. A skoro nie możemy poznać natury obserwowanych obiektów, to zamiast tego zastanówmy się, czy czysto teoretycznie mogą one być pochodzenia pozaziemskiego.
Dla ścisłości wszyscy jesteśmy pochodzenia pozaziemskiego. Pierwiastki budujące nasze ciała powstały wewnątrz dawno już nieistniejących gwiazd. No może jest kilka wyjątków, jak np. wodór, ale nie psujmy tej poetyki. Być może samo życie na Ziemi też powstawało wiele razy i my jesteśmy obcymi we własnym świecie. I może nawet przy okazji nasi przodkowie zeżarli to życie, które tu istniało wcześniej. Jednak przy obecnym poszukiwaniu życia pozaziemskiego skupiamy się raczej na przejawach działalności cywilizacji, nie na banalnym metabolizmie.
Paradoks Fermiego to już klasyczne pytanie o naszą samotność. Albo jesteśmy tylko my, albo życie we wszechświecie jest powszechne, wszelkie stany pośrednie mają jeszcze niższe prawdopodobieństwo. Skupmy się na tej powszechności, bo w przeciwnym razie nie ma o czym pisać. Wielkość i wiek wszechświata sugerują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych cywilizacji, a jednak jakoś ich nie spotykamy. Zatem albo zaawansowane technicznie życie jest znacznie rzadsze, niż się sądzi, albo metody obserwacji są niewłaściwe. Zatem, gdzie oni są? Jeśli nie liczyć nieostrych nagrań talerzy i cygar…
Mogą się na przykład nie interesować kosmosem. My, Homo sapiens, jesteśmy ciekawi kosmosu, bo od zawsze obserwowaliśmy gwiazdy. Ale wystarczyłyby inne warunki panujące na naszej planecie, np. zwarta powłoka chmur, by naszą ciekawość kosmosu mocno ograniczyć.
Jedną z bardziej przekonujących odpowiedzi na Paradoks Fermiego jest Równanie Drake’a. To wzór próbujący określić, ile cywilizacji technologicznych istnieje i jakie są szanse porozumienia z nimi. Trudno rozwiązać to równanie przy małej precyzji określenia danych wejściowych. Ale wielu próbowało. Pesymistyczny wynik to 5 milionów inteligentnych cywilizacji zamieszkujących obecnie obserwowalny kosmos, z czego 250 tysięcy jest zdolnych nas odwiedzić. Całkiem sporo, ale nadal jakoś ich tu nie widać. Nie licząc spodków i cygar…
Wyjaśnienie może być banalnie proste – najpierw trzeba nas znaleźć. Nasz gatunek, zależy jak liczyć, ma kilkaset tysięcy lat. Fale radiowe odkryliśmy nieco ponad sto lat temu, a od ponad pół wieku żyjemy w cieniu zagrożenia nuklearną zagładą. To oznacza ledwie pięćdziesiąt lat bezpieczeństwa. Może więc poszukiwania cywilizacji trzeba zacząć od wypatrywania blasku prymitywnych ognisk albo skutków wojny nuklearnej. Co prowadzi do smutnej konstatacji, że cywilizacja zdąży jedynie wysłać w kosmos krótkie „Hejka! Tu jesteśmy! Odbiór!”, a zwrotnego sygnału już nie będzie komu odebrać. Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazuje dobitnie, jak głęboko można mieć w tyle wszystko poza doraźnym interesem. Przyszłość cywilizacji? Przyszłość ludzkości? Nie, liczy się moje oligarchiczne plemię i stan konta na dziś.
Może zresztą lepiej siedzieć cicho. Historia ludzkości pokazuje, że spotkanie cywilizacji na różnym stopniu rozwoju zwykle kończyło się podbiciem lub nawet zniszczeniem tej mniej zaawansowanej technologicznie, słabszej. Jesteśmy drapieżnikami, więc ciekawi nas świat, podróżujemy, przy okazji zdobywamy i niszczymy. Oczywiście to może być nasza ziemska antropomorfizacja, jednak rozsądnie jest zakładać na wszelki wypadek, że goście z kosmosu też są drapieżnikami.
Cixin Liu w powieści Ciemny las wyjaśnił, czemu lepiej siedzieć cicho. Obcy mogą być nastawieni wrogo z jednego tylko powodu – będą się bać naszej potencjalnej wrogości. A najlepszą formą obrony jest atak. Z kolei Peter Watts swoje Ślepowidzenie oparł na pomyśle, że samo odebranie sygnału, który jest niezrozumiały, może zostać zinterpretowane jako akt agresji. Stanisław Lem w swojej ostatniej powieści, Fiasko, wprost napisał o niemożności porozumienia. Odwrócił popularny motyw SF o Obcych atakujących Ziemię. To ludzie, zirytowani oporem innoplanetarnych tubylców, sięgają po przemoc, by wymusić kontakt.
Arthur C. Clarke powiedział: „Istnieją tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające”.

Źródło FB.
  • 6
  • Odpowiedz
  • 1
@Herflik: mam podobne odczucie i przyjemnie się czyta wpisy tego pana dlatego postanowiłem to tu wkleić ale lepiej być ignorantem przeczytać początek i koniec i stwierdzić że się wszystko wie a "czytanie mądrych rzeczy jest nudne"
  • Odpowiedz