Wpis z mikrobloga

@L3gion: Święty spokój to będziesz miał #!$%@? w grobie konfederodurniu. Liberlandy nie istnieją, są utopią, nawet bardziej niż komuna w Korei Północnej. Jesteś częścią społeczeństwa czy ci się podoba, czy nie i będziesz się dokładał swoją część do tego, o czym wspólnota zadecyduje, koniec kropka. Jedyne pole manewru polega na tym, czy wspólnota będzie mieć system wartości bandy zahukanych #!$%@?ów i w tym kierunku będzie ciągnąc cały kraj, czy może będzie
#!$%@?ć wspólnotę, a na jej miejsce wprowadzić zatomizowaną zbiorowość rządzącą się prawem dżungli jak to się uroiło twoim idolom


@niecodziennyszczon: w drugiej połowie XIX wieku w Stanach ten liberland istniał i nie żyło się w nim gorzej niż w innych krajach, a nawet zaryzykuje twierdzenie że było to jedno z lepszych miejsc do życia - jak na swoje czasy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że współczesny człowiek nie przeżyje bez
@niecodziennyszczon: tak jak komunizm?
Wiem że to pewien model teoretyczny ale warto do niego dążyć. Umiarkowana atomizacja podoba mi się bardziej niż przymusowe uspołecznianie.
Krańcowe stadium "my wspólnota" widać w konfucjańskich społeczeństwach azjatyckich. Wolę nasz zgniły europejski indywidualizm.
Krańcowe stadium "my wspólnota" widać w konfucjańskich społeczeństwach azjatyckich. Wolę nasz zgniły europejski indywidualizm.


@thorgoth: To jest znacznie bardziej skomplikowane, bo ten kolektywizm i indywidualizm może być dość różnie pojmowany. Tu taj dość ciekawie zostało to opisane w kontekście tych wydawało by się najbardziej kolektywnych Europejczyków, czyli Skandynawów w porównaniu do Azji: https://erik-engheim.medium.com/collectivism-in-nordics-and-asian-compared-e29faf529044