Wpis z mikrobloga

Pamiętam, jak pod koniec sierpnia '96 siedziałam z Tatą na pomoście przy jeziorku w którejś z tanich turystycznych dziur. Oprócz obskurnych nieco pól namiotowych i zdezelowanych przyczep kempingowych, stały element krajobrazu stanowiły tam blaszane budy z menu wyklejonym na frontach czcionką Cooper i oferujące wczesnokapitalistyczne, urobione pod polski gust i możliwości odpowiedniki fastfoodów i prawdziwą kokakolę.

Tato karmił mnie frytami z takiego właśnie blaszaka, wielkimi, szorstkimi dłońmi i tym maleńkim plastikowym widelczykiem sprawnie wykończył jeden rożek i zapytał, czy chciałabym jeszcze. Pewnie, że chciałam, miałam przecież cztery lata. Nie wiedziałam jeszcze, co to odpowiedzialność, tłuszcze nasycone ani, że pewnego dnia przestanę do Taty mówić "kocham cię".

Żadne już podgniwające mostki nie chybotały się później tak samo, zapach tygodniowej frytury i bujnej, choć umierającej powoli roślinności na zawsze wpisały się w olfaktoryczną mapę szczęścia, bliki słońca w wodzie i w tłustym papierze nawet w ułamku nie dorównywały tym z pierwszego w życiu wspomnienia

#nostalgia #feels
  • 1