Wpis z mikrobloga

Wojna na wyniszczenie

Każda wojna ma swoją własną specyfikę np. warto zwrócić na ogromne różnice między specyfiką I Wojny Światowej oraz II Wojny Światowej, mimo że toczyła się ona z udziałem tych samych mocarstw, na tym samym terytorium, a obie wojny dzieliło zaledwie 20 lat. Nie bez przyczyny mówi się, że generałowie zawsze przygotowują się do poprzedniej wojny. I mam wrażenie, że współcześni fotelowi generałowie oceniają wojnę na Ukrainie przy pomocy kalek z czasów II Wojny Światowej, oczekując spektakularnych manewrów zaczepnych, gdzie armia prowadząca ofensywę przełamuje front i wlewa się na zaplecze przeciwnika, zajmując ogromne połacie terenowe.

To nie jest taka wojna. Choćby armiami Rosji czy Ukrainy dowodził sam geniusz sztuki operacyjnej w rodzaju Napoleona, nie osiągnąłby wiele więcej niż to co możemy obserwować od roku po obu stronach frontu. Uwarunkowania techniczne sprawiają zwyczajnie, że obrona jest znacznie łatwiejsza niż atak. Obu stronom stosunkowo łatwo sparować ogromny atak, przy sporych stratach przeciwnika - przypomina to trochę realia I Wojny Światowej, ale są różnice. Przede wszystkim nie da się zaatakować z zaskoczenia, bo z kosmosu wszystkie przygotowania będą doskonale widoczne. Skoncentrowane siły łatwo zniszczyć skoncentrowanym ogniem artylerii, zmasowany atak pancerny zatrzyma kilka drużyn wyposażonych w nowoczesny sprzęt przeciwpancerny, wspartych przez artylerię i własne czołgi działające z zasadzki oraz helikoptery. Z kolei lotnictwo jest bezradne na skutek ogromnego nasycenia armii obu stron systemami przeciwlotniczymi. Dokonane przełamanie łatwo zaryglować, ponieważ na tej wojnie wszystkie wojska są "szybkie". Nawet lekka piechota porusza się po własnym terenie w ekspresowym tempie terenówkami - w godzinę da się przerzucić odwody na dystans 100 kilometrów przy pomocy zwyczajnych samochodów osobowych. Z tego samego powodu trudno okrążyć oddziały przeciwnika bo one także mogą wsiąść w samochody i ekspresowo opuścić zagrożony teren.

Nawet jeśli zmasowany atak się uda i przełamie front obrony, to przeciwnik wysyła własne brygady pancerne i zmechanizowane do kontrataku, co może się źle skończyć dla przeciwnika, który się zanadto wyforsuje naprzód.

To nie jest wojna wielkich manewrów w skali operacyjnej. Tak naprawdę ta wojna przypomina bardziej I Wojnę Światową na Froncie Zachodnim niż II Wojnę Światową, chociaż też nie do końca. Podobieństwem jest to, że w tej wojnie dużo łatwiej jest się bronić niż atakować i nie jest to wojna wielkich manewrów. Kolejnym podobieństwem jest to, że jest to de facto wojna na wyczerpanie.

Ukraińcy i Rosjanie dysponują określonymi zasobami. Zasobem jest wszystko. Sprzęt wojskowy, amunicja, system logistyczny, ludzie, zdolność do szkolenia tych ludzi (na którą składają się instruktorzy, poligony, sprzęt szkoleniowy) itd.

Specyfika tej wojny polega na tym, że rozstrzyga się ona nie tyle na szczeblu operacyjnym, co na szczeblu taktycznym. To wojna w skali mikro, gdzie wszystko jest w rękach raczej dowódców średniego szczebla dowodzących brygadami, batalionami, kompaniami i plutonami. Celem manewrów w skali taktycznej jest zadanie przeciwnikowi większych strat niż samemu się ponosi. Chodzi o to, aby prowadzić walkę w taki sposób, żeby na każdy stracony czołg, niszczyć 3 czołgi wroga, na każde stracone działo niszczyć 3 działa wroga, na każdego straconego żołnierza zabijać 3 żołnierzy wroga. Chodzi o to, aby toczyć walkę z przeciwnikiem przez długi czas, utrzymując niekorzystną dla niego proporcję strat doprowadzając do sytuacji, w której nie będzie on mógł odtwarzać swojej gotowości bojowej tj. do sytuacji, w której straty będą wyższe niż uzupełnienia. Celem jest degradacja zdolności bojowej przeciwnika. I dlatego decydujące znaczenie ma szczebel taktyczny, gdzie od talentu dowódców średniego szczebla, niższego szczebla i samych żołnierzy zależy stosunek strat np. dowódcy wysokiego szczebla mają minimalny wpływ na to, że operator drona rozpoznawczego wykrywa wartościowy cel, a dobrze wyszkoleni artylerzyści go niszczą.

Mam wrażenie, że cała ta kontrofensywa ma właśnie polegać na rozpoczęciu walk, których póki co głównym celem jest degradacja zdolności bojowej Rosjan szybsza od możliwości Rosjan do odtwarzania tej zdolności. Kontrofensywa będzie polegała na dywersji partyzantów na tyłach, rażeniu logistyki, masowym użyciu dronów do bombardowań, ostrzałach artyleryjskich na wykryte cele oraz starciach bezpośrednich - głównym celem tych działań jest niszczenie rosyjskiego sprzętu, eliminowanie żołnierzy, męczenie ich pod względem fizycznym i psychicznym, zmuszanie do zużywania amunicji, zmuszanie do ujawniania swoich pozycji, do wykonywania manewrów (które pozwalają na wykrywanie jednostek, a w konsekwencji ich ostrzelanie z daleka), zdegradowanie logistyki, aby ta nie była w stanie uzupełniać braków itd.

Dopiero gdy zdolność bojowa przeciwnika zostanie w wystarczającym stopniu zdegradowana tj. po wyczerpaniu się Rosjanom zapasów amunicji, zniszczeniu odpowiedniej ilości sprzętu, wyeliminowaniu odpowiedniej ilości personelu wojskowego, wymęczeniu fizyczne pozostałej części personelu, degradacji szlaków komunikacyjnych na tyłach itd. pojawi się możliwość przeprowadzenia właściwego ataku tj. do przełamania obrony i dojścia do morza.

Oczywiście warunkiem jest nie tylko zdegradowanie zdolności bojowej Rosjan, ale także zachowanie wystarczającej zdolności bojowej po swojej stronie.

W tym sensie zajmowanie terenu nie jest póki co celem samym w sobie tylko środkiem do tego celu. Zaporoże to obszar, którego Rosjanie nie mogą odpuścić. Muszą tam zostać i się bronić. Nie mogą sobie pozwolić na odwrót. Jest to obszar, na którym można ich zmusić do walki, w której się wykrwawią.

Istnieje znaczna szansa, ze kalkulacje Ukraińców są słuszne. Ukraińcy dysponują możliwości szkolenia żołnierzy z pomocą zachodnich instruktorów - stąd prawdopodobnie mogą szkolić żołnierzy w większej ilości tj. łatwiej zastępować straty. Ponadto szkolenie to ma wysoką jakość. Zapasy amunicji i rakiet uzupełnia Ukraińcom zachodni przemysł zbrojeniowy, natomiast Rosjanie mogą liczyć głównie na własne możliwości produkcyjne - ponownie Ukraińcy mogą w tym momencie mieć łatwiejszy dostęp do amunicji oraz jej dowożenia na front. Zauważcie, że po poniesieniu strat Amerykanie natychmiast wyrazili gotowość uzupełnienia zniszczonych Bradleyów. To oznacza, ze Ukraińcy bardzo szybko będą mogli odtwarzać zdolność bojową jednostek wyposażonych w zachodni sprzęt. Zwłaszcza, że dysponują dostępem do zaplecza remontowego NATO. Doszliśmy do momentu, w którym to Ukraińcy mogą prawdopodobnie odtwarzać zdolność bojową szybciej niż Rosjanie.

Stąd korzystna z ich punktu widzenia staje się koncepcja walki na wyczerpanie. I to będziemy oglądali przez kolejne tygodnie, być może miesiące. Kolejne straty po obu stronach - aż w końcu Ukraińcy zdecydują się na rozstrzygające uderzenie, gdy uznają ze Rosjanie są już dostatecznie słabi. Chyba, że do tego czasu rosyjska armia sama ulegnie dezintegracji, razem z reżimem który chroni.

Całkiem uzasadnione jest także założenie, że proporcje strat będą dla Ukraińców korzystne. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze dysponują lepszym zwiadem satelitarnym i mają więcej dronów rozpoznawczych. Po drugie w wielu aspektach dysponują przewagą technologiczną (np. pociski stormshadow/scalp, himmarsy, duże nasycenie noktowizją itd.). Po trzecie mają bardziej zmotywowany, a zakładam że i lepiej wyszkolony personel. Po czwarte mają inteligentniejszych i lepiej wykształconych żołnierzy (Rosja to kraj kolonialny, gdzie metropolia w postaci Moskwy i Petersburga wyzyskuje prowincje - w prowincje się nie inwestuje, więc poziom szkolnictwa jest tam niski, a w konsekwencji głupi są także ludzie, którzy na niej mieszkają, a oni właśnie stanowią mięso armatnie dla reżimu moskiewskiego tj. zdecydowaną większość armii, bo młodzi z Moskwy i Petersburga wolą imprezować niż walczyć).

Oczywiście nikt nie przyzna, że to będzie walka na wyniszczenie bo stwierdzenie, że trzeba rzucić do ataku i poświęcić np. 20 000 własnych żołnierzy, aby (przy założeniu, że wszystko dobrze pójdzie) wyeliminować 40 000 żołnierzy wroga (a do tego należy dodać straty sprzętowe, ale to akurat nieważne w tym aspekcie) byłoby nie do przyjęcia dla opinii publicznej w kraju i na Zachodzie. Taka wizja budziłaby niesmak. Na Zachodzie ostatni raz takiej taktyki próbowali Niemcy pod Verdun w 1916 roku kiedy założyli sobie, że zmuszą Francuzów do przyjęcia bitwy pod Verdun, gdzie będą im zadawać trzykrotnie większe straty od ponoszonych przez własną armię, co doprowadzi do zwycięstwa. Wtedy nie wyszło, ale tym razem szanse są znacznie większe.

Jeśli moje przewidywania są prawidłowe, to czekają nas jeszcze długie tygodnie walk, zanim dojdzie do jakichkolwiek rozstrzygnięć, a kluczem do ostatecznego sukcesu będzie korzystna proporcja strat, która pozwoli na osłabienie przeciwnika w takim stopniu, który pozwoli na przeprowadzenie ataku (albo zmusi go do odwrotu). Warunkiem powodzenia jest także to, że Zachód będzie nieustannie dosyłał uzupełnienia sprzętowe oraz amunicję - tak aby Ukraina mogła uzupełniać siły szybciej niż Rosjanie.

Warto zauważyć, że taki scenariusz miał miejsce już pod Chersoniem. Pod Chersoniem nie doszło do żadnych spektakularnych manewrów. Po prostu na skutek ciągłych walk i degradacji zdolności bojowej, Rosjanie stali się tak słabi, że sami się wycofali na drugi brzeg aby uniknąć katastrofy. Manewry ukraińskie podczas tamtej bitwy miały tylko jeden cel - sprawienie, aby degradacja zdolności bojowej wroga była łatwiejsza np. przez zdobycie dogodniejszych pozycji dla własnej artylerii. I tu będzie podobnie z tą różnicą, że istnieje znaczna szansa na to, że Rosjanie będą walczyć do końca tj. do odwrotu z przyczyn politycznych nie dojdzie.

#ukraina #rosja #wojna
  • 6
  • Odpowiedz
Nie bez przyczyny mówi się, że generałowie zawsze przygotowują się do poprzedniej wojny


@Blackmore: tak to myśli stary wojskowy beton. II wojna światowa to właśnie wiele państw wyciągnęło dobre wnioski po I, przygotując się w poszczególnych aspektach na wojnę która będzie. Nawet Francja nie myślała przeszłością.
  • Odpowiedz
@Blackmore: w pewnych aspektach tak, a w innych nie. Linia Maginota miała skrócić bardzo długą linię frontu. By wojna nie działa się na terytorium Francji a w Belgii i Holandi. Niech tam tam będą niszczycielskiej działania wojenne.

Właśnie Francja postawiła na nowoczesą marynarkę, lotnictwo i czołgi. Co do samolotów... II wojna pokazała, że trzeba się było wstrzelić w dobry moment modernizacji wojska. Francja zrobiła to za wcześnie względem wybuchu II wojny
  • Odpowiedz
Z tego samego powodu trudno okrążyć oddziały przeciwnika bo one także mogą wsiąść w samochody i ekspresowo opuścić zagrożony teren.


@Blackmore: Jednakże muszą wtedy porzucić spor sprzętu - stąd te niebotyczne zdobycze sprzętowe Ukrainy.

Francja zrobiła to za wcześnie względem wybuchu II wojny światowej i skończyli z masą nie aktualnego sprzętu. Gospodarczo nie byli w stanie tego szybko wymienić na nowe. To była ogromna przewaga Niemców, że ich sprzęt nie musiał
  • Odpowiedz
@Blackmore: No i większość społeczeństwa myśli że walczą tam główni młodzi ludzie, tak jak na poprzednich wojnach - teraz jest inaczej, ze względu na słabą demografię mało jest młodych ludzi, no i 20-30 latkowie przeważnie już nie podlegali obowiązkowej służbie wojskowej w takim stopniu jak starsze pokolenie, procentowo mniej ludzi z danego rocznika powoływano już do wojska. Więc na froncie widzimy po obu stronach głównie 35-50 latków, no bo oni w
  • Odpowiedz