Wpis z mikrobloga

Ogólnie jak wróciłem do jazdy rowerem to miałem bardzo nieprzyjemną historię, pomyślałem sobie że pojadę z rowerem pociągiem do miejscowości 55km dalej i wrócę na dwóch kółkach, ale wtedy nie miałem roweru i pożyczyłem od wujka taki stary mocno zardzewiały, żadne przerzutki nie działały i jechałem cały czas w dół i górę na największej i chyba już nie było na nim smaru.

55km pokonałem w 6 godzin co daje mi poniżej 10km/h, wtedy wydawało mi się to wiecznością a mój wydatek energetyczny był tak wielki że ja #!$%@?ę, robiłem chyba 15 przerw w czasie jazdy a najwięcej na ostatnich 10km bo już nie dawałem rady. Jak wróciłem do domu nie mogłem chodzić i spałem 12 godzin do rana. Z fajnej jazdy, zaplanowanej wycieczki wyszła niesamowita mordownia.
Potem miałem trochę przerwy od jeżdżenia aż się przesiadłem na swój mtb, to było jak niebo i ziemia, jazda 20km/h nie była katorgą, trasę 60km zrobiłem nie bez trudu ale głównie to było zmęczenie takie bardziej psychiczne bo siedzieć kilka godzin na siodełku które ci się wgniata w rzyć nie jest najprzyjemniejsze ale po zejściu z roweru nie umierałem.

Jak kiedyś przesiądę się na jakąś fajną szosę/elektryka albo nowoczesny mtb to pewnie będzie jeszcze fajniej.
#rower
  • 1