Wpis z mikrobloga

Wpis nr 4 - kolejny wątek ze wstępu czyli służba w Policji.

W głowie dwoi i troi mi się od wspomnień różnych interwencji gdy chcę sobie to przypomnieć a każda wydaje się mniej lub bardziej odpowiednia do publikacji (perfekcjonizm to przekleństwo i odwrotność perfekcji) więc niech będzie taka niezbyt trudna ale zapadająca w pamięć.

Jeżeli chodzi o Policję to musicie wiedzieć a może i wiecie, że po pierwsze mam trochę nieaktualne dane bo mniej więcej 4 lata jestem już poza nią ale co ważniejsze wiem, że jest tylko gorzej a opisywane wydarzenia mają miejsce w roku 2018 w dużym mieście wojewódzkim. Jeździłem wtedy przez kilka miesięcy w innej jednostce niż do tej pory ponieważ przenosiłem się do innego wydziału innej komendy innego miasta (blisko) i zgodę dostałem lecz razem z tą zgoda najpierw dostałem rozkaz delegacji do komisariatu podległego pod ów komendę celem przepracowania przez wakacje z uwagi na brak ludzi w patrolu czyli nic nowego jeżeli chodzi o rodzaj pracy jaką wykonywałem do tej pory. Nowością zaś okazało się to, że w dużym mieście wojewódzkim w lato, w wakacje nocą potrafią jeździć 3 radiowozy na mieście zaś na jedną z dużych dzielnic, na która przypada cały komisariat zawsze jeździ tylko jeden radiowóz a czasem żaden i wtedy trzeba jeździć na inną dzielnicę ale mniejsza o tym, o tym może kiedy indziej. No więc nocka dwunastka, jeździłem wtedy z pewnym kontrowersyjnym gościem służącym w policji (na ulicy) od ponad 30 lat i dość powiedzieć, że bywało ciężko ze względu na jego stan psychofizyczny ale za to dużo nadrabiał doświadczeniem. Lato jak to lato do tego weekend czyli przychodzisz na służbę na godzinę 18 i czekają już dwie albo trzy interwencje i na każdą przyjeżdżasz po długim czasie chyba, że jest to coś cięższego niż zakłócanie ciszy nocnej albo bezdomny na klatce bo wtedy wiadomo gwizdki i jedzie się tam gdzie zagrożenie życia lub zdrowia, plusem tego było to że szybko mijał czas a minusem, że nie było kiedy pospać bo nawet 45 minut przerwy ciężko było odebrać. Po takiej całonocnej jeździe szykując się już na fajrant interwencja: "kobieta zgłasza, że mąż poderżnął sobie gardło". Oglądając policjantki i policjanci czy inne filmy moglibyście sobie pomyśleć, że w takiej chwili policjanci przejęci jak najszybciej jadą ratować życie jednak w radiowozie można było usłyszeć taka gadkę z naszych ust: "#!$%@? #!$%@? na sam koniec musiał", "pewnie patol jakiś się ledwo co drasnął żyletką", "nie ma co się spieszyć co by karetka była pierwsza", "oby był spokojny to może sami z nim pojadą". No cóż, nie ma co oceniać. Dojeżdżamy na miejsce jakoś równo z karetką i pierwszy szok, to nie jest blok z wielkiej płyty ani chałupa z dykty czy altanka na działce a ładny wysoki apartamentowiec z mieszkaniami dwupokojowymi w cenie pół miliona i to właśnie mówi mi, że będzie gorzej niż lepiej. Wchodzimy na górę z ratownikami otwiera drzwi chyba żona i jest, leży na podłodze łysy, brodaty, wytatuowany i umięśniony gościu obok stoi ładna żona, w mieszkaniu są też i dzieci ale pochowane w pokojach. Ładne mieszkanie i tak dalej, czyli ładnie się naćpał, jest przytomny i gada i w zasadzie nic mu nie jest oprócz przecięcia na szyi długiego na... no na cały przód szyi to ile będzie 15cm? Widać mięśnie, skóra definitywnie przecięta ale krwi za dużo nie leci czyli wygląda na to, że nic sobie nie przeciął ważniejszego a już na pewno nie tętnice, którą z resztą widać gołym okiem no ale tym gorzej dla nas bo skoro taki podcina sobie sam gardło to co może chcieć zrobić nam? Dobrze, że jest w samych gaciach to widać, że nie ma tego noża przy sobie ale gada tak typowo dziwnie no wiadomo, że w każdej sekundzie może się rozkręcić afera a nie uśmiecha mi się walczyć teraz z typem z taką raną - po prostu mógłby tego nie przeżyć a wtedy wiadomo co by było, afera na cały kraj, że przyjechali na interwencję i zabili człowieka zamiast pomóc - kto by tam wspominał o szczegółach a że tasera wtedy nie miałem to jak obezwładnisz takiego naćpanego silnego typa? wykręcisz mu ręce? psikniesz gazem? nic to nie da, jedyne to duszenie tak aby odcięło mu dopływ tlenu do mózgu i po prostu zemdlał na chwilę a potem szybkie założenie kajdanek i tak do tej pory zazwyczaj robiłem z tego typu ludźmi no ale właśnie tutaj dusić to nie bardzo chyba. Ogólnie jakoś tam z nim rozmawiają ratownicy i zgadza się pojechać do szpitala na szycie a w międzyczasie mój bardzo nerwowy zazwyczaj partner delikatnym głosem uspokaja go w stylu "cii już dobrze" i powoli zaczyna wyciągać kajdanki i chyba nawet mówi mu, że musi założyć a ten nie oponuje i wszystko już ma być dobrze jednak kiedy mężczyzna wstaje z podłogi mi się akurat odpalił taki tik nerwowy czyli zmarszczyłem po prostu mięśnie twarzy i on akurat w tym momencie na mnie spojrzał i w ryk "SMIEJESZ SIE ZE MNIE!!!??", "takie śmieszne #!$%@?!?". Ehh gwoli ścisłości nie było mi ani trochę do śmiechu lecz na próżno moje tłumaczenia, już się odpalił, wstaje wypręża sie jak struna odchyla głowę do tyłu i rozszerza swoją ranę tak jakby chciał strzelić z niej laserem w moją stronę a wynik jest taki, że zaczyna krwawić i krzyczy cały czas, że mam stąd wyjść, że pójdzie ale nie ze mną i tak dalej no ewidentnie mu się nie spodobałem. Jestem ciekaw, co byście zrobili w tej sytuacji? tak żeby było dobrze, czyli tak żeby i mu się nic nie stało ale przede wszystkim nam. Taktycznie zdecydowanie nie wolno zostawiać policjanta samego w pomieszczeniu w żadnej sytuacji ze względu na nasze bezpieczeństwo i nigdy tego nie robiłem jednak teraz? widzę przecież, że ma problem tylko ze mną i wystarczy, że zniknę mu z oczu na kilka sekund żeby partner założył mu kajdanki. Cała akcja dzieje się w przedpokoju więc biorąc pod uwagę, że jest jeszcze z nami dwóch ratowników łapie porozumienie z partnerem i wychodzę z mieszkania a przynajmniej udaję, że wychodzę bo cofam się dosłownie o metr za drzwi wejściowe tak żeby widział to pan bez poczucia humoru i staję i nasł#!$%@? cały obsrany no bo tak nie wolno, trzymam nawet klamkę (od drzwi) żeby wejść w pół sekundy jakby tylko coś się zaczęło dziać nie tak jak trzeba ale słyszę, ze się uspokoił dał założyć sobie kajdanki jakiś tam szybki opatrunek i można iść do karetki. Od tej pory po prostu staję albo idę cały czas tak żeby mnie nie widział co nie jest wcale takie ciężkie ze względu na jego stan zaś do karetki wsiada z nim kolega ja jadę radiowozem za nimi i asysta na SOR. Dalej już idzie wszystko dobrze przyjmują go na izbie przyjęć przychodzi jakiś lekarz i przechodzi mnie myśl, że może już mi przeszło jednak gdy lekarz pyta go czy będzie grzeczny on odpowiada coś w stylu "będę grzeczny tylko jeśli nie będzie tego policjanta co się ze mnie śmiał". No cóż, poczułem się lekko urażony szczerze mówiąc ale cieszę się, że wszystko jest dobrze więc na tym koniec i jedziemy do komisariatu a po drodze mówię do kolegi jeszcze, że sory że wyszedłem na chwilę a on odpowiada, że dobrze zrobiłem.

Tyle, zwykła interwencja jakich pełno w internecie jednak zapadła mi w pamięć z uwagi na mój dylemat, jeszcze dłuższy czas się zastanawiałem czy dobrze zrobiłem bo na pewno nie zgodnie z przepisami ale nie byłem raczej policjantem typu noszącego noże w butach i 120 procent normy i profesjonalizmu a zwykłym człowiekiem, który każdą służbę chciał przeżyć jak najspokojniej. Podkreślam, że absolutnie nigdy nie śmiałem się z takich sytuacji zaś cała interwencja pokazuje jak łatwo wyprowadzić z równowagi człowieka w takim stanie.

#policja #wpisyblizny #narkotyki #patologia

Blog
  • 1
  • Odpowiedz