Wpis z mikrobloga

Strasznie głośno pierdzę. I na dodatek często. Wydaję głośny dźwięk trąbki który trwa często nawet kilka sekund. I to wcale nie jest metafora. Za dzieciaka jak jeździłem z klasą pod namioty, to jedno moje nocne stranżolenie budziło dzieciaki wokół; dzieciaki mi za to urządzały potem piekło szydery. To samo za dorosłego, nie wyjdę do kibla na imprezie czy w pociągu, bo hałas jest taki, że niczym go nie zagłuszę, ludzie się zawsze gapią, często w ogóle prosto w twarz mi cisną. Niby nie jest to dla ludzi dorosłych żaden problem, ale tak naprawdę jest, zawsze jest. Pierdzisz i to wystarczy by traktowali cię ludzie jak gorszy sort człowieka. Lekarze mówią, że nic się tu nie zrobi, taka moja natura i siema. Próbowałem setek piguł, herbatek, diet i to nie działa. Albo kończy się bólem brzucha, a i tak na końcu zatarabanię jakby jutra miało nie być. "Bo taką ma pan przemianę materii". Kiedyś w gimbazie usłyszałem o tym, że trzeba odciągnąć pośladek i to wystarczy, i pierd od razu jest cichy. Na przerwie w kiblu odchyliłem poślada, odgłos był nadal niesatysfakcjonujący, to szarpnąłem bardziej, bardziej się napiąłem i przybrudziłem majty. Musiałem się ewakuować. Próbowałem w życiu naprawdę odjechanych pomysłów, na przykład próbowałem montować rurki w odbycie, no słowem - czego nie wymyślisz, serio czy nie, to już to wypróbowałem. I z żadnym skutkiem (albo niewartym przysłowiowej świeczki). To długo utrudniało mi całe życie interakcje społeczne, zmuszało do kombinowania jak np. odwrócić uwagę laski w klubie, żeby przypadkiem nie dobiegł jej odłos mojego pirxa głośniejszego od muzyki. I w ogóle to nie masz pojęcia jak trudno się z tym do kogoś zwrócić, napisać na jakimś forum czy coś, ludzie zawsze robią potem jakąś jazdę, wyśmiewają i tak dalej. Niby to żaden problem i żadna "choroba", ale to naprawdę jest przewalone po całości, przez całe życie. Myślisz sobie pewnie - tu jest internet i pewnie skończy się ta historia zatrudnieniem u Braci Pyerdolec, ale nic z tych rzeczy. Smutna proza życia przez 22 lata. Ja naprawdę się ogarniam, wyszedłem po latach z przegrywu (na ile się dało), mam znajomych, pracę, życie i w ogóle, ale zawsze miałem mega problemy z intymnością. Nawet mi się nie chce zaczynać historii jak uciekałem z łan najt stendów, jak udawałem że muszę wyskoczyć po fajki (tak nota bene - jaram fajany żeby bezkarnie bez podejrzeń wyjść na balkon albo z domu i się wybebeszyć na zewnętrzu), jak w początkowych etapach związków to zawsze było mega krępujące, albo kończyło się jakimś niesmakiem bo obudziłem laskę w nocy głośnym pierdem. Albo jak ryczałem u prostytutki bo jej zapłaciłem ekstra, żeby po seksie można się było po prostu wypierdzieć na luzaku. No #!$%@? sprawa i całe lata mi zajęło ogarnięcie tego wszystkiego. Nei czuj się tam jakoś mrocznie z tym co piszę, ja się ogarnąłem i jakoś z tym żyję, chcę tylko powiedzieć ci, że jeśli masz podobny problem, to nie jesteś sam/sama. I teraz czaj ten cud: odkąd jestem z kobietą którą kocham zmieniła się jedna rzecz. Mój organizm raz w nocy mnie budzi, żebym poszedł do innego pomieszczenia się wypierdział (mam specjalną osobną poduszkę do tłumienia tego) i nie budził jej odgłosem trąbki. Jeśli to nie jest miłość, to już nie wiem co jest.

#pasta #anonimowemirkowyznania
  • 2