Wpis z mikrobloga

Co za sytuacja ;o

#story #sprzedchwili

Wracam do domu, jakieś 2,5 godziny temu. Dochodząc do klatki słyszę, że w piwnicy leje się woda. Zdarzało się to wiele razy i zawsze schodziłem zobaczyć skąd to się dokładnie leje i ile już zalało. No to i tym razem schodzę, i widzę, że tym razem woda nie cieknie z rur a z sufitu. Pomyślałem, że sąsiad z parteru śpi, a go zalewa, więc zadzwonię i obudzę. Niestety, nikt nie otworzył. Postanowiłem więc zadzwonić na jakiś numer alarmowy. Pomyślałem o pogotowiu hydraulicznym lub administracji osiedla, ale zdecydowałem, że w tym mieszkaniu mogło dojść do jakiejś tragedii i zadzwoniłem po policję (która, jak mi się wydawało, szybko ogarnie i skoordynuje wszystkie działania administracyjno-sanitarne).

Zgłoszenie zostało przyjęte, po 30 minutach na miejscu pojawiła się ,,suka" z dwojgiem funkcjonariuszy obu płci. Wytłumaczyłem im całą sytuację- też zaczęli dzwonić i walić do mieszkania, jednak na nic. Popytali sąsiadów, kto może tam mieszkać, jednak w sumie to nikt nie wiedział (również ja), bo to jakiś mieszkaniec widmo. Policjanci popatrzyli na rury, zdzwonili się z centralą i kazali mi zadzwonić po pogotowie hydrauliczne (nie znali numeru, musieli spojrzeć na kartkę z numerami awaryjnymi). Powiedzieli, że zrobili co w ich mocy i odjechali. Pomyślałem sobie, że kur^%, jak to? Nie mogą sprawdzić kto tam mieszka? Choćby po to, by ustalić wiek właściciela mieszkania? Przecież mogło się zdarzyć, że to starsza osoba, która potrzebuje pomocy. Dodatkowo trochę zirytowała mnie ich bezradność - nie znali żadnych numerów, sami zastanawiali się co zrobić, nie wylegitymowali się (zapisałem numer boczny pojazdu)... No ale dalej.

Zadzwoniłem po pogotowie, które również kazało na siebie czekać około 30 minut. Przyjechały dwa majstry, również zadzwonili i zapukali do mieszkania - na nic. Potem zapukali znów, tym razem w rury. Zakręcili pion, jednak uznali, że to może być wyciek z centralnego ogrzewania i kazali zadzwonić mi do Cergii (firma ciepłownicza). Tak też zrobiłem - zgłoszenie przyjęto i kazano mi poczekać. Majstry zostały i czekały na kolegów po fachu. Kiedy, po kolejnych 30 minutach oczekiwania, na miejscu zjawili się fachowcy, pomyślałem sobie, że jeszcze 2 godziny i obdzwonię wszystkie numery alarmowe. Kontynuując- majstry od wodociągów zaczęli fachową rozmowę z tymi od ciepłownictwa - padły jakieś żarciki zawodowe, trochę się pośmiali (ja nic nie rozumiałem) i w końcu, patrząc na pomiar ciśnień, uzgodnili, że to na pewno nie wina ogrzewania, że zakręcenie wody wystarczy. Wszyscy razem odjechali. Zostałem z sąsiadem, który bacznie obserwował sytuację od momentu pojawienia się majstrów z wodociągów. Pozastanawialiśmy się chwilę, czy zostawić to tak jak jest, po czym pożegnaliśmy się. Teraz muszę zadzwonić rano do administracji osiedla i przekazać sprawę im.

I cały czas mam nadzieję, że tam nie doszło do jakiejś tragedii.