Wpis z mikrobloga

Dobra kochani, w ankiecie wybraliście temat, więc macie.

UWAGA! Te opowiadanie jest NAPRAWDĘ MOCE – zastanów się, czy chcesz je przeczytać. Niemniej, jeśli się spodoba to bardzo mi miło, jak możesz to wyślij dalej do innych amatorów takiego rodzaju prozy :)

Specjalnie dla #harlekinydlaprzegrywow

***

„Wrota raju”
Część pierwsza: szkoła rozpusty.

Czekałem na ten moment tak długo, że gdy w końcu nadszedł, nie mogłem w niego uwierzyć.

-Jesteś taki piękny… Tak bardzo mnie pociągasz…
-Ty też… Mnie…

Nasze mówione szeptem słowa plątały się ze sobą, a spływająca po nas woda nieporadnie zagłuszała wszystko, co sobą robiliśmy.

-Tylko nie tak… mocno!
-Mocno jest najfajniej… Zobaczysz!
-Boli…

Miałem 19 lat. Miesiąc temu wstąpiłem do seminarium – wiedziałem, że tu będę bezpieczny. Jednak nie wiedziałem, że to właśnie tu poznam czym jest miłość.

I jak bardzo boli.

-Podoba ci się?
-Nie…
-Przecież sam chciałeś.
-Michał, przestań…
-Spokojnie! Będę łagodny…

Kłamał mi do ucha kolejne słowa, z penisem wepchniętym boleśnie w moje ciało. Czułem jak pulsuje, jak zniecierpliwiony czeka na szybki, agresywny, wykonany w moich wnętrznościach ruch… Czułem, jak swoją ekscytacją rozpruwa mnie od wewnątrz i z każdą sekundą coraz miej mi się to podobało.

-…Marcinku, kochanie.

Był tak napalony, że jego głos aż parzył. W każdym jednym wypowiedzianym przez niego słowie czuć było niepochamowane pożądanie. W każdym dźwięku słychać było niecierpliwość. W każdym wydechu temperaturę jego krwi – a ta, wręcz gotowała się w jego żyłach. Najbardziej w tych, które zanurzył głęboko w moim bagnie. Miejscu, które miało być moją samotnią, a które trwającej właśnie nocy odwiedził nie do końca proszony, natrętny gość.

-Ufasz mi…?
-Tak.

Był jak wściekły pies na zbyt krótkim łańcuchu…

-Więc o nic się nie martw, specjalnie dla ciebie będę łagodny…!
-D… Dobrze.

… a moje słowa były tym, co przerwało najsłabsze z trzymających go w ryzach ogniw.

Naiwnie pozwoliłem mu uwolnić na sobie wszystkie swoje rządze - były tak silne, że całkowicie odcięły od jego ciała tą ludzką część cywilizowanej świadomości.

Był jak głodny wilk, a ja jak nieporadna owieczka, której noga utknęła między zimnymi skałami. Nie mogłem uciec, nie miałem jak się bronić – mogłem tylko z przerażeniem patrzeć, jak wściekle mnie konsumuje, pożywając moim ciałem wszystkie swoje chwilowe pragnienia.

Jeszcze kilka minut temu myślałem, że tej nocy odbędę swój pierwszy stosunek, przeżyję swoją pierwszą miłość. Jednak to, co między nami zaszło, z miłością nie miało absolutnie nic wspólnego.

Michał zerżnął mnie bez opamiętania, jak najtańszą, najbardziej znienawidzoną szmatę.

Nie krzyczałem, bo nie chciałem zwracać na nas uwagi. Nie prosiłem aby przerwał, bo nie miałem na to czasu… A raczej tak sobie wmawiałem. Zwyczajnie byłem zbyt głupi, naiwny i słaby aby od tak kazać mu przestać i wyjść – ze mnie, z łazienki, z mojego życia…

Uratowało mnie to, jak bardzo był na mnie napalony – nie wiem czy minęła minuta, gdy poczułem, jak wypełnia mnie ciepły płyn, a rozdzierające moje jelita ciśnienie całkowicie zniknęło…

-K*rwa…! To było to! Jesteś taki ciasny… Może ci obciągnę w nagrodę?
-Nie… Dzięki…
-Co, pewnie chcesz mnie wyr*chać, co?
-Nie.
-Wiesz, że nie daję sobie wkładać. Ale pewnie o tym marzysz…?
-Nie.
-Idź ty, nudny jesteś…

Rzucił jak gdyby nigdy nic i poszedł. I pewnie dla niego to było nic – z pewnością nie byłem ani pierwszym, ani ostatnim, którego wydupczył w środku nocy pod tym prysznicem. Jednak on był moim pierwszym, pierwszym z którym to zrobiłem i pierwszym, do którego cokolwiek czułem.

Poszedł, a ja zostałem czekając aż nieustannie spływająca po mnie woda zmyje ze mnie to, co mnie tam spotkało. Niestety, dałem się pobrudzić w taki sposób, którego nie da się wyczyścić.

Gdy ochłonąłem zakręciłem wodę, wytarłem się i wróciłem do swojego pokoju. Mieszkaliśmy wtedy w jedynkach, gdyż Rektor uważał, że „samotność zbliża do Boga”.

Tak naprawdę, zbliżała ona jedynie do piekła. To przez nią płakałem zawsze przed zaśnięciem. I to przez nią najpierw zauroczyłem się w Michale, a potem mu się oddałem…

Odkąd pamiętam, każdej nocy czułem, jak samotność pali moją duszę, jak uciska moje ciało i jak wysusza moje serce. Bak ciepła drugiego człowieka, brak dotyku, możliwości złapania za rękę, przytulania się, pocałunku, miłości… Tęskniłem za uczuciami, których nawet nie znałem. Pragnąłem czuć to, co istniało tylko i wyłącznie w mojej wyobraźni… A teraz pragnąłem, żeby tam zostało. Jeden z moich snów się spełnił, okazując się koszmarem… Może nie tym najgorszym, nie tym którego nigdy się nie zapomina, który wręcz wypala się w umyśle i swoją mocą traumatyzuje psychikę na zawsze, ale wciąż jednym z tych mniej przyjemnych.

Niemniej seks nie był taki, jak sobie wymarzyłem. Za to pocałunki… One były o wiele lepsze od tego, jak wyglądały w mojej głowie. Wierzę, że i seks też kiedyś taki będzie – jak już się go nauczę, jak poznam swoje ciało, jak zrozumiem czego pragnę i jak zdobędę na tyle doświadczenia, aby w pełni et pragnienia zaspokajać…

Jednak teraz nie było przy mnie nikogo, kogo mógłbym chociaż dotknąć. Jak co noc zasypiałem samemu i jak co noc bolało to coraz bardziej.

Samotność zostawiła we mnie rany, których nie da się wyleczyć. Nawet gdybym zmienił swoje ciało, one wciąż będą zadawać mi ból. Zawsze otwarte, bolące mocniej z każdą kolejną, uronioną przed zaśnięciem łzą.

A najbardziej bolało mnie, gdy płakałem podczas masturbacji. Nie chciałem tego robić, ale jeszcze bardziej nie mogłem tego nie robić. Byłem młody, zdrowy, ludzko napalony i chorobliwie samotny. Moi znajomi mieli dziewczyny, żony… Bardzo szybko odkryłem, że wolałbym mieć męża. I zanim komukolwiek o tym powiedziałem, świat nauczył mnie, że było to bardzo, bardzo złe. Gorsze niż kradzież, pijaństwo czy nawet morderstwo. A to sprawiło, że wycofałem się od wszystkich.

Bo jak ma żyć człowiek, którego samo istnienie jest już największym grzechem?

Bałem się. Bałem się komuś o tym powiedzieć, z kimś porozmawiać. Nie miałem przyjaciół, bo bałem się, że w którymś z nich się zakocham. A raczej tak sobie wmawiałem – nie miałem ich, bo nikt nie chciał przyjaźnić się z chudym, zniewieściałym, wycofanym, wiecznie przestraszonym dzieciakiem.

W domu było jeszcze gorzej. Gdybym powiedział o tym rodzicom, to matka wpadłaby w płacz, a ojciec wyrzucił mnie na ulicę – najlepiej do innego miasta, żeby później przypadkiem na mnie nie natrafić. Na szczęście był sposób, aby móc żyć tak, jak się nauczyłem – samemu, w cieniu, bez kontaktów z innymi ludźmi a co najważniejsze bez rodziny. Żyć bez żony, nie będąc ciągle pytany o drugą połówkę, ślub, dzieci.

Gdy powiedziałem rodzicom, że chcę zostać księdzem, załamali się. Byłem jedynakiem, więc swoją decyzją, a raczej błogosławieństwem Boskiego powołania, przekreśliłem ich marzenia o wnukach. Cóż, jak to mówi stare przysłowie: „Jeśli chcesz wnuków, miej dużo córek.”

Na szczęście nie cała rodzina była przeciwna mojemu powołaniu… Na wieść o mojej drodze duchowego życia babcia popłakała się ze szczęścia. Cieszyła się tak bardzo, że prawie zatłukła moich rodziców tylko za to, że nie chcieli radować się razem z nią.

W seminarium bardzo szybko zauważyłem, że nie tylko ja szukałem w nim ucieczki od najstarszych z zasad cywilizowanego świata – jeden mąż, jedna żona, wiele dzieci i tak w kółko, aż po kres czasów.

Ciekawe czemu zdrady, rozwody czy staropanieństwo nigdy nie były postrzegane tak źle, jak kawalerstwo i homoseksualizm? A takie „rodzinne anomalnie” jak samotne macierzyństwo, są w niektórych kręgach wręcz ubóstwiane…

Seminarium było naszym sanktuarium, sacrum, w którym nikt nie wytykał nam naszych seksualnych odchyleń od zero-jedynkowej normy, bo każdy naiwnie wierzył, że z seksem nie mamy nic wspólnego.

Bo jak ksiądz, to nigdy tego nie robił, nigdy o tym nie myślał, nigdy tego nie oglądał. Nawet nigdy się nie masturbował – bo Bóg wybrał go już przy narodzeniu i trzymał w czystości aż do końca jego dni. Każdego i zawsze.

Wśród księży było wielu prawiczków - zarówno tych homo, jak i hetero. Jednak wśród nie-księży również jest ich, wręcz niepokojąco, dużo. Ale żeby myśleć o tym, że każdy ksiądz nigdy nie czuł pożądania, nigdy nie myślał o seksie czy nigdy nie przeżył orgazmu, trzeba być co najmniej upośledzony. Z drugiej strony, jak to mawia się za kulisami, „światło wiary najmocniej przyciąga najciemniejsze umysły…”

Gdybym nagrał to, co działo się z niektórymi księżami gdy „nikt nie patrzył” i wyświetlił na wielkim płótnie podczas finału pielgrzymki na Jasną Górę, to większość wiernych pustaków i tak by w to nie uwierzyła, a reszta by mnie zlinczowała za „obrazę kościoła”.

Jednak potrzebowaliśmy takich ludzi – bo to oni byli fundamentem naszej swobody. Zawsze, gdy ksiądz grał w karty, szedł na dziwki czy chociażby kupował drogie auto, w pełni fundowali mu to wierni. Nie musieliśmy pracować, nie musieliśmy inwestować. Wystarczyło krzyknąć „remont dachu” i można było postawić sobie dom…. Najspokojniejsze owce najłatwiej się strzyże, więc czego bym tu nie robił, te barany i tak by mi wszystko wybaczyły.

Ale to nie było najważniejsze. To był dodatek. Nie o łatwy pieniądz czy społeczny immunitet tu chodziło, a o ucieczkę od świata „pracy, rodziny i dzieci”.

W seminarium było wielu takich jak ja. Byliśmy jak jedna wielka rodzina albo niekończąca się wycieczka klasowa – razem od świtu aż po zmierzch. Spaliśmy w oddzielnych pokojach, jednak resztę dnia spędzaliśmy razem…

I choć nie byłem sam, byłem samotny.

Rozmyślałem o przeszłości, jednak wydarzenia sprzed kilku chwil wybijały się w mojej głowie najgłośniej. To przez nie nie mogłem zasnąć bardziej niż kiedykolwiek.

Czy ja właśnie zgrzeszyłem? Chyba nie.

Nie pożądam przecież żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy która jego jest – ja po prostu pożądałem jego samego.

Nie cudzołożyłem, bo aby wkraść się komuś do łoża, ten ktoś musi te łoże z kimś dzielić – ani ja, ani Michał nie byliśmy w żadnym mniej lub bardziej poważnym związku, więc nie złamałem przysięgi własnego łoża, ani nie sprawiłem, że ktoś złamał ją ze mną.

Nie uprawiałem seksu przedmałżeńskiego, bo małżeństwo to sakrament łączący mężczyznę i kobietę, a to nigdy mnie przecież nie spotka. Ograniczenie prędkości nie dotyczy przecież smoltów, które latając wysoko nad drogami nigdy ich nawet nie dotkną.

Nie zgrzeszyłem, więc czemu czułem się aż tak źle…?

Dostałem to, czego pragnąłem, o czym marzyłem od tak wielu lat… A zamiast rajskiego spełnienia, czuję obrzydliwy wstręt… Może było tego za mało? Może musi minąć więcej czasu? Może miałem złe nastawienie? Liczyłem na motylki w powietrzu, delikatną różę czule przebitą przez słodki róg magicznego jednorożca. Gdybym od początku nastawił się na to, co całymi dniami robią drwale – silne, ostre, bezwzględne rżnięcie, może teraz zasnąłbym w spokojnym spełnieniu…?

Jednak casu nie cofnę – a tym bardziej tego, jak wpłynęło na mnie to, co właśnie przeżyłem…

Byłem tak bardzo roztrzęsiony, rozerwany myślami między tym, że to co zrobiłem było spełnieniem marzeń a tym, że to kolejny głupi, naiwny błąd w moim życiu.

Najgorsze, że przy tym wszystkim wciąż byłem bardzo napalony.

Penis aż bolał mnie od trwającej sam już nie wiem ile erekcji. Nie chciałem go ruszać, ale nie miałem wyboru. Z nim wręcz drgającym z podniecenia nie mogłem uspokoić sowich myśli, a z erotycznym sztormem w mojej głowie nigdy bym nie zasnął. Myślałem niemal wyłącznie o tym, co by się stało, gdybym nie spławił Michała… Zamiast samotnego płaczu, mógłbym przeżyć tak wiele rzeczy, które aż do teraz żyły wyłącznie w mojej głowie, bez najmniejszych szans na urealnienie – miałem szansę spełnić tak wiele z tych wizji, a nie zrobiłem nic, poza daniem dupy.

Nienawidziłem siebie, swoich decyzji, swojego ciała, samotności w której gotowałem się od długich lat, tego miejsca i całego życia. Pragnąłem zasnąć – nic więcej. Czy to tak wiele? Zasnąć i zostawić za sobą ten przeklęty dzień, odciąć się od całego świata i bólu, który odczuwam z każdym jednym ruchem i myślą, jakie czynię w sowim życiu…

Zdobiłem więc to, co każdej nocy – przykryłem się kołdrą, włożyłem swojego penisa w skarpetkę, zacisnąłem dłoń oraz oczy i zacząłem samozadowalać się myślami o tym, co by się działo, gdyby Michał posłusznie został ze mną dłużej… Byłem tak napalony, że skończyłem równie szybko co on we mnie, po wszystkim roniąc powoli piekące od samotności łzy.

Byłem najbardziej żałosnym człowiekiem na świecie.

Wraz z nasieniem, z mojego ciała wyciekły wszystkie, niedające mi spokoju myśli, dzięki czemu momentalnie zasnąłem.

Potem życie potoczyło się dalej…

Koniec części pierwszej.

Więcej bajek: #harlekinywq

Jak komuś mało, zapraszam do
zbioru.

#przegryw #blackpill #zwiazki #pasta #seks #bekazkatoli #polska #samotnosc #depresja

JAKI MOTYW NASTĘPNY:

  • Striptizer na panieńskim 30.2% (19)
  • Bogole na orgii z modelkami 19.0% (12)
  • Ćpuny w squat'cie 50.8% (32)

Oddanych głosów: 63

  • 5