Wpis z mikrobloga

#uckieopowiesci – cześć 5

Był ciepły, letni dzień, a lipcowe słońce ogrzewało uszy. Te rzucały cień na całe podwórko, że Kobra mogła odpoczywać bez czopki dżokejki i turbanu z ręcznika.

Sielanka nie trwała długo, gdyż Tiger musiał wybrać się do pracy, jaksięmówi za-py-lać. Tego dnia musiał wybić wszystkie kleszcze, błąkające się po markecie, naszprycować kurczaki antybiotykami i poukładać koszyki. Dzień jak co dzień.

Jednak po wejściu do sklepu, Mati wyczuł olbrzymie zaniepokojenie na twarzach współpracowników. Kobiety zaczęły błyskawicznie rzucać wypowiedzeniami, a mężczyźni schowali się w szatniach.

Zostało dosłownie kilka pań, którym kierownik rzucił chłodne – jak tam dziewczyny, du.py nasmarowane? Nagle tiger usłyszał przez głośnik – Mateusz K wzywany do kierownika.

Nogi się pod nim ugięły. Przed wejściem do gabinetu sekretarka wręczyła Mateuszowi umowę. Widniała na niej kwota 4 zł miesięcznie i premia uznaniowa w postaci majonezu. Czas umowy - 100 lat bez możliwości warunkowego zwolnienia i urlopu.

-Ale… powiedział Tiger.
-Lepiej z nim nie dyskutuj, bo cię zamknie w smietniku, jak tego poprzedniego. A jak odejdziesz z pracy, nigdy nie dostaniesz pizzy od grubego benka. Gość ma układy w całym mieście.
-Grozba zabrzmiała bardzo realnie. Mati podpisał i skierował się w stronę drzwi nowego kierownika.

Złowroga postać patrzyła na niego spod byka. Tęga budowa ciała, taki gruby z aparatem i coś nagrywał. Był to potężny Janusz Kupiec. W ręku dzierżył berło, a na głowie miał koronę. Z całej siły uderzył Tigera berłem po uszach i rzekł.

-Ja zawsze będę wygrywał niż Ty i kto jest teraz górą?

#bonzo
  • 3