Wpis z mikrobloga

@Rasteris: fragment książki W. Suworowa Wyzwoliciele (d. Żołnierze Wolności). Zwieziono oficerów na wielkie manewry, gdzie udawali żołnierzy. Taki wielki pokaz, inscenizacja. W trakcie przygotowań do manewrów Arabowie zaatakowali Izrael (wojna sześciodniowa). Na poligonie mieli tylko informacje z radia, oficjalne. Więc musieli na podstawie propagandy oceniać co się tam dzieje. Te fragmenty są właśnie o tym.

„... do wydarzeń na Bliskim Wschodzie... zacięte walki... bohaterski opór... Gaza... El Arisz... solidarność...”
Informacja krótka i niezrozumiała. Ani liczb, ani faktów. Co najważniejsze, #!$%@? wie, gdzie leży ten El Arisz, na czyim terytorium, jak daleko od granicy.
- Ma któryś mapę?
- Może skoczymy czołgiem do wioski? W szkole musi być globus!
- No to dawaj! Walimy!
- Jak powiedzieli „solidarność” - to już koniec. Syf i mogiła.
- Z #!$%@? się urwałeś? Jaki koniec? Mamy tam tysiące czołgów, a doradców jeszcze więcej. Nie ma gdzie splunąć, żeby nie trafić w któregoś. Araby musiałyby wpierw wszystkich wykosić.
- Zamknij się z tymi doradcami. Są tacy sami jak nasz dowódca dywizji. Psu pod ogon całe ich doradztwo, nawet manewrów nie potrafią porządnie przeprowadzić. Wszystko dla picu!
Przywieziono globus. Niestety, całkiem nieduży. El Arisz na nim nie było, a i sam Izrael udało się zlokalizować z wielkim trudem. Przewaga Arabów była z całą pewnością niepodważalna, nawet na globusie.
A jednak i następnego dnia radio milczało o wyzwoleniu Tel Awiwu. W informacjach pojawiły się niepokojące nutki: lotnictwo izraelskie bombarduje spokojne miasta i wioski, szkoły i szpitale. To ponownie skłoniło nas do myślenia. Kiedy się strzela do mieszkańców Budapesztu czy Nowoczerkaska, radio nigdy nie nawołuje do „solidarności”, a tu nagle rozczulają się nad
bezbronnymi Arabami. Co by to mogło znaczyć? Skoro stolica Izraela nie padła w pierwszym dniu, ani nawet w drugim, to oznaczało, że coś szwankuje w naszym planowaniu. Szefa Sztabu Generalnego należałoby postawić pod sąd za taką strategię.
Informacje radiowe były mgliste i pełne sprzeczności. Było jasne, że wojska arabskie nie zdobyły stolicy Izraela, i że nie wkraczają na przedmieścia. Przecież zaraz by o tym doniesiono. Ale w takim razie gdzie się podziali Arabowie? Gdyby przekroczyli granicę, powinni z miejsca znaleźć się pod murami miasta: całe to ich państwo można nakryć czapką!

Następnego dnia wieczorne wiadomości położyły kres Wszelkim wątpliwościom. Spiker triumfalnie oznajmił o decydującej klęsce, jaką ponieśli izraelscy agresorzy na obszarze El Kantary i przełęczy Mitla.
Wszystko się wyjaśniło. Skoro Żydów nazwano agresorami, oznaczało to, że zdołali wyrwać Arabom sporą część terytorium i tam właśnie toczą się walki. Nawiasem mówiąc, spiker zapomniał jakoś dodać, że między Egiptem i Izraelem stacjonowały oddziały ONZ i że ar-mia izraelska nie mogła nad nimi przeskoczyć. Tel Awiw nie domagał się również ich usunięcia. Dopóki strony były rozdzielone przez neutralne wojska, do walk nie mogło dojść. A więc wojska rozjemcze wycofano przy aktywnym współudziale ZSRR. Jak w takim razie Izrael został agresorem?
W podobnych sytuacjach oficerowie i generałowie, jeżeli nie są bezpośrednio zaangażowani w działania wojenne, nie otrzymują żadnych dodatkowych informacji. Nie wspomnę nawet o szeregowych żołnierzach, podoficerach i prostych cywilach. Słuchaj radia, czytaj „Prawdę” - i chwatit! Po tego typu akcjach nigdy nie analizuje się błędów, nie mówiąc już o ich publicznym ujawnieniu. Tylko szkolenia polityczne, tylko poufne memoranda kierownictwa partyjnego.
Zrozumiałe, że polityczne kierownictwo szuka usprawiedliwienia. Ale my przecież jesteśmy zawodowcami. Nie potrzebujemy analiz politycznych, lecz militarnych: jakie były nietypowe elementy taktyki, jak strony konfliktu zorganizowały dowodzenie, jak współdziałały różne rodzaje wojsk, jak następowało ześrodkowanie na głównych kierunkach, jak spisały się formacje maskujące i służby dezinformacyjne, dzięki jakim wybiegom udało się uzyskać efekt zaskoczenia. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na żadne z tych pytań. Jaki był rzeczywisty powód porażki, jakie popełniono błędy - to pozostało dla nas tajemnicą.
Wkrótce potem Komitet Centralny rozesłał zamknięty list do odczytania na zamkniętych zebraniach partyjnych. Motywem przewodnim listu było: Arabowie walczą kiepsko, bo zamiast odpierać ataki, zajmują się odprawianiem modłów. I jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że przecież od początku było wiadomo, że Arabowie walczą kiepsko. A skoro o tym wiedzieliśmy, to po co było wyrzucać w błoto miliardy rubli, tracić tysiące czołgów i samolotów? Przecież można było próbować dyplomacji pokojowej. A pokój zapewniały nam „błękitne hełmy”. I w jakim celu, u diabła, żądaliśmy usunięcia
sił ONZ, które osłaniały tych kiepskich żołnierzy? A w ogóle, skoro wiedzieliśmy, że wojacy z nich żadni, że modlą się zamiast walczyć, to dlaczego nie przedsięwzięto środków zaradczych? A może radziecki Sztab Generalny nie wiedział, jaka naprawdę jest armia arabska? W takim razie Sztab Generalny, wywiad wojskowy i tysiące doradców nie byli warci
złamanej kopiejki.
A może arabskich oficerów nie uczono w naszych akademiach wojskowych? Może szczegółowych planów wojny nie układano w naszym Sztabie Generalnym? Jeszcze jak! Wszystkie, co do przecinka, wyszły spod piór radzieckich sztabowców. Wszystkie kierowały się radziecką doktryną wojenną. Wszystkie wiernie naśladowały radzieckie wzorce. I radziecki pic na drążku również. Chociaż tego nie jestem pewny. Bardzo trudno dorównać pod tym względem niezwyciężonej Armii Radzieckiej.

To był 1967 r. I nadal to samo jest u nich.

#wojna #ukraina #rosja #suworow #historia