Wpis z mikrobloga

#miud #sebastianek

Dzisiaj opowiem co nieco o bierzmowaniu - czyli jednej, z największych fars i szopek, jakie większość osób przeżywa. Nie jestem od tej reguły wyjątkiem, chociaż nie znaczy to dla mnie kompletnie nic. Mimo wszystko, jak na dłoni, pamiętam kilka wydarzeń z tego okresu…

- Hehe, no i co, jakie imiona będziecie brać?xD - Zapytał radośnie Emil.

Był to początek - dopiero co dowiedzieliśmy się, czym jest bierzmowanie i czym się to je.

- Maksymilian. - Rzuciłem. Było to jedno z imion, jakie z jakiegoś powodu lubiłem.

- Aleksander. - Dodał z powagą Kamil. Wyśmialiśmy razem jego ton.

- Szymon. - Odparł w końcu Młody.

- Ja nie wiem… - Podsumował rozmowę Sperma.

- Ej, a słyszeliście o tym, #!$%@?, no, świętym Maksymilianie w Ałszwic, nie?xD - Zapytał Emil. - Ostatnio babka na religii mówiła, że go utopili w beczce z gównami. #!$%@?, nie chciałbym tak umrzeć. Wpaść po uszy w gówno xD

Wybuchnęliśmy śmiechem.

- A ciekawe, co zrobi Sperma. Jak podejdziesz do tego #!$%@? tronu czy ołtarza, to co powiesz? Ja nie wiem xD

Kolejny udany żart.

- Albo Kamil, #!$%@?. - Emil zaciągnął się papierosowym dymem i kontynuował. - Ty to już w ogóle. Będziesz od dzisiaj Ola. Kamil Aleksandra xD

- Zobaczymy, to ty za dwa lata wymyślisz… - Próbował odszczekać się kuzyn.

- No jak to co? Adolf albo Hans. Po dziadku i wójku xD Haj hitla!

W kolejnych tygodniach, okazało się, że wszyscy uczniowie przystępujący do bierzmowania (prawdopodobnie 100%) będą uczęszczali w regularnych spotkaniach, dwa razy w tygodniu, na których obecność będzie sprawdzana (!), a każdy miesiąc będzie kończył się spotkaniami z rodzicami (!!!).

I tym sposobem, nikt już nie przejmował się nadchodzącym powoli egzaminem gimnazjalnym - teraz liczyły się tylko karteczki z pieczątkami (potwierdzające obecność) i wywiadówki w kościele. Tutaj, tradycyjnie, Patryk zajął się fałszerstwem – choć co ciekawe, sam nie wykorzystywał owoców swojej pracy. Pod wpływem rodziców, uczęszczał na wszystkie spotkania jak „porządna” część naszych kolegów i koleżanek.

Zebrania rodziców odbywały się raz w miesiącu i właściwie, niczym szczególnym nie różniły się od standardowych spotkań. No, może nie były tak chaotyczne i głośne jak zazwyczaj.

Gdy w pobliżu były matki i ojcowie, wszyscy starali się zachowywać odpowiednio, grzecznie. Przynajmniej przez większość czasu.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy już tych przemówień. Gorąco zapraszam rodziców i dzieci do pozostania na mszy, która odbędzie się za kilkanaście minut. – Ryknęły głośniki podłączone do mikrofonu księdza Rafała, naszego „nauczyciela” religii i osoby prowadzącej tegoroczne bierzmowanie. Znaczyło to mniej więcej tyle, co „macie zostać na mszy, jeśli chcecie być bierzmowani”.

Kilku rodziców pożegnało się z dziećmi i wyszło. Milena i Ewelina, siedzące standardowo koło siebie (tak, żebym nie rozrabiał z Kamilem, jak to mieliśmy w zwyczaju) zamieniły kilka słów i wstały.

- Miłej zabawy. Pa! – Mama ucałowała mnie w policzek i szybkim krokiem wyszła z kościoła. Wymieniłem z Kamilem szybkie spojrzenia.

- Wyruchani przez własne matki. – Szepnął.

Po kilku minutach jednak, doszliśmy do wniosku, że ich nieobecność działa na naszą korzyść. Mogliśmy ewakuować się z kościoła, gdy tylko zaczną zbierać się uczestnicy mszy. W większości stetryczali i niedołężni.

- Dobra, to zrobimy tak. Ustąpimy miejsca jakimś babom i potem będziemy się cofać w tłumie. Bez przypału. – Powiedziałem Kamilowi.

- Dobra, a drzwi?

- Co z nimi?

- No co z nimi? Myślisz, że ktoś będzie tam stał?

- Nie obchodzi mnie to. Nie będę tu przecież siedział godzinę…

- Tia, może gdybyśmy mieli dzieci. Dalibyśmy im buziaki i wyszli jak nasze stare.

- Punkt dla nich za pomysłowość.

Udało nam się wyjść po zaledwie kilku minutach od rozpoczęcia mszy. Żegnani pogardliwymi, wściekłymi spojrzeniami ze strony starych dewot i zazdrosnymi kolegami, zmuszonymi do siedzenia w jednej pozycji przez najbliższą godzinę.

Od tego dnia, robiliśmy tak zawsze podczas zebrań z rodzicami. A zebrało się ich trochę – od jesieni do późnej wiosny. Kamil od czasu do czasu zostawał i nudził się z innymi (tłumacząc się, że wrócą razem) – ale jeśli o mnie chodzi, to jakoś nigdy nie miałem skrupułów.

Wszystkie te „wagary” doprowadziły nas w końcu do problemów. Podczas jednego z końcowych zebrań, ksiądz wyczytał nazwiska moje, Kamila, Spermy, Młodego i kilku innych chłopców z innych klas. Było nas łącznie około piętnastu, może mniej, może więcej. Poprosił, byśmy razem z rodzicami zostali na kilka minut.

Tak oto, zostaliśmy okrzyknięci „czarną listą”, której chcąc nie chcąc członkowie mieli nie zostać dopuszczeni do bierzmowania. Finalnie ingerencja ze strony rodziców i nauczycieli załagodziła sytuację i zostaliśmy dopuszczeni do „egzaminu” – ale w innym od pozostałych osób terminie.

Zjawiliśmy się na miejscu, czyli kościele, późnym popołudniem. Cała „czarna lista” miała dobre humory – bo na dobrą sprawę, nikt z nas nie przejmował się całym bierzmowaniem. Spośród naszej grupy, brakowało Spermy (który tradycyjnie się spóźniał) i kilku innych odszczepieńców.

Okazało się, że ksiądz Rafał wzywa do siebie na rozmowę kilkuosobowe grupy – tak na początek. Kilku chłopców miało już ją za sobą i straszyło pozostałych.

Oczywiście ustaliliśmy, że idziemy na rozmowę paczką – jeśli tylko Sperma dotrze na miejsce o czasie. W tym momencie, zaginiony w akcji Sperma wszedł do zakrystii, ubrany w krótkie spodenki, koszulkę i sandały ze skarpetkami.

- No siema, na działce ze starym byłem.

Wszyscy zgromadzeni ryknęli śmiechem, widząc ubranie Spermy. Kilku chłopców popłakało się.

- O #!$%@?, Sperma xD Teraz to żeś #!$%@?ł! – Krzyczał Młody, poluzowując sobie krawat pod szyją. Uznałem, że to dobry pomysł i zrobiłem to samo, czując, że ze śmiechu zaczynam się wręcz dusić.

Drzwi do gabinetu księdza Rafały otworzyły się z hukiem.

- Co tu się dzieje?! – Ryknął mężczyzna, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ksiądz zatrzymał wzrok na stojącym Spermie. – Patryk. Wybierasz się może na działkę?

- A nie, psze księdza. Wróciłem właśnie xD

- Zachowujcie się, chłopcy. Trochę szacunku dla grupy, z którą właśnie staram się rozmawiać.

Kilka osób przeprosiło, inni przestali się śmiać (głośno). Usiedliśmy na jednej z drewnianych ław i czekaliśmy na swoją kolej.

- Dlaczego chcecie być bierzmowani?

Ksiądz Rafał siedział za biurkiem, podczas gdy my (czyli Sperma, Młody, ja i Kamil) kierowaliśmy się w stronę stojących przed nami krzeseł.

- Bo… Bo kapa (potocznie przechlapane) tak nie mieć bierzmowania. – Wydusił z siebie Sperma, wzbudzając w nas śmiech.

- Bo kapa… Może powiecie coś więcej?

Cisza.

- A więc nie ma powodu, dla którego mielibyście podejść do sakramentu bierzmowania, tak? Mogę was skreślić, z czystym sumieniem?

Poczułem, że w tej sytuacji, tylko ja mogę coś zrobić. Młody był zbytnim buntownikiem, Kamil miał chyba atak nieśmiałości, a Sperma… On już swoje powiedział.

- Proszę księdza… Patryk chyba chciał powiedzieć, że szkoda byłoby zaprzepaścić okazję do zgłębienia życiorysów naszych patronów, a tym samym, samych siebie… Jakby nie patrzeć, byłaby to wielka strata… Kapa.

Młody odwrócił się w moją stronę, wytrzeszczając ze zdziwienia oczy. Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się niepewnie.

- A potrzeba wiary? – Zapytał ksiądz.

- No… Ekhm… Też, oczywiście… - Kłamałem jak z nut. – To… Strawa dla ducha, co nie? Bardzo ważny sakrament w życiu każdego.

Koledzy skinęli.

- Dobrze. Ale co z wami, chłopcy? Kamil, dwóch Patryków? Powiedzcie mi coś od siebie, proszę.

- No ale co? – Zapytał Młody.

- Dlaczego chcecie podejść do bierzmowania? Rozumiem, że trzymacie się razem, jako grupa, ale czy to uczciwe, żeby jedna osoba tyrała za cztery?

- No nie, ale proszę księdza, my jesteśmy tacy nieśmiali… To wielki stres. – Pałeczkę przejął teraz Młody. – Przyszliśmy tu, nie wiedząc, czy w ogóle będziemy bierzmowani. Strach pomyśleć, co powiedzieliby rodzice…

- No… - Dodał cicho Kamil.

Ksiądz Rafał podparł dłonią twarz.

- A ty Patryk, jak sądzisz? – Skierował pytanie do Spermy.

- No… Też.

Jakimś cudem zdaliśmy – z naszej paczki wszyscy (tak, nawet Sperma). Udało mi się uratować sytuację i potem, już podczas indywidualnych rozmów (z pytaniami dotyczącymi patronów itd.) zostałem wytypowany jako pierwszy do odpowiedzi – żeby zmiękczyć księdza Rafała.

Cały żart polega jednak na tym, że w przypadku naszej paczki, poziom religijności był odwrotnie proporcjonalny do powodzenia w egzaminie. Nawet mając te naście lat nie należałem do wierzących, ale szczerze, wystarczyło nieco zastanowić się nad pytaniami i odpowiedzieć, używając języka bardziej kwiecistego od „no, bo, kapa”.

Dla przeciwwagi, Sperma, wychowywany w pobożnej rodzinie, nie potrafił wyksztusić sensownego zdania, czy choćby równoważnika zdania.

Młody i Kamil byli gdzieś pośrodku – obaj zaliczyli pytania mniej więcej w takim samym stopniu.

I tak właśnie moi mili, zdaje się poprawkowo bierzmowanie.

http://miudy.blogspot.com/2013/12/sebastianek-61.html
  • 3