Wpis z mikrobloga

#poznan #restauracja #muga #jedzenie

Mam z moją partnerką taki układ, że na swoje urodziny, zapraszamy się do dobrej restauracji na jakieś lepsze jedzenie. Zamiast prezentu. Oboje lubimy jeść, poznawać nowe smaki.

Trzy klata temu zabrałem ją do Tomka Purola, zwycięzcy Top Chefa. Dwa lata temu opisywałem nasz pobyt w restauracji "U myśliwych". Rok temu z powodu koronawirusa część knajp była zamknięta, więc zdecydowałem się na "low cost" i poszliśmy do MOMO na owoce morza. Tym razem postanowiłem zaszaleć i zarezerwowałem stolik w restauracji MUGA. Zamówiłem "menu degustacyjne 6-daniowe".

Chciałbym wyjaśnić co to jest menu degustacyjne, bo są osoby, które nie wiedzą i zarzucają, że jesteśmy spaślakami, bo zamawiamy 6-daniowy obiad xD


Lokal wygląda schludnie. Na stołach leżą wyprasowane białe obrusy, a z głośników leci muzyka, coś a`la czarny blues. Nie dominuje, ale daje przyjemne tło. Ja w momencie rezerwacji powiedziałem co bierzemy, więc kuchnia była gotowa. Obsługiwała nas kelnerka i somelier, który podszedł, zapytał co lubimy. Poprosiłem o białe wino półwytrawne oraz określiłem przedział cenowy (cena za butelkę). Przyniósł trzy różne butelki i powiedział, że możemy spróbować każdego z nich, zanim się zdecydujemy. Opisał je po kolei i wybraliśmy jedno, cytrusowe, orzeźwiające. Nalał nam trochę na spróbowanie i... to było to, dalej nie próbowaliśmy. Somelier co jakiś czas podchodził do naszego stolika i dolewał wino do kieliszków. Butelka stała na stoliku obok. Tak samo było z wodą - też była dolewana i odstawiana.

MUGA, oprócz tego, że opisuje skład dań, ma też kilka niespodzianek. Te niespodzianki to małe drobne "przerywniki" i w naszym przypadku było ich pięć. Na początku wjechało "czekadełko", czyli dwie bezy. Kelnerka opisała z czym są i zasugerowała, żeby zjeść je "na raz". Bardzo przyjemne słodkie i lekko wytrawny]e, w ustach zrobiła się fajna mieszanina smaków. Ocena 5/5. Po kilku minutach dostaliśmy dwie małe miseczki, a w środku było coś, co określiłem jako "zielony ogórek z majonezem". Był to w istocie zielony drobno szatkowany ogórek z jakimś sosem i kwiatowymi dodatkami. W ogóle kwiaty to jedne z liczniejszych dodatków, były chyba w każdym daniu. Dla mnie było to średnie, oceniam na 3/5, ale mojej partnerce smakowało. Takie "mini przekąski" fachowo nazywają się "amuse bouche" i jest to ogólna nazwa na małe potrawy "na jeden kęs", których nie zamawia się osobno, tylko dostaje "za darmo", żeby przygotować klientów do posiłku. Takie trochę wprowadzenie do menu, popis szefa kuchni.

W tzw. "międzyczasie", dostaliśmy na stół pieczywo z własnego wypieku. Po dwa kawałki chleba razowego z nasionami i po malutkiej bułeczce. Do tego słonawe masełko z pudrem. Bułeczka jeszcze ciepła. Skubałem sobie to pieczywo przez cały wieczór.

Pierwszym z dań była ośmiornica z czarnym ryżem i tamaryndowcem. Wyborna! Pierwszy raz jadłem, mackę dużej ośmiornicy, do tej pory jadałem wyłącznie malutkie ośmiorniczki. Macka długości jakieś 12-15cm, naprawdę smaczna. Bez wahania 5/5.

Po ośmiornicy dostaliśmy dorsza z fermentowanym czosnkiem i kawiorem z troci. Ryba smakowała obłędnie rozpływała się w ustach, dodatkowo oblana była pianką z czegoś, czego nie rozpoznałem. Fermentowany czosnek był otulony słodkim musem, niesamowite połączenie. Czosnek był delikatny w smaku, lekko "grzybowy". Całość 5/5 (partnerka 4/5, bo nie smakowała jej piana).

Kolejnym daniem był tatar wołowy i jednogłośnie wybraliśmy go najlepszym daniem jako całość. W tym tatarze nie było absolutnie niczego zbędnego. Zawierał jakieś malutkie grzybki blaszkowe, miał wędzone żółtko i mus z sherry. Całość ozdobiona jadalnymi kwiatami. Wszystko tam było na swoim miejscu, najlepszy tatar jakiego jadłem. Zasłużone 5/5.

Pora na mięsa. Na stół wjechała kaczka z marynowanym burakiem, sosem z czarnej porzeczki i taką jakby "kanapką z buraka" wypełnioną chyba serem kozim (zgaduję, ale to częste połączenie). Na wierzchu było coś w rodzaju kruchego ciastka posypanego pudrem z buraka. Jest to jedyne danie, któremu zrobiliśmy zdjęcie, wkleję je w komentarzu. Kaczka sama w sobie pyszna. Wyraziście pachnąca i smaczna. Porzeczkę kocham i to połączenie mi szalenie pasowało. Marynowany burak przyjemnie zaskoczył smakiem i konsystencją, bo póki go nie spróbowałem, nie wiedziałem, że to burak. "Kanapka buraczano-serowa" bez wyrazu. Zjadłem ją, ale równie dobrze mogłoby jej nie być. Za kaczkę 5/5, ale całość 4/5.

No i gwóźdź programu, piąte danie - rostbef dojrzewający, z sosem pieprzowym, truflą i specyficznymi kluseczkami. Kluseczki były podane w czymś w rodzaju tempury - podejrzewam, że były zanurzone w atramencie z kałamarnic, bo miały galaretkowatą czarną jadalną "błonkę". Przed serwisem byłem przekonany, że kelnerka zapyta o rodzaj wysmażenia, ale nic z tego - po prostu dostaliśmy mięso na stół! Oboje w lekkim szoku, bo tak się składa, że wolimy mięso mocno wysmażone. Szczerze, to byłem o krok od odesłania dania do kuchni, ale postanowiliśmy spróbować i... było naprawdę smaczne. Uzmysłowiłem sobie w tym momencie jaka jest przepaść miedzy stekiem z restauracji a stekiem "z Biedronki" i za co się tyle płaci. Rostbef 5/5 z małym minusem: na talerzu mieliśmy trzy kleksy z czegoś, co smakowało silnie cebulą, ale był to dla mnie smak jak z paczki chipsów cebulowych. Kompletnie nie moja bajka, ale można było tego po prostu nie jeść i tak oboje zrobiliśmy.

Aha, do mięsa na osobnej miseczce dostaliśmy coś jeszcze, ale nie potrafię już określić co to było - pamięć też trochę siada. Było to coś półpłynnego, trochę piana, trochę sos, miało bardzo dziwny smak i konsystencję zsiadłego mleka. Partnerka praktycznie tego nie ruszyła (przez gałkę muszkatołową, której nie cierpi). Ja zjadłem, ale smakiem wyraźnie odstawało to coś od reszty. Dla nas zupełna pomyłka, średnia pewnie by wyszła maks. 2/5.

Po daniach głównych, a przed deserem, dostaliśmy "pre desert", czyli pianę z jabłka i agrestu "na oczyszczenie kubków smakowych". Była lekko kwaśna i bardzo puszysta. Uwielbiam agrest, więc mi smakowało, trzeba było tylko szybciej jeść, żeby piana nie opadła, bo wtedy zmieniała się w mało apetyczną ciecz. Nam się udało :)

Gdy zjedliśmy, na stół wjechało ostatnie danie - deser czekoladowy. Co tu dużo pisać - czekoladę każdy lubi, tu był pralinowy batonik, lody i bergamotka, która też nadawała całości lekko kwaśny smak. Fajne połączenie, fajny smak.

Ale to jeszcze nie koniec. Gdy już zjedliśmy i dopijaliśmy wino, na stół wjechało tzw. "petit four", czyli cztery przekąski na słodko - niewielkie, takie żeby wziąć w palce i zjeść na raz. My dostaliśmy miseczkę z (jak nam się zdaje) ziarnami kakaowca (jakby startymi na grubej tarce) i na tym dwie kwaśne galaretki (naprawdę kwaśne) i dwie kulki czekoladowe, z miso, śliwką i czymś jeszcze. Pyszne!

Na koniec wyszła lekka lipa, bo ja nie mam karty płatniczej do konta i wszędzie płacę blikiem, a tu się nie dało... Ale miałem też kartę kredytową, więc nie było tragedii.

Podsumowując: duża dbałość o szczegóły. Na wejściu odbierają nam płaszcze i wieszają w szafie, na wyjściu wyjmują i pomagają się ubrać (zwłaszcza kobiety, okręcają tymi swoimi szalikami, apaszkami, a w tym czasie płaszcz jest trzymany przez obsługę). Co mi się bardzo podobało to fakt, że nie było tak, że każdy ma swój stolik i resztę ma w dupie. Była sytuacja, że kelnerka nam na szybko rzuciła co jest w daniu i poszła, a my się zaczęliśmy głośno zastanawiać, bo jednego składnika nie usłyszeliśmy. Na to zareagował kelner ze stolika obok, podszedł i zaproponował, że omówi danie, jeśli coś jest niejasne.

Do każdego dania dostawaliśmy nowe sztućce. Każde danie podawane było na zupełnie innych talerzach, nie trafiły się 2 razy takie same.

Załączam paragon. Była to moja najdroższa w życiu kolacja dla dwojga i jeden z droższych alkoholi, ale nie żałuję. Niestety mojej partnerce nie wszystko smakowało. Jako całość była zadowolona, ale były takie składniki, które po prostu zostawiła na talerzu. Ponieważ był to prezent na jej urodziny i absolutnie wszystko musiało być perfekcyjne, nie zostawiłem napiwku. Całość oceniłbym, powiedzmy na 4,5/5 ale zostawiając w restauracji ponad 600zł, chciałbym żeby to było 5/5. Tu muszę nadmienić, że obsługa absolutnie nie dała znać, że ma do mnie pretensje o brak napiwku, a w różnych lokalach różnie z tym bywa. Profesjonalizm do samego końca.

Czy polecam restaurację? Tak, z pewnością. Jedna z najlepszych, jakie w życiu odwiedziłem. Nie sądzę, żebym tam jeszcze wrócił, bo w tym wszystkim chodzi o poszukiwanie coraz to nowych smaków, ale jeśli ktoś by mnie tam zaprosił to pójdę z prawdziwą przyjemnością.
Niekumaty_ - #poznan #restauracja #muga #jedzenie

Mam z moją partnerką taki układ,...

źródło: comment_16445625126NDX3X2SRr0anuVurpKA1B.jpg

Pobierz
  • 308
  • Odpowiedz
Co ma wino do wody? Mowa jest o WODZIE CISOWIANCE KTORA KOSZTUJE NIE CAŁE 2ZŁ a nie wino ktore trzeba wyprodukować,.


@Usunelem_Konto: no nie, knajpa kupuje gotowy produkt jakim jest butelka wina i sprzedaje go na kieliszki z jeszcze większą marżą niż butelkę wody (w knajpach fine dinig jest to przeważnie cena lampki > 2butelki)

1L WODY w sklepie i to cekowiankę GAZOWNĄ nie całe 2zł xD Wcale nie przepłaciliście.


@
  • Odpowiedz
@Deska_o0: Mi kitu nie wciskaj byłem w Singapurze w restauracjach z gwiazdkami Michelina i woda była za darmo nawet sok pomarańczowy był za darmo. To jest prawda Polscy restauratorzy dymają Polaków na kasę ile się da.¯\_(ツ)_/¯
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
@Niekumaty_: fajny wpis z dwóch powodów:
1) miło widzieć pozytywne doświadczenie z drogiej kolacji, bo niestety dużo ludzi płaci i wychodzi niezadowolonych. Mam wrażenie że dużo drogich restauracji zdecydowanie się przecenia i jedzie na renomie, więc fajnie że jesteś zadowolony.
2) myślę że sporo ścisku dupy wywolasz w komentarzach, nawet nie muszę czytać żeby sobie te teksty wyobrazić ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@Usunelem_Konto: jedenasty typ który nie odróżnia darmowej "tap water" od płatnej wody butelkowej, ale dawaj nazwy knajp chętnie wrzucę ci cenę jak poprzedniemu przyłapanemu na tym samym kłamstwie
  • Odpowiedz
@Deska_o0: Nie wyobrażam sobie abym w "mojej" restauracji pobierał opłatę za wodę która mogę zakupić do restauracji w cenie bardzo niskiej na której budżet restauracji by nie ucierpiał. Tyle w tym temacie. Ale to jestem ja i wizerunek gościnności jest priorytetem bo nie tylko o jedzenie chodzi. To jest po prostu zdzierstwo i chciwość tyle.
  • Odpowiedz
myślę że sporo ścisku dupy wywolasz w komentarzach


@Mave: nie jest tak źle, tylko dwóch wulgarnych dzbanów trafiło na czarną, reszta trzyma poziom (poziom jak na wykop oczywiście) ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@Niekumaty_: chwilę przed wybuchem pandemii podobną kwotę zostawiliśmy z niebieskim na wyjściu do The Time w Poznaniu, dostaliśmy wodę i „czekadełko” gratis do zamówienia. W życiu nie zapłaciłabym 17 PLN za wodę nawet przy zamówieniu za 1k PLN xD za bardzo szanuję swój portfel
  • Odpowiedz
@Demoman: jak cię nie stać na napiwki to jedz w maku albo w barze mlecznym, człowiek z klasą zostawia choćby te parę procent, bo tak działa ta branża. Większość branży, które wymieniłeś, działa inaczej, ale owszem, daję napiwki np. dostawcy żarcia albo panu, który tankuje mi paliwo na stacji, jeśli akurat trafię na taką z obsługą.
  • Odpowiedz
@pancreaticcarcinoma: widzisz to jest tak, że zapraszasz kogoś do restauracji i po chwili rozmowy przy stoliku, ta osoba mówi, że ma sucho w gardle i napiłaby się wody. To jest taka trochę sytuacja bez wyjścia. Nie wiedziałem ile ta woda kosztuje, ale i tak bym ją zamówił, bo liczył się dla mnie komfort. W końcu świętowaliśmy urodziny.
  • Odpowiedz
@Niekumaty_: ale co ciekawe weszłam teraz zobaczyć menu na stronie i w The Time SAN PELLEGRINO już też kosztuje 22 PLN za 0.7 xD więc jeśli nie serwują już tego za darmo do posiłku, to znaczy że sytuacja na rynku gastronomicznym się tak popsuła, że jesteśmy dymani na każdym kroku ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Najważniejsze, że się dobrze bawiliście. Życzę Wam wielu udanych podróży kulinarnych i wszystkiego
  • Odpowiedz
wszystkiego najlepszego dla różowego paska!


@pancreaticcarcinoma: nie obraź się, ale nie przekażę. Nie chwaliłem się jej, że opisuję jej urodziny na portalu ze śmiesznymi kotami, bo pewnie nie byłaby jakoś specjalnie zachwycona ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@wurst chyba u Janusza co zatrudnia kelnera za grosze bo hehe dorobisz na napiwkach. Swoją postawą przyczyniasz się do tej patologii. I ludzie z klasą wykonują swoją pracę należycie a nie skakają koło Ciebie i próbują być mili byle tylko parę zł dostać. Uwierz że działała by tak każda branża jakby ludzie korzystając z ich usług tak robili. Właśnie w dostawie żarcia jest tak samo. Kolega pracował na dostawie w pizzerii i
  • Odpowiedz