Wpis z mikrobloga

Dziś rozegrano te słynne mecze zaległe w Ekstraklasie. Raków, co do którego byłem przekonany, że sobie poradzi, przegrał z Górnikiem, zaś Legia, której po zaległych meczach dopisywano 0 punktów, wygrała z Zagłębiem 4:0.

W pewnym sensie podobny przypadek miał już miejsce, kiedy Vuković przejmował Legię po raz trzeci. Zespół był świeżo po gładkiej porażce 0:4 z Wisłą Kraków, rozbity po działaniach Sa Pinto. Czasu było bardzo mało, bo następna kolejka była rozgrywana w środku tygodnia. Na szybko przejął to Vuković i wygrał z Jagiellonią 3:0. Mało tego, Legia dni z beznadziejnej postawy w trzy dni wzniosła się na poziom być może nawet najlepszego występu w tamtym sezonie. To zresztą był ostatni jak dotąd gol Andre Martinsa w Legii, a minęło od tamtej pory już ponad 2,5 roku.

Teraz skala tych wydarzeń jest trochę inna. Legia jest w o wiele większym kryzysie, a z Zagłębiem nie do końca zagrała bezbłędnie. Aż do pierwszego gola patrzyło się na to bardzo ciężko, a po tym jak padł, to było nawet jeszcze gorzej, bo Zagłębie przejęło inicjatywę. Spróbowało też ruszyć na nas od początku drugiej połowy. Zamiast jednak sprezentować rywalowi gola, udało się wybronić, a z przodu skuteczność była na najwyższym poziomie. To podstawowa różnica w stosunku do poprzednich meczów, gdzie zmieniły się te najważniejsze rzeczy, ale całokształt nie różnił się tak bardzo.

Trzeba też jednak przyznać, że dzięki wyjściu na prowadzenie, potem powiększaniu go, a także niskiemu poziomowi przeciwnika, zawodnicy Legii mieli możliwość odblokowania się, złapania luzu i wreszcie pokazania czegoś ciekawszego na boisku. Tu już była większa szansa, że taki mecz im pomoże, niż miał to zrobić ten z Jagiellonią, kiedy i tak trzeba było rozpaczliwie bronić prowadzenia. Z drugiej strony, czeka nas trudny mecz z Radomiakiem, a potem i tak jest przerwa. Więc i tak najlepszym scenariuszem pozostaje tylko krótkotrwały efekt, który na razie został osiągnięty, ale może zostanie jeszcze przedłużony o te kilka dni.

Po ukazaniu się grafiki ze składem można było się zastanawiać, czy Vuković zwariował i czy te kilkanaście miesięcy wolnego jednak mu dodatkowo nie zaszkodziło. W rzeczywistości ustawienie wyglądało dużo rozsądniej. Przede wszystkim wreszcie zrobił to, co już wiele osób zauważało wcześniej, ale poprzedni trenerzy tego nie widzieli – ustawił Lopesa w ataku, gdzie czuje się najlepiej. Ktoś mógłby stwierdzić, że Pekhart też mógłby strzelić takie gole, ale zwłaszcza przy drugim, on wcześniej jeszcze walczył o piłkę w środku pola i spóźniony wpadał w pole karne. Wreszcie był w nim ktoś, kto pokazał skuteczność, bo ostatnio były z tym ogromne problemy, a Lopes był daleko od miejsca na boisku, w którym jest przydatny. Już nie wspominając o tym, że potrafi dać ważnego gola w najmniej spodziewanym momencie, kiedy już większość postawiła na nim krzyżyk.

Wreszcie były to też gole strzelone z akcji, a nie ze stałych fragmentów. Zarówno podanie Slisza, jak i potem ruch i rozegranie Ciepieli z Ribeiro to były sytuacje, które do tej pory były udziałem głównie Josue, a pozostali wydawało się, że nie są w stanie w ogóle do tego nawiązać. Zresztą Portugalczyk znowu dorzucił dwie asysty po stałych fragmentach i były to jak zwykle mocne, precyzyjne podania. Grając z totalnie nieskutecznymi kolegami i mając takie podania w zasadzie w każdym meczu, ma w tym sezonie 5 asyst w lidze. Więcej mają tylko Paixao, Kądzior i Tudor. Wartość artystyczną jego zagrań już niektórzy zdążyli docenić, może będzie takich osób więcej, jeżeli te liczby jeszcze się poprawią, bo przy normalnie (nawet nie wyjątkowo dobrze) funkcjonującym zespole mogłyby być znacznie bardziej okazałe.

Paradoksalnie, gdybym miał szukać minusów tego meczu, to byłaby to głównie defensywa. Brak Wieteski był moim zdaniem odczuwalny w Płocku, a tu wyglądał nawet jeszcze słabiej niż Hołownia i Nawrocki. Łatwo tracił piłkę i dawał się objeżdżać, a co najgorsze, prowadziło to do zagrożenia pod naszą bramką, bo raczej to on musi asekurować innych niż oni jego. Z drugiej strony mamy takiego Ribeiro, który może nie gra rewelacyjnie, ale pod nieobecność Mladenovicia musi grać bez przerwy na wymagającej pozycji, zwłaszcza dziś, gdy było to wahadło. Tymczasem pod względem fizycznym zupełnie nie odstaje. Teraz, po jednym meczu, niektórzy nawet kwestionują, czy w ogóle problem przygotowania fizycznego istniał, skoro była aż taka poprawa w bieganiu w tym meczu. Wydaje mi się, że ten jeden mecz o tym nie świadczy, a raczej to, jak Legia wyglądała w niektórych zbitkach meczów co trzy dni, po tym jak już ewidentnie zjechała z formą pod koniec września. Kumulacja tego, co dobre, nastąpiła z Leicester, potem z Lechią mecz został oddany bez podjęcia walki i od tamtej pory niewiele było moim zdaniem momentów, kiedy zespół był gotowy do gry na sto procent. Co było i tak tylko jedną z przyczyn tego, w jaki kryzys popadł.

Tak samo moim zdaniem mecz nie udowodnił, że te wszystkie braki kadrowe i inne problemy nie przeszkadzają. Akurat dzisiaj nie, ale na dłuższą metę takie rzeczy wychodzą. Wybór na kilku pozycjach był bardzo ograniczony i dobrze, że druga połowa pozwoliła niektórych zawodników oszczędzić, a przy okazji przetestować rezerwowych. I też nie oznacza to, że nagle Celhaka czy Ciepiela będą rzeczywiście się liczyć w walce o skład. Może tak, ale teraz występują głównie z potrzeby chwili i wobec katastrofalnej dyspozycji np. Charatina.

Najlepsze, co się dziś stało, to przynajmniej lekkie podniesienie się zawodników. Po raz pierwszy od dawna jest jakikolwiek poważny punkt zaczepienia, bo zwycięstwa z Jagiellonią i Motorem ostatecznie nic nam nie dały. Teraz może być cień szansy, że to rzeczywiście ich podbuduje, choć i tak trzeba być ostrożnym. Pamiętam, że po tamtym meczu z Jagiellonią w 2019 byłem głównie wkurzony, bo on tak naprawdę źle świadczył o zawodnikach. Jednego dnia kompromitują się, żeby nagle trzy dni później zagrać kapitalnie? Tak jakby nie mogli tak wcześniej… Teraz też trzeba przyznać, że taka metamorfoza budzi wątpliwości. Jak słabe by nie było Zagłębie, można było o taki występ pokusić się wcześniej. A czy oklep w autobusie pomógł? No może Lopesowi, ale zdaje się, że reszta dzisiaj grających nie ucierpiała w niedzielę? A ci, którzy dostali, dziś nie zagrali i może to bardziej pomogło niż sam oklep. Emreliego i tak należało już dawno odstawić. W przypadku Luquinhasa tak bym nie powiedział, wiadomo że Ciepiela (czy Lopes, zależy jak uznamy, kto go zastąpił) to nie ten poziom, ale jak widać dziś to nie przeszkodziło.

Przez ostatni czas przemyślałem też, co sądzić o powrocie Vukovicia. Ja, nawet jeśli mam słabą pamięć, to mam tę przewagę, że mogę wrócić do swoich starych tekstów i mam biało na czarnym (tylko nocny), co na bieżąco pisałem. Oczywiście nie chce mi się tego wszystkiego czytać, ale mniej więcej wiem, co pisałem rok temu. No i nadal pamiętam mu Omonię, Górnika czy Cracovię w pucharze. To nie były porażki przypadkowe (może Omonii najbliżej do takiego określenia), ale w pełni zasłużone i poniesione w fatalnym stylu. Pamiętam, że było też kiepsko pod względem taktycznym. Best I can do – mówi Vuković – is remis z Rangers, w meczu, który należało wygrać. On nie potrafił wyciągać maksa z takich meczów, za to bardzo rzadko notował potknięcia z dołem tabeli. Regularne punktowanie na najsłabszych jest kluczem do wygrywania ligi i głównie dlatego udało mu się zdobyć mistrzostwo w 2020. Dziś układ w lidze jest trochę inny. Czołówka może nie jest wszechmocna, ale w przyszłym roku czekają nas wyjazdy do Poznania, Szczecina i Częstochowy. Będę zaskoczony, jeżeli Vuković wygra choć jeden z nich. Taka konieczność może też wystąpić w Pucharze Polski. Nawet mniej się teraz martwię o mecz domowy z Górnikiem Łęczna, bo tu jest w stanie sobie poradzić. Natomiast będzie musiał pokazać, że czegoś się nauczył, jeżeli będzie chciał przejść półfinał i wygrać finał.

To jednak perspektywa kolejnych kilku miesięcy. Vuković musi ratować sytuację tu i teraz, na razie zaczął najlepiej jak można było. To był zresztą mecz, gdzie z uwagi na jakość przeciwnika była realna szansa na punkty, mimo naszego kryzysu. Radomiak to już będzie inna rozmowa. To będzie tylko minimalizowanie strat, jeżeli będzie to pierwszy remis od 7 miesięcy (a licząc europejskie puchary – od 4), to też ok. Trzeba przede wszystkim uniknąć porażki, żeby znowu się nie pogrążyć, a zdobycz punktowa byłaby przyjemną niespodzianką. W życiu nie powiedziałbym, np. po porażce z Radomiakiem w 2. kolejce, że tak będę podchodził do rewanżu z nimi w 19. Ale tak jest i to świadczy o tym, jaką drogę przebyliśmy w tej rundzie. To było coś koszmarnego i dobrze, że już niedługo przerwa. Mi też się ona przyda.

#kimbalegia #legia