Wpis z mikrobloga

Właśnie zmarła moja sąsiadka. Ktoś, przy kim mogłem się wypłakać, komu mówiłem o wszystkich swoich problemach. Jedyna osoba, którą jeszcze łączyłem ze swoim #!$%@? dzieciństwem. Jak robiłem ciasto to jej zanosiłem, a ona mi przynosiła kompot, który smakował identycznie jak ten, który robiła mi babcia. I rozmawialiśmy godzinami o różnych bzdurach i czułem się identycznie jak wtedy, kiedy miałem 13 lat i rozmawiałem z babcią przy cieście z kruszonką i herbatą. I chodziłem do niej codziennie często tylko po to, żeby upewnić się, że żyje, że nie straciłem cząstki tego świata, bo strasznie się tego balem. Jak byłem mały to mnie ukrywała w swoim mieszkaniu, dawała jedzenie i przytulała, bo moi rodzice byli zbyt #!$%@? i nieodpowiedzialni.

Zmarła o 6 rano, a ja o 6 rano się obudziłem, dzwoniłem do niej, nie odbierała, a później dowiedziałem się, że właśnie wtedy ją ratowali. Życie jest #!$%@?.

Chciałbym jeszcze raz wpaść do jej mieszkania z ciastkami, opowiadając jej, jaki dzisiaj miałem #!$%@?ły dzień albo jak bardzo jestem szczęśliwy. Chciałbym widzieć jak się uśmiecha, kiedy mówię jej to drugie, jak mówi, że bardzo zależy jej na tym, żebym w końcu, #!$%@?, miał to szczęście w życiu, żeby mi się wszystko ułożyło. A jak miałem próbę samobójczą to płakała i mówiła, że nie mogę tak robić, bo jest coraz starsza i nie miałby kto jej robić tak pysznych ciast. Chyba nadal będę się gubił i będę próbował otwierać drzwi do jej mieszkania.

#!$%@?ć. #feels
  • 2
Kiedy ktoś umiera powoli, można ten smutek rozłożyć sobie na dni. Najgorzej, kiedy ktoś umiera nagle, zwłaszcza kiedy jeszcze dzień wcześniej rozmawiasz z tą osobą i ona się śmieje.