Wpis z mikrobloga

It’s over dla chłopa. Sytuacja jest ekstremalna i wyjść z niej będzie kosmicznie trudno. Ja jeszcze mimo wszystko wierzę, ale wiele rzeczy naraz musiałoby się wydarzyć.

Historia w pewnym sensie zatacza koło. Pierwszy wpis z tej serii miał miejsce po meczu Legii z Lechem w 2015 roku – kiedy przegraliśmy u siebie w 31. kolejce, a ich trenerem był Skorża. Ulało mi się wtedy i wyrzuciłem z siebie żale, jakie miałem po tamtym meczu. Stwierdziłem potem, że po przegranym meczu łatwo jest pisać, komentarzy zawsze jest wtedy najwięcej, za to jest ich dużo mniej, kiedy zespół wygrywa. Dlatego zdecydowałem się pisać niezależnie od wyniku i okoliczności, choć muszę przyznać, że po przegranych rzeczywiście pisze się dużo łatwiej.

Niecałe pół roku po tamtym meczu Legia przegrała jeszcze raz z Lechem u siebie, to był jeden z pierwszych meczów Czerczesowa, kiedy gnietliśmy ich strasznie, ale mając ponad 80 minut na odwrócenie losów meczu, nie udało się. Potem była jeszcze porażka w Superpucharze, a tak to mieliśmy okazałą serię zwycięstw u siebie, był to często idealny przeciwnik na przełamanie.

Tylko że tak samo leżały nam już Lechia, Raków, Śląsk i Wisła Kraków. Z tymi wszystkimi zespołami szło nam dotychczas dobrze i wszystkie te dobre serie skończyły się w tym sezonie. Właściwie nie ma już zespołu, który by nam jakoś szczególnie pasował, poza tymi, które zdążyliśmy pokonać w tym sezonie. Każdy mecz jest jeszcze trudniejszy niż to bywało jeszcze niedawno. Grając tak samo słabo, a nawet gorzej, często takie mecze remisowaliśmy, a nawet wygrywaliśmy. Dziś pewnie też było to możliwe, ale przy tej grze wszystko musiałoby się ułożyć perfekcyjnie. Zamiast tego wszystko poszło nie tak i ostatecznie można się zastanawiać, czy w ogóle zasłużyliśmy na chociaż remis.

Pierwsza połowa była jeszcze ok. Nie było to wielkie widowisko, ale czuć było intensywność i koncentrację. Dotychczas na pierwsze połowy zwykle nie dojeżdżaliśmy i budziliśmy się, gdy już było za późno. Teraz od początku nie odstawaliśmy, wynik był możliwy w każdą stronę, więc były drobne podstawy do optymizmu.

Druga część była już bardzo przygnębiająca. Zaczęła się znów nieźle, ale wszystko siadło po stracie gola. Potem Michniewicz dobił jeszcze zespół zmianami, ale nawet te pierwsze 10 minut przy stanie 0-1 nie wróżyło dobrze. Nie tłumaczę tego tylko tym, że zawodnicy się podłamali, choć jakiś wpływ na ich głowy musiało to mieć. Lech rozegrał nas w końcówce jak chciał, bronił się bardzo skutecznie, a w dodatku często był w stanie utrzymać się przy piłce na naszej połowie. Nie byliśmy w stanie ich nawet na dobre zepchnąć do defensywy, nie mówiąc o stworzeniu jakiejkolwiek sytuacji. Kolejny raz był ogromny problem z odrobieniem strat, zespół łącznie z trenerem kolejny raz kompletnie sobie nie poradził w takiej sytuacji.

Mówienie o braku pomysłu na grę jest słuszne, jeśli chodzi o drugą połowę, bo Legia nie wiedziała, jak grać, żeby odwrócić wynik meczu. Moim zdaniem natomiast w pierwszej połowie pewien pomysł był – długie podania za linię obrony. Wiem jak to brzmi, na nikim to nie robi wrażenia, ale żeby była jasność – w pierwszej połowie problemem był nie brak pomysłu, a jego słabe wykonanie. Gdyby się przyjrzeć, to Lech stał dość wysoko, nie murował, a my z przodu mieliśmy szybkich i ruchliwych zawodników. Ten pomysł miał szansę powodzenia, ale był wykonywany koszmarnie. Wiele razy widzieliśmy podania do nikogo albo minimalnie za mocne. Większość z tych zawodników normalnie trenowała w klubie podczas przerwy na kadrę. Obrońcy prawdopodobnie zagrywali tam, gdzie powinni, ale robili to na pamięć lub niedokładnie. W tym pierwszym przypadku winni są zarówno oni, jak i ci, którzy mieli wbiec w wolną strefę, przy czym nieobecność w tygodniu raczej ich nie tłumaczy, bo już od środy mieli czas na przygotowania. W tym drugim oczywiście jeszcze większa wina spada na wykonawców tych podań.

Tak naprawdę, mając ofensywny i dość kreatywny skład, oczekiwalibyśmy czegoś innego. Wolelibyśmy widzieć grę bardziej kombinacyjną. Docelowo pewnie jest to możliwe na poziomie Ekstraklasy, ale w obecnej sytuacji nie wiem, czy to się uda. Braki trenera we wdrożeniu takiej gry to jedno, ale jeszcze trudniej to zrobić, gdy zespół jest w tak wielkim dole.

I tu wchodzą stałe fragmenty, czyli znowu element decydujący. Lech nie musiał dziś zagrać wybitnego meczu, aby wygrać. Raków trzy tygodnie temu też nie. Załatwili nas ze stałych fragmentów, a to jest temat, który wałkujemy od dawna. Tak źle atakując i broniąc przy nich, od razu obniżamy sobie możliwości punktowania. Dziś akurat i tak nie było najgorzej w ataku, tylko że i tak nic to nie dało, bo tak trzeba nazwać rękę Jędrzejczyka, pudło Wieteski i poprzeczkę Josue. Natomiast z tyłu po staremu. To już czwarty kolejny mecz ligowy, w którym tracimy gola po stałym fragmencie. Z Górnikiem Łęczna i Lechią i tak nie miało to bezpośredniego przełożenia na wynik, ale z Rakowem i Lechem, czyli w absolutnie kluczowych meczach, kosztowało nas to bardzo dużo.

Najbardziej martwi mnie, że mieliśmy dwa tygodnie na przygotowania, żadnych dodatkowych przeszkód, a trener wystawił skład, pod którym większość z nas by się podpisała. Wreszcie odważył się na posadzenie tych, którzy na to zasługiwali, na papierze była obietnica bardziej ofensywnej gry. To wszystko jednak nic nie dało. Większość z tych zawodników wyglądała podobnie jak ich koledzy w poprzednich meczach. Nawet nie ma za bardzo kogo wyróżnić po tym meczu. Nawet jak ktoś miał przebłyski, to potem znikał na długie minuty. Jedynym plusem jest Tobiasz, ale i on nie zdołał nas całkowicie uratować. Zwłaszcza historia z karnym byłaby fajna, gdyby tylko nam coś dała. Przez ostatnie miesiące mieliśmy karne przeciwko nam taśmowo i nawet taki spec jak Boruc nie był w stanie czegokolwiek obronić, często nawet nie był blisko. Tutaj mówimy o kapitalnej interwencji, która była ostatnim momentem na to, aby zespół jeszcze się obudził. I to wszystko też na nic.

Nie będę się dodatkowo pastwił nad Emrelim, zdążył już zmarnować w niewytłumaczalny sposób kilka prostych sytuacji, ale i strzelić z takich, gdzie wydawało się to niemożliwe. Wydawało się, że formacja ataku nie powinna być większym problemem w lidze, ale nie działa tak samo jak wszystko inne. Tak samo defensywa, jeszcze niedawno funkcjonująca bez zarzutu, całkowicie się rozlazła. Problem nie leży w jednym czy drugim konkretnym zawodniku. Wszystko siadło, były teraz próby jakichś eksperymentów i spróbowania czegoś nowego, ale te szczegóły nic nie dają, gdy nie działa całość. Nie ma ani wyjścia spod pressingu, ani skutecznego zakładania go z naszej strony, w stałych fragmentach jesteśmy mocno na minusie, a stworzenie czegokolwiek z akcji to w tej chwili utopia. Osiągnęliśmy już w zasadzie dno. Jak już pisałem, widywałem podobnie lub gorzej grającą Legię wiele razy. Jednak tak koszmarna seria wyników nie zdarza się często. Trzy porażki z rzędu w lidze z czego dwie u siebie, pięć w ostatnich sześciu meczach ligowych, już trzy mecze, w których traciliśmy po trzy gole. Sądziłem, że nie da się w kółko przegrywać, nawet te najsłabsze drużyny raz na jakiś czas zrobią remis, a tutaj nic. Fakt, że kiedyś było gorzej, niespecjalnie mnie pociesza. Zawsze staram się doceniać, w jakim miejscu w swojej historii jest Legia, do często zdobywanych mistrzostw dorzuciła teraz fazę grupową LE i to jest fajne. Nie jest to jeszcze moment, w którym ten złoty okres może się skończyć, ale być może niedługo trzeba będzie brać taki scenariusz pod uwagę.

Na zwolnienie Michniewicza czas już był. Teraz można już tylko działać na szybko, tak żeby tylko zmiana trenera sama w sobie przyniosła jakiś efekt. Na krótką metę to może i by zadziałało, ale nie ma pewności, że ogólny cykl zostałby przerwany. Bo mimo lat sukcesów, od dłuższego czasu znajdujemy się w tym samym miejscu i zmagamy się z tymi samymi problemami. Teraz jest trener, który wypadał nieźle na tle poprzedników, zrobił w Europie wyniki ponad stan, ale i on nie poradził sobie na początku sezonu. Bardzo szybko zepsuł sobie bilans ligowy, który jeszcze niedawno wyglądał znakomicie, a teraz już tylko nieźle. Zespół został nieco osłabiony, ale przynajmniej w ostatniej chwili szarpnięto się na wzmocnienia. I to wszystko też nic nie dało. Nawet jeżeli z obecnego kryzysu w końcu się wygrzebiemy, to druga połowa przyszłego roku zapowiada się tak samo jak ta, bo niby dlaczego coś miałoby się zmienić.

Teraz, gdy za chwilę jest mecz z Napoli, wolałbym nie zmieniać Czesława, tu i tak nic nie możemy stracić. Samemu trenerowi też należy się udział w takim meczu. Potem z kolei już nie ma na nic czasu. Teoretycznie terminarz z udziałem Piasta i Pogoni wygląda fatalnie. Te zespoły jednak ostatnio mają swoje problemy i teraz może nie powinniśmy się jakoś bardzo odgrażać, ale po cichu liczę, że da się w tych meczach coś zrobić. W zderzeniu z lepszymi obecnie i porządnie zorganizowanymi Lechem, Lechią czy Rakowem po prostu okazywaliśmy się słabsi – jak nie przez całe 90 minut, to w kluczowych momentach. Tutaj istnieje szansa, że to będą starcia zespołów z problemami i że nawet po słabych meczach, ale będziemy w stanie zapunktować.

Zakładam, że w czwartek będzie można zrobić normalną rotację, bo spokojnie można puścić na ten mecz Misztę, Nawrockiego, Mladenovicia, Martinsa czy Charatina. Do tego warto będzie zrobić użytek z pięciu zmian. Nie żebym traktował to jak sparing, ale po prostu niech w miarę dużo zawodników dostanie szansę wykazania się, a jeśli uda się przy tym sprawić jakąś niespodziankę, to fajnie. Byle tylko od początku istniał plan na to, kto i jak ma zagrać z Piastem i jak przygotować się już pod niedzielny mecz.

#kimbalegia #legia
  • 2
  • Odpowiedz
@Kimbaloula:
1. Po co rotować bramkarzem?
2. Zgadzam się co do składu, ze większość by wystawiła podobnie, ale czy byś ich tak samo ustawił? Serio, długie podania i szeroka gra mając Luquinhasa i Josue w składzie? Przecież to aż prosi się o grę kombinacyjna…
  • Odpowiedz
@miki4ever: Dla mnie nie ma dużej różnicy, kto zagra w czwartek w bramce. Jak będzie zmiana to ok, a jak nie, to też ok.

Napisałem wyżej - też bym chciał grę kombinacyjną, ale obawiam się, że to nie z tym trenerem i nie w takim kryzysie.
  • Odpowiedz