Wpis z mikrobloga

#perfumy #150perfum 390/150
Etat Libre d'Orange Rien (2006)

Zapachy jakie zostały stworzone pod szyldem Etat Libre d'Orange można określić jako bardzo nietuzinkowe. W sieci można przeczytać tak samo wiele zachwytów jak i opinii negatywnych. Rien czyli po francusku "nic" to jeden z tych zapachów, który mimo bardzo przeciętnych recenzji powalił mnie na kolana. Kompozycja niełatwa ale piękna.

Rien to istny festiwal aromatów, od alhehydów przez mocne akcenty skórzane, paczulowe aż po żywiczno-ambrowe. Woń Rien jest bardzo mocno specyficzna i od razu czujemy, że mamy do czynienia z perfumami z charakterem. Testując je bałem się, że porównania do London Toma Forda, których wybitnie nie lubię okażą się prawdą, na szczęście ja podobieństwa nie wyczuwam. Rien pachnie drogo, bogato, niszowo, ale jest to zapach, który nosi się przyjemnością. Najlepiej pachnie tu paczula, z której wyłaniają aromaty przypominające smar, coś jak w Javanese Patchouli Zegny. Do tego wyraźny mech drzewny, absolut irysa, skóra, pieprz, kadzidło, absolut czystka i jeszcze kilka innych składników. Skład wygląda trochę jakby wybrano jakieś przypadkowe nuty, wrzucono je razem do wrzącego kotła z którego wyłoniło się potem Rien. Nie wiem czy tak powstały te perfumy ale czapki z głów przed twórcą

Aromat bardzo męski, hipnotyzujący, niesamowicie barwny. Ma w sobie i coś zwierzęcego i słodkiego, drzewnego. Dzieje się tu bardzo dużo. Nie są dla każdego, bo taki @qtavon otwarcie przyznaje, że jest nienawistnikiem dla ich woni.

Parametry zajebiste. Długa, głośna projekcja i znamienita trwałość przekraczająca lekkim chuyem 10 godzin.

W końcu powąchałem coś niszowego co mnie wbiło w fotel i nie podchodzi od Tauera czy Kerosene, których kompozycjami się ostatnio zachwycam. Jakby tego było mało mamy tu też niesamowicie wysoki stosunek jakości do ceny. 100 ml kosztuje zaledwie 270 zł co jest ceną wręcz śmieszną w porównaniu do takiego Elixira Sauvage'a nad którym ostatnio się tak zachwycają wszyscy i porównują go do Beau de Jour Forda (WTF?????WTF). Angielskim kolegom mówiącym o podobieństwie ich obu powiedziałbym, że to "gross misconduct" i będzie #!$%@? za to, że dałem sie nabrać i straciłem czas pójście do Daglasa.

Perfumy z samymi dziewiątkami nie trafiają się często, tu zabrakło bardzo mało.

P.S. wow, już zaraz 400 wpisów, a mi ciągle przybywa flakonów, odlewek i próbek

zapach: 9,0/10
trwałość: 9,0/10
projekcja: 8,5/10
cena: 270 zł za 100 ml.
dr_love - #perfumy #150perfum 390/150
Etat Libre d'Orange Rien (2006)

Zapachy jak...

źródło: comment_1633161203dQ6vqlGtX5YdMhhMQC5ClI.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
@dr_love: Pamiętam jak na początku swojej przygody z tagiem byłem w Lulua w KrK i wąchałem tam Rien - odrzuciło mnie niemiłosiernie. Myślę, że teraz muszę zrobić kolejne podejście do tego zapachu. Boję się, że się polubimy. Masz porównanie z Rien Intense Incense?
  • Odpowiedz
@dr_love: RII to morze aldehydów z kosmiczną projekcją. Na mnie pachniał babą i zdecydowanie widzę je na kobiecie, sam nie miałem radości z ich noszenia. Czekam na Twoją opinię :)
  • Odpowiedz
@dr_love: Zarówno Rien, jak i Rien Intense Incense to jedyne perfumy które po chwili autentycznie powodują u mnie ból głowy. Doceniam świetną kompozycję ale nie jestem w stanie ich nosić.
  • Odpowiedz
@Stolusznik: @Pan_Janusz: @ToMadeira: @fryco: no i byłem wczoraj przetestować Rien Incense Intense i wydały mi się bardzo podobne z Rien, żęby cos bliżej porównać to musiałbym mięc oba na nadgarstku. Ale miałem wrażenie, że RII jest jeszcze mocniejszy i słodszy, jakby syropowy. Zajebisty.
  • Odpowiedz