Wpis z mikrobloga

Pokazywany w tej książce bezmiar łajdackiej instytucji nie dotyczy tylko Polski. Aczkolwiek autorzy próbują nas przekonać, że polskie katolickie szambo jest bardziej cuchnące, ale sami pokazują, co dzieje się w Watykanie oraz w innych krajach katolickich (nie zaglądają jednak do takich miejsc jak Filipiny, Indie, czy kraje afrykańskie). Ich Gomora jest poniekąd kontynuacją watykańskiej Sodomy, ale ciemne sprawki naszej Gomory znają bardziej szczegółowo. Czytelnik, który sięgnie po tę książkę, znajdzie w niej kompendium tego, o czym sporo już wie. Procent nowości będzie się z pewnością zmieniał, ale niewielu będzie mogło powiedzieć, że nie znalazło w tej książce niczego nowego.

Kto wie może za recenzję starczyłaby fraszka Jana Kochanowskiego o Kaznodziei:

Pytano kaznodzieje: „Czemu to prałacie,

Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?”

(A miał doma kucharkę) i rzecze: „Mój panie,

Kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięć set za nie,

A nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,

Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele”.


Kolejnych 500 lat historii Kościoła katolickiego wiele nie zmieniło. Bagno jest większe, wierni nadal niby widzą, co się dzieje, ale jakoś lubią ten jarmarczny teatr przebierańców (a jak porzucają, to natychmiast szukają jego innej namiastki).

Mamy tu opisy dróg do biskupich insygniów przez łóżko, szczególnie zasłużonych dla Kościoła z powodu ich zyskownej działalności przestępczej, ukrywania przestępstw i gnębienia tych, którzy chcieliby traktować ewangeliczne nauki poważnie.

Po poświęceniu wielu stron drogom do biskupich godności przez alkowę autorzy piszą:

Powyższe przykłady dotyczą wielkich biskupich karier, ale twierdzenie, że ich rusztowanie spajają wpływy ‘lawendowej mafii’, nie przekonuje nas. Wpływy homoseksualnych księży w Kościele, co pokazuje wiele przykładów, są oczywiście ważne, ale takich spoin jest więcej. Czasem to przyjaźnie, interesy, mentalność oblężonej twierdzy, w której nie znosi się nowych ludzi u władzy…

Dla autorów prawdziwą gębą polskiego Kościoła katolickiego jest arcybiskup Głódź, pijak, cham, cynik i manipulant. Oczywiście możemy się zastanawiać dlaczego akurat ten kapłan, a nie Rydzyk, Jankowski, Jędraszewski czy Dziwisz?

Jakim cudem ta instytucja się trzyma? Dla ludzi wychowanych od kołyski w szacunku do Kościoła i przekonywanych od dziecka, że Kościół jest jedynym źródłem moralności, ucieczka nie jest łatwa. To groźba nie tylko dla wpojonego systemu wartości, ale i dla relacji z najbliższymi. „Trauma okazuje się szczególnie głęboka dla tych, którzy byli autentycznie oddani wspólnocie.” Dla mnie ta refleksja autorów jest szczególnie zastanawiająca, bo wielokrotnie spotykałem w moim życiu pięknie wierzących, którzy mimo ogromnej wiedzy o mrocznych kartach historii Kościoła trzymali się iluzji, że dobre strony przeważają, a zło da się jakoś naprawić. Też czekali na dobrego papieża i wypatrywali w tym bagnie uczciwych biskupów.

Czytając poruszający wywiad z Magdaleną Smoczyńską w „Znaku” („Siedzę na kupie gruzów„) przypomniałem sobie słowa Nadieżdy Madelsztam o tym jak ludzie budzili się z zauroczenia komunizmem i patrzyli ze zdumieniem, na tych, którzy nadal wierzyli. Magdalena Smoczyńska pisze, że długo wierzyła, że ludzie są grzeszni, ale Kościół jest święty. Autorzy Gomory opisują ten mechanizm wczesnego uzależnienia od Kościoła, spowiedzi dzieci i wpajania lęków oraz poczucia winy, psychomanipulacji i straszenia diabłem. Czytanie tej książki chwilami przyprawia o mdłości. Człowiek zastanawia się, jak wiele ta książka może zmienić, ilu ludzi ją przeczyta, dla ilu będzie wstrząsem decydującym o ostatecznym rozstaniu?

Oczywiście jest to źle postawione pytanie. Tezy Lutra pojawiły się w momencie, kiedy łajdactwa Kościoła były powszechną tajemnicą, a zmiany w gospodarce podważyły spójność feudalizmu. Bunt przeciw Kościołowi był zarówno moralny, jak i korzystny (również dla tronów).

Jedni, jak Erazm lub nasz Frycz-Modrzewski, chcieli wierzyć, że Kościół można zmienić od środka, inni szukali nowej religii. Dziś też coraz więcej ludzi porzuca Kościół z żalem lub bez żalu, ale istniejące na rynku alternatywy nie budzą (przynajmniej mojego) zachwytu. Kiedyś lubiłem hasło francuskiego filozofa – „ani Marks, ani Jezus”, dziś powiedziałbym raczej ani Franciszek, ani Judith Butler.

Zamykając tę książkę raz jeszcze przypomniałem sobie historię z maja 1968 roku, kiedy to w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu, przed pałacykiem, w którym mieści się Ministerstwo Kultury, spotkało się dwóch znakomitych pisarzy. Ten, który wychodził z ministerstwa z rozradowaną miną oznajmił, że oddał właśnie legitymację partyjną i powiedział im, że to, co teraz robią, nie licuje z tradycją tej partii. Jego przyjaciel i konkurent do sławy pokiwał głową z politowaniem i powiedział: I na koniec znowu skłamałeś. Bandycka partia i bandyckie tradycje.

Autorzy kończą pochwałą papieża Franciszka, pisząc, że jego ideał katolicyzmu im odpowiada. No cóż, mnie nie. Zauważam ludzkie gesty, częste uściski z typami w rodzaju wielkiego szejka Al-Azharu Ahmeda al-#!$%@? (który odmówił uznania ISIS za organizację sprzeczną z islamem), odwracanie oczu i milczenie na temat ludobójstwa chrześcijan w krajach islamu, i (o czym autorzy piszą) właściwie symboliczne karanie tych, którzy ukrywają przestępstwa kapłanów. Coś mi ten Franciszek wygląda na papieża, który demokratyzuje i donowocześnia. Demokracji w Kościele wprowadzić się raczej nie da, na nowoczesność pozwolą sobie w jakichś duńskich czy niemieckich oazach. Zgadzam się z końcowym wnioskiem autorów, że polska prowincja tego Kościoła będzie się przed tym demokratyzowaniem i donowocześnianiem broniła bardziej zaciekle niż inne.

Tak, czy inaczej to książka okropna, czyta się z zapartym tchem i oderwać się trudno, a przecież nie samym czytaniem książek człowiek żyje.
http://www.listyznaszegosadu.pl/m/nowy-ateizm-i-krytyka-religii/kosciall-zdeprawowany-i-mamona-silny
#ksiazki #katolicyzm #religia #chrzescijanstwo #pedofilewiary #polska
źródło: comment_1632383259vDHVAE1uQDcrUbJfRBwW8w.jpg