Wpis z mikrobloga

Było warto. Próbowali mnie powstrzymać (serio), ale udało się wyrwać wcześniej i zdążyć. Wprawdzie na decydujące fragmenty i tak bym zdążył, ale przyjemnie było obejrzeć cały mecz Legii w Moskwie (choć wziąłem Viaplay i zachwycony jakością nie jestem).

To już nie jest przypadek. Jak się spojrzy na taki pojedynczy mecz, jak na przykład dzisiaj w Moskwie, albo spojrzy się na same statystyki (te proste), werdykt będzie jeden – fart. Tylko że to już mecz z trzecim kolejnym przeciwnikiem w Europie, gdzie Legia nie powinna mieć większych szans, a nie dość, że osiągnęła dobry wynik, to jeszcze w większości z tych meczów grała w podobny sposób. Jasne, są błędy, bo pod naciskiem lepszych rywali muszą się one pojawiać, ale nie było tak, że przez 90 minut siedzieliśmy tylko w swoim polu karnym, a Boruc miał pełne ręce roboty. A co mi dziś zaimponowało, to ofensywne zmiany, zorientowane na to, żeby w końcu odgryźć się Spartakowi. Można było władowywać kolejnych obrońców do środka pomocy i czekać na wyrok, ale Legia potrafiła w Moskwie przejąć inicjatywę, do czego w dużej mierze przyczynili się zmiennicy.

Przed meczem czytałem, że Spartak jest raczej słaby i rozbity, i w pewnym sensie to się potwierdziło. Takiej niechlujności w wykończeniu to nawet w Legii nie ma aż tyle, choć mamy przecież ogromne problemy ze strzelaniem goli. Mimo wszystko to był jednak poważny przeciwnik europejski, który nie boi się grać wysoko, zostawia obrońców w okolicach linii środkowej, ale nawet któryś z nich w każdej chwili mógł znienacka pojawić się w naszym polu karnym. Przez długi czas potrafili nas skutecznie pressować i grać na małej przestrzeni. Może to nie był nie wiadomo jaki poziom, ale dla nas i tak niespotykany na co dzień.

Nasze ustawienie było trochę zmienione. W pewnych wariantach Jędrzejczyk grał typowego prawego obrońcę, przed nim pojawiał się Slisz, a Johansson był już ustawiony bardzo wysoko. Slisz właściwie powodował, że graliśmy w 12, bo obstawiał środek pola, gdzie trochę mało przekonujący był Charatin, i jednocześnie wspomagał prawe skrzydło, gdzie były próby stworzenia przewagi. Gdy tam się zagęszczało, było sporo prób gry do Mladenovicia, ale był on niestety mało efektywny w grze ofensywnej.

Najbardziej bałem się, gdy Mladenović zostawał 1 na 1 z przeciwnikiem w defensywie, bo Nawrocki nie zawsze mógł go zaasekurować, a Luquinhas czasami schodził na lewą stronę w ustawieniu zbliżonym do 5-4-1, ale często zostawiał tę część wolną. Z drugiej strony Johansson wyglądał bardzo odpowiedzialnie w defensywie, miałem wrażenie, że ze wsparciem Jędrzejczyka przepuścił mało akcji. Sam próbował trochę dziwnej gry z piłką, kółeczek i sztuczek w miejscu, szkoda też sytuacji, w której nie wypuścił Emreliego sam na sam. Jednak takie wejście Szweda do pierwszego składu jest przyjemną niespodzianką, oczywiście nie jest to taki sam piłkarz jak Juranović, ale przynajmniej w obronie pokazał wysoką klasę.

Z nowych zawodników bardzo podoba mi się też, że Kastrati oprócz szybkości daje też jakość czysto piłkarską, nie wygląda na typowego jeźdźca bez głowy. Chciałem go pochwalić nawet gdyby nie strzelił, potrzebowaliśmy kogoś takiego. Zastanawiam się, gdzie byłoby najlepiej go umieścić, bo w obecnym ustawieniu nie ma typowych skrzydłowych jadących do linii końcowej. Na pewno daje on przynajmniej możliwość przejścia na takie ustawienie i kombinowanie, jak ustawić lewą stronę.

Wielką pracę wykonywał Emreli, który był bardzo nieprzyjemny do pilnowania, nawet jak przegrywał pojedynki z obrońcami, to i tak spełniał swoje zadania. W ogóle ten mecz pokazał, że zawodnicy Legii mają niezłą wizję gry, wiedzą, jak zyskiwać teren i stwarzać sytuacje, ale w tym meczu przez długi czas brakowało im umiejętności na wykonanie końcowych zagrań. Na tym poziomie jest to trudne, nawet Luquinhas i Josue, którzy wyróżniają się u nas pod tym względem, często dobrze utrzymywali piłkę, ale ciężko było im zagrać otwierające podanie. Do momentu, w którym Slisz zebrał się ze swojej połowy i podał górą do Luquinhasa, nie było aż tak dobrego podania dającego możliwość popędzenia na bramkę.

Właściwie każdego lub prawie każdego mam ochotę pochwalić, ale na szczególne wyróżnienie zasłużyli moim zdaniem dwaj zawodnicy. Pierwszy to Nawrocki, który może nie jest bezbłędny, ale broni na bardzo wysokim poziomie, z ogromnym spokojem, nie dając podstaw do tego, by stało się coś złego. Wieteska często musi czyścić jako ostatni obrońca, a także brać na siebie ryzyko rozgrywania, więc u niego pojawia się więcej błędów, a Jędrzejczyk lubi mocno podostrzyć i nawet gdy gra dobrze, to zawsze jest ryzyko, że coś odwali. W każdym razie niesamowite, jak wypaliło Legii wypożyczenie Nawrockiego. Spodziewałbym się, że mógłby grać w lidze przy rotacji i że potrzebowałby sporo czasu, aby wejść na przyzwoity poziom, a on właściwie już od pierwszego meczu wyróżnia się na swojej pozycji.

Drugi z zawodników do pochwalenia to Slisz. Już wspomniałem o nim wyżej, ale muszę podkreślić, że on jest do takich meczów stworzony. Pokazuje też, że nie musi tylko odebrać i podać do najbliższego, bo ma też pojęcie, jeśli chodzi o trudniejsze zagrania. Czasami rażą błędy w przyjęciu piłki, ale podoba mi się, że w takich meczach potrafi on zagrać odważnie. Była kiedyś teoria, że lepiej gra mu się bez Martinsa – być może większa odpowiedzialność w środku mu służy? Bardzo chciałbym, żeby grał odważniej także w meczach ligowych, ale wiemy, że wyglądają one inaczej i tam w inny sposób trzeba szukać miejsca do podania do przodu. Poza tym zastanawiam się też, czy Charatin wyglądał przeciętnie po prostu w kontraście do Slisza, czy rzeczywiście było aż tak słabo. Na razie jego zaletą jest, że można go wstawić do środka pomocy (to już dużo!). Nie pokazał jeszcze nic specjalnego, ale byłem zaskoczony, że podstawowy pomocnik Ferencvarosu przychodzi do nas, więc grać prawie na pewno umie. Być może trzeba będzie trochę poczekać.

Niesamowite jest też, jakimi zagraniami potrafi błysnąć Muci, który jako jedyny pozostał z zimowego zaciągu. Jeszcze zaraz okaże się, że Jasur nie odstaje w Lidze Mistrzów w Sheriffie. Niedługo uwierzę nawet, że Rusyn coś potrafił, bo w sumie tego nikt nigdy nie zweryfikował. Wiadomo, że możemy mieć duże zastrzeżenia do transferów, ten mecz nie sprawił też, że nagle wszystkie zakupy wypaliły. Możemy jednak mieć poczucie, że sprowadzani są wartościowi zawodnicy, tylko często w trudnym dla siebie momencie, czasami potrzeba czasu, a czasami szczęścia lub innych okoliczności, by u nas odpalili. Na razie możemy się cieszyć, że kilku zawodników dało radę na poziomie europejskim, już nie pierwszy raz.

Jeżeli ktoś chciał bagatelizować te poprzednie mecze, że to tylko eliminacje, to tu mamy już fazę grupową. Będę starał się nią cieszyć tak, jak to możliwe. Pięć lat temu udział w Lidze Mistrzów zakończył długi okres oczekiwania i byłem podjarany każdym meczem, który tam graliśmy, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem. W przypadku tego roku wiem, czym jest Liga Europy, ale teraz jest trochę inna, a Legia też mocno się zmieniła przez ostatnie lata. Nie jest powiedziane, że w przyszłości będzie ona codziennością, nie wiadomo, kiedy następny raz do niej awansujemy. Nawet jeżeli w następnych meczach będą porażki, to możliwość rywalizacji z Leicester i Napoli będzie wyłącznie na plus. Zwycięstwo ze Spartakiem praktycznie utrzymuje nas w grze o trzecie miejsce do końca fazy grupowej, więc cały czas powinny to być mecze o stawkę.

Już nie będę kolejny raz powtarzał się, jak Michniewicz radzi sobie w zależności od siły rywala. Dużo też patrzę na jego sytuację pod kątem tarć z prezesem. Ten drugi nadal robi dobrą minę do złej gry, ogólnie wszystko jest super, ale tak naprawdę wciąż są nieporozumienia. Michniewicz robi takie wyniki w Europie, że aktualnie powinien być nietykalny, ale jakoś trzeba się dogadać, żeby mógł pracować dalej. Nie jest to oczywiste, ale liczę na Piekarskiego, że to załatwi. To jedna z osób, co do których mam naiwną nadzieję, że nie skrzywdzi Legii. Może aż tak ścisła współpraca z tym czy innym menedżerem nie powinna mieć miejsca, ale mimo wszystko mam wrażenie, że źle na tym nie wyjdziemy.

W niedzielę trzeba będzie zejść na ziemię i zmierzyć się z Górnikiem Łęczna. Wiadomo, że mobilizacja nie będzie taka, jak na Spartaka, i niewiele można na to poradzić. Na plus powinno być polepszenie atmosfery, która mogła gęstnieć po dwóch porażkach w lidze. W dodatku liczę na szczegół polegający na jednym dniu więcej odpoczynku niż byłoby w normalnym terminarzu. Między środą a niedzielą będzie wystarczająco dużo czasu, aby się przygotować. Będzie inna gra, inna presja, trzeba będzie całkowicie się przestawić. Nie wiem jak to zrobią, ale muszą, bo strata punktów byłaby tu już niewybaczalna.

#kimbalegia #legia
  • 3