Wpis z mikrobloga

Osoby, które mnie znają doskonale wiedzą, że nie jestem za bardzo uzdolniony lingwistycznie. W mojej rodzinie wszystko jest niczym Yin i Yang i niestety wszystkie zdolności językowe otrzymała moja siostra, a dla mnie… no cóż to wszystko jest niestety niczym PIS z PO, no nie lubimy się ale trzeba jakoś z tym żyć.

Historia moja opowiada o czasach 1 klasy liceum, gdzie przyszedłem pierwszy raz do dużej szkoły. Na początku roku kazano nam wybrać jeden z dodatkowych języków, którego będziemy się musieli uczyć przez następne 3 lata. Ucieszyłem się bo na liście mieliśmy do wybrania francuski, niemiecki i rosyjski, gdzie ten ostatni był dla mnie spełnieniem marzeń, gdyż moja Mama jest tłumaczem przysięgłym z tego właśnie języka, także liczyłem na to, że pomoże mi w razie problemów. Niestety… ilość chętnych była niewystarczająca i zostałem postawiony przed wyborem niemiecki albo francuski. “No nic” mówię, “niemiecki chyba jest prosty, nie?“. Otóż… pewnie jest... jak się idzie od samego początku, ale po zapisaniu okazało się, że jestem JEDYNĄ osobą, która w gimnazjum nie miała styczności z językiem niemieckim… i pani nauczycielka oznajmiła mi, że muszę się szybko uczyć bo “Nie będzie obniżała poziomu dla jeden osoby”.

Jak można domyślić się po moim wstępie, szybko języków to ja się nie uczyłem, zwłaszcza, że okres liceum nie należy do tych, gdzie człowiek “skupia” się tylko na nauce (a ja wtedy ostro dawałem w palnik). I cóż mogę powiedzieć, w życiu tylu jedynek nie dostałem co na tych jednych lekcjach. Nauczycielka chciała mnie “zmotywować” do nauki dlatego pytała mnie prawie co zajęcia, także pod koniec semestru miałem 2 razy więcej ocen niż ktokolwiek inny w klasie. Oczywiście w dzienniku wielka ściana z wypisanymi “1” na niej, babeczka w pewnym momencie musiała doklejać kartkę w dzienniku bo brakowało jej miejsca na kolejną “cegiełkę” do muru. Nawet największy patus w klasie miał lepsze oceny niż ja bo zawsze udało mu się ściągnąć od kogoś w ostatniej ławce, ale ja… no cóż... skoro muszę “nadrobić” to Pani sadzała mnie dokładnie przed sobą i patrzyła mi na każdej kartkówce/sprawdzianie w kartkę.

Kiedy przyszedł koniec semestru zostałem jak zawsze poproszony na środek klasy. “Ehh kolejna odpowiedź, kolejna jedynka” pojawiło się w mojej głowie. Ale tym razem rozmowa potoczyła się nieco inaczej:
-”Anonku jak patrzę na twoje oceny, to ja nie wiem czy ty dasz radę 2 na koniec mieć”
-”No shit sherlock”, pomyślałem
-”Mam dla Ciebie propozycję, jest tu taki konkurs i potrzebujemy jakiegoś reprezentanta ze szkoły, a nikt się nie chce zgłosić, tematyka ‘Pokaż dlaczego język niemiecki przyda Ci się w życiu’, jeżeli weźmiesz w nim udział to wystawię Ci 2 na koniec”
-”O #!$%@? tak, wygryw, ale fart”, światło pojawiło się w mojej głowie.
-”Oczywiście, wchodzę w to” - powiedziałem.

Wróciłem do domu z bananem na twarzy, że mam szansę się tego wymigać z całego tego gówna, jakimś dziwnym trafem. Siedziałem i siedziałem jak podejść do projektu, w końcu trafił mi się najlepszy temat “Dlaczego język niemiecki mi się przyda”, no #!$%@? xDD to jakby żula pytać “dlaczego kąpiel to dobra rzecz”. Ale w końcu! Oświecenie, przeglądając jakieś stare przeróbki z Gothica pomyślałem sobie a może by tak zrobić coś podobnego?

Jak powiedziałem, tak zrobiłem, znalazłem jakiś stary odcinek Kaczora Donalda, gdzie główny bohater przez cały odcinek walczył z 2 wiewiórkami. Wiewiórki były uosobieniem języka niemieckiego a Donald uosobieniem mojej osoby, która na wszelkie sposoby, próbuje pozbyć się niemieckiego ze swojego życia. Jako, że w bajkach tego typu nie było żadnego “języka” to wszystkie kłapania czy dźwięki, tłumaczyłem na język niemiecki i przedstawiałem w formie napisów. Jednak możecie się domyśleć, że nie wychodziło mi to najlepiej. Dlatego też moja nauczyciela jak to zobaczyła powiedziała, że lepsze napisy napisałby jej córka z 1 klasy podstawówki. Koniec końców zgodziła się na “poprawę” napisów, które już sama napisała. Każda bajka musi się kończyć morałem, także ja również przygotowałem coś takiego, pod koniec odcinka Donald zwycięsko wychodzi z konfliktu z językiem niemieckimi i ostatecznie pokonuje 2 wiewiórki. Całość zauważa Daisy, ówczesna dziewczyna Donalda, która jest w historii ucieleśnieniem globalnego rynku. Widząc co Donald zrobił biednym wiewiórką, zabiera je do domu, żeby opatrzyć je z ran, natomiast swojego chłopaka wyrzuca z domu i nie chce go więcej widzieć. Pamiętajcie dzieci “Lepiej nie walczyć z językiem bo inaczej Cię globalny rynek wyrzuci na bruk”, piękny morał nieprawdaż? Byłem dumny z projektu, nauczycielka też, już nawet zaczęła mi poprawiać te 1 na 2, no ogólnie euforia.
Na następnych lekcjach miałem już całkowicie wywalone, dwójeczka na koniec jest? jest! No to co chcieć więcej, otóż… historia dopiero się zaczyna, ponieważ okazało się, że zakwalifikowałem się do następnego etapu w którym biorą udział wszystkie szkoły z kilku województw (chyba z 6 albo 7) i zapraszają mnie na konferencję gdzie przedstawią najlepsze prace i wręczą ewentualne nagrody dla 3 najlepszych szkół. Moja babeczka tak się podjarała tym faktem, że nie mówiła o niczym innym przez następne 2 tygodnie. Dla mnie spoko, przynajmniej mnie już nie pytała.

Przychodzi dzień eventu, pojechaliśmy do Lublina na jakąś uczelnie i okazało się, że wszyscy tam byli #!$%@? jak szczury na otwarcie kanału. Garnitury, koszule, eleganckie buty, a ja? Wyglądałem zupełnie jak ziomek, którego kumple wrobili , że jest impreza przebierana a ten przebrał się za króliczka z playboya kiedy wszyscy siedzą w koszulach. Zasiedliśmy na sali konferencyjnej, wszyscy ładnie ubrani i ja, trampki, koszulka z logiem batmana, krótkie spodenki w palemki. No rzucałem się w oczy jak główny bohater w każdej cutscence w losowej grze wideo. Myślałem, że już nic gorszego mnie nie może spotkać ale cóż… okazało się, że cała konferencja była… no a jak… PO NIEMIECKU, bo przyjechała jakaś delegacja z Berlina. No #!$%@? nic nie rozumiałem, jak prowadzący coś opowiadał to ja nie wiedziałem czy on się śmieje ze mnie czy właśnie odpowiedział najśmieszniejszy niemiecki dowcip w jego życiu i ktoś go w końcu rozumie. No nic, siedzę jak debil udając, że coś rozumiem, przychodzi do przedstawienia 3 i 2 miejsca gdzie uczniowie, którzy zrobiły te projekt opowiadali o nich tak płynnie po niemiecku, że moja nauczyciela to prawie tam orgazmu dostała, tak bardzo się nimi jarała. Te prezentacje były tak #!$%@?, że ja na studiach nigdy tak pięknych prezentacji nie zrobiłem ani nie widziałem i to dodatkowo w obcym języku. Im dłużej tam siedziałem tym bardziej się zastanawiałem co ja tu robię. Ale w końcu doczekałem się, moja babeczka od niemca mówi do mnie w momencie jak 2 prezentacja dobiegała końca “Anonku jak wygrasz ten konkurs, to ja Ci nawet 3 na koniec dam” ale w głowie mam takie “Taaa jasne, wygram z tym moim pseuoprojektem”

No ale stało się… Wywołują ostatnią osobę... “zwycięzcą jest!... ANON ANONKOWSKI” “#!$%@?.jpg, wat? jakim cudem wygrałem! iks de” i dokładnie w tym momencie uświadomiłem sobie JA BĘDĘ MUSIAŁ COŚ POWIEDZIEĆ, skalę mojego stresu #!$%@?ło poza licznik. Moja nauczycielka jak rakieta wystartowała do pionu i zaczyna z całych sił klaskać, tyle, że ona zaczęła tak klaskać jakby dodało jej w trakcie odlotu parę dodatkowych chromosomów (wstyd razy 1000), jednocześnie popychała mnie nogą, żebym poszedł na mównice. Idę powoli zestresowany tak, że miałem wątpliwości czy mi się kolana zginają, ale kątem oka zobaczyłem minę typa, który 2 miejsce zajął, tak mu zazdrość dupę zżerała, że myślałem, że zaraz się chłopak popłaczę, widać, że jak wróci do domu czeka go biczowanie od rodziców bo jak on nie mógł być pierwszy. Stanąłem przed mównicą, ktoś odpalił mój filmik o Donaldzie, stałem nieruchomo patrząc na całą tą delegację z Berlina w mojej koszulce batmana i spodenkach w palemki. Jak seans się skończył wszyscy wstali zaczęli klaskać i się śmiać. Podszedł do mnie jakiś stary Niemiec i zaczął coś do mnie mówić, podczas jego przemowy ludzie się śmiali, klaskali a ja do tej pory nie wiem czy typo po mnie ciskał czy opowiadał drugi najśmieszniejszy dowcip w dziejach Niemiec. W pewnym momencie skończył mówić, spojrzał na mnie, a ja nie wiedząc co powiedzieć, swój wzrok skierowałem na moją nauczycielkę od niemca, ale ona była już w innym świecie w końcu JEJ UCZEŃ WYGRAŁ, widząc, że nie mam wsparcia u niej to jedyne co wykrztusiłem z siebie to “Danke”, sala znowu zaczęła klaskać, wręczyli mi nagrody i pokazali, że mogę już usiąść. Moja nauczyciela to chyba doszła 3-4 razy podczas całego wydarzenia taka podjarana była. Ale dotrzymała słowa, 3 na koniec było? Było.

Oczywiście pozostaje jeszcze morał całej tej historii, życie jest takie sprawiedliwe, że możesz całe życie uczyć się języka, #!$%@?ć najlepszą prezentację jaką widział ten świat, nauczyć się perfekcyjnie akcentu, #!$%@?ć w garnitur a koniec końców i tak przegrasz z jakimś pajacem w koszulce batmana, który musiał przystąpić do konkursu, żeby zdać do następnej klasy…

#pasta #oc #niemiecki
  • Odpowiedz