Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Piekło korpo. cz.1 Tosksyczni ludzie i... konsekwencje.

To temat rzeka. Większość osób pracujących w korpo miała z nimi styczność. Zdecydowałem się opisać historię, którą doświadczyłem przed covidem (choć pewne fakty zostały trochę zmienione, a inne pominięte, no bo wiecie...) oraz to jak radzić sobie z beznadziejnymi przypadkami.

TLDR:
Doprowadziłem do wyrzucenia wyjątkowego robaka z korpo i jestem z tego dumny. Ale skrzywiło mnie to na zawsze.

Jeśli wpis zbierze plusy to chętnie opiszę inne historię. Chcę również poznać Wasze zdanie, nt. tzw. toksycznych ludzi w korpo.

Historia.

1. Toksyczny Wacek.
Wacek to pierdoła, która nie miała kompetencji, ale był sprytny i przebiegły. Typowy pozer i krętacz. Jego największym "atutem" było podpie*dalanie i robienie złego PR innym... za ich plecami. Ale zaszedł aż na średnie stanowisko menadżerskie. Tutaj poczuł się pewnie i był jeszcze bardziej arogancki.

2. Zmiany.
Wacek położył pewien ważny projekt, choć każdy bał się to otwarcie powiedzieć. Był doskonały w szukaniu wymówek oraz zwalaniu winny na innych. 4 osoby poleciały z firmy. Wacek został. Ale przeorganizowano zespoły. Ja dostałem Wacka i to z jego przydupasami. Nosz ku.... mać! Nie miałem zażyłości z zarządem, a Wacek najwyraźniej miał, bo przetrwał.

3. Charakterystyka obiektu
Wacek się rozkręcał. Kwestionował moje dycyzje, wchodził w niekończące się dyskuje. Na spotkaniach menadźerów, które dotychczas były bardzo konkretne i sosunkowo krótkie, wacek zabierał 90% czasu. Widziałem jak wszyscy są nim zmęczeni. Kwestionował i zmieniał moje decyzje bez przerwy. Tak jak wcześniej poświęcałem 30% swojego czasu na rozmowy z ekipą, tak teraz poświęcałem 70% czasu na dyskuje... tylko z Wackiem. Czepiał się wszystkiego i traktował innych z wyższością, tak jakby to miało mu dodadać jakieś pukty do... bycia lepszym. Nie miał zbytnio szacunku do ludzi, zresztą z wzajemnością. Jego praca polegała w zadzie wyłącznie na kłótniach i udowadnianiu swojej racji w sposób... mało merytoryczny (no trzeba coś ku*wa umieć by używać merytoryki w argumentach). Bardzo dbał o swój wizerunek i co się o nim gada za plecami. Mścił się na ludziach co go krytykowali.

4. Słabe punkty obiektu
Wiele razy udawało mi się "pokonać" Wacka merytorycznymi argumentami, no bo w końcu był pozerem bez kompetencji. Ale nie przed zarządem, tam przechodziły dyrdymały Wacka, bo ludzie z zarządu nie chcieli słuchać każdorazowo po 3 godziny moich dyskusji z Wackiem jak obalam jego każdy głupi pomysł. Tyle to trwało, bo jego pomysły zawsze zmieniały się w czasie dyskusji i trzeba było obalać kolejne i kolejne.... Szlak mnie trafiał. Ale Wacek miał i słabe punkty. Był czuły na bezpośrednie wytykanie mu błędów oraz traktowanie go z wyższością. Gdy się tak robiło, to Wacek się rozkręcał... Gadał bełkotem przez minimum godzine i wytykał innym, itp. No i nie stronił od typowego "trash talku".

5. Słowo o korpo
To autentycznie najbardziej przyjazne korpo jakie znam. Ludzie uprzejmi, mało cymbałów, w większości skupiają się na robocie, władza wymagająca ale rozsądna. Tym bardziej nie rozumiałem fenomenu tego debila, chyba miał jakiegoś znajomka w zarządzie.

6. Ofensywa
Miałem debila już dosyć. Widziałem jak przez niego zawalam kolejne sprawy, bo z debilem nic się nie dało ustalić prosto. No i byłem już nim kompletnie wykończony. Widziałem jak się "karmi" kolejnymi "zwycięstwami", gdy po 2 godzinach bezproduktywnej dyskusji udowodnił mi jakąś kompletną pierdołę, która nie miała znaczenia do niczego. Ale to mu dodawało sił. Miałem wrażenie, że staje się jego celem, no bo w końcu to ja byłem jego przełożonym. Musiałem działać. Miałem ochotę pójść "się wypłakać" do zarządu, ale oni by mnie chyba wyśmiali. Musiałem pójść na otwarty ogień. Wacek był na wyjeździe i się wdzwaniał na spotkania. Ustawiełem spotkanie z jednym wice (prezesem), co był na miejscu. Ale wcześniej zadzwoniłem do Wacka. Omawialiśmy sprawy, i starałem się go poku*wić. Krytykowałem otwarcie i traktowałem z wyższością. Na początku był zaskoczony, ale potem zaczął ripostować. Widziałem jak żyłka na skroni mu pulsuje coraz bardziej. Przerywałem mu w pół zdania, wplątywałem bezpośrednią krytykę, wytykałem błędy. Wyprowdziłem go z równowagi. Zaczął jechać trash talkiem. Chwilę to jeszcze pociągnąłem i się nagle rozłączyłem. Szybko pobiegłem na spotkanie z wice i powiedziałem, że wdzwonimy się do Wacka z mojego telefonu bo mi komp siadł. Lewdo odebrał, a ja zdążyłem zrobić na głośny... poleciał takim trash talkiem, że prezesowi uszy zwiędły. Uspokoiłem Wacka na tyle by był komunikatywny i powiedziałem, że może zdzwonimy się innym razem. Ziarno zasiane.

7. Porażka.
No i... nic się nie wydarzyło. Po za jedną rozmową "o Wacku", którą miałem nie zdarzyło się nic. No poza tym, że Wacek w zasadzie dostał awans, bo od teraz miał swój dział. Mnie to wytłumaczono, że lepiej będzie jak nie będziemy tak blisko siebie pracować. Nosz ku.... mać! Oczywiście dostał nasz jeden projekt, więc i tak mieliśmy z nim sporo kontaktu. Co więcej, on czuł się jeszcze pewniej, bo teraz przecież miał własny dział. Szkoda gadać.... Co więcej, to ja stawałem się jego wrogiem, mimo, że nawet nie zrozumiał mojej intrygi, którą na niego przygotowałem. Taki po prostu był, jak dostawał po tyłku, to każdego kto był najbliżej konkretnej sprawy winił i czynił swoim wrogiem. Dalsze wydarzenia pominę, ale napiszę tyle, że nie były one dla mnie przyjemne. Czułem, że powoli tracę zaufanie w oczach zarządu.

8. Zwątpienie
Po roku czułem się jak zbity pies. Wciąż atakowany przez Wacka. W zarządzie już nie widziałem zrozumienia. Trzeba to przerwać: albo wypowiedzienie i do widzenia, albo kontratak. Ale przeciwko komu! Wackowi, który całą swoją karierę szkolił się w intrygach, pod*ebywaniu, szklalowaniu. Miał w tym olbrzymie doświadczenie. Czułem, że jestem za słaby w te klocki, raz mi się udało, ale poza tym ja całą karięrę tutaj poświęcałem na pracy i projektach... Trzeba było być jak ten Wacek od początku, po prostu skupić się na eliminacji lepszych od siebie i ch*j.

9. Wszystko albo nic
Zaryzykuję. Chciałem ustawić podobną intrygę jak do tej co kiedyś, ale sporo wtedy za to zapłaciłem, a zyskałem niewiele. To nie wystarczy. Postanowiłem zagrać za wszystko i użyć do tego naszych klientów. Zarząd był czuły na ich punkcie. Pierwszą intrygą było wykopanie jakiegoś starego maila, w którym Wacek jedzie trashem po kliencie. Sforwardowałem go do pracownicy z pytaniem "ile z tematów zostało załatwione". Dziwiła się, ale tłumaczyłem, że to prostowanie starych spraw. Odesłała podsumowanie i na szczęście załączyła całą konwesrsacje z trash talkiem tego debila. Ja to szybko odesłałem do klienta pod jakimś tam pretekstem... ze wszystkimi załącznikami. Druga sprawa była dosyć mała, ale starałem się ją podnieść do rangi "mobbingu". Wacek lubił dziewczyny, ale miał niewyparzoną morde. Głupie teksty prawił niektórym dziewczynom. Jedną z nich udało mi się namówić do tego by wyspowiadała się z tego jednej dziewczywnie z hr. Liczyłem, że sprawa trafi do do zarządu. No i trzeci punkt, czyli podobna intryga co kiedyś zastosowałem, ale tym razem z klientem. Liczyłem na gruby trash talk Wacka-debila.

10. Realizacja.
Z klientem wyszło słabo, a przynajmniej tak sądziłem. Schemat ten sam, podku*wiłem Wacka, a później dałem go na rozmowe z klientem. Był tak wku*wiony, że jechał po kliencie jak po burej suce. Klient to słyszał, a później... klient zamilkł na tydzień, ale później chciał się spotkać i to nie w siedzibie firmy. Przyjechali do mnie 400km gość z zarządu i paru innych by pogadać. Byłem przygotowany. Żal mi ich było bo byli naprawdę wporządku, ale moja sprawa wydawała mi się ważniejsza. Długo gadaliśmy, starałem się tak obrócić sprawy by oni zrozumili, że niewiele dobrego załatwią i projekt będzie kupą, jeśli nie pójdą ze wszystkim do mojego zarządu. Poszli.
Druga sprawa to ten mail do innego klienta z oblegami w konwersjacji. U klienta też pracował taki "Wacek dyletant" co nawet całej konwersacji z maila nie przeczytał. Trzeba było mu pomóc. Więc zadzwoniłem i przepraszałem... Nie wiedział o co chodzi. No to mu wytłumaczłem, że w załącznikach maila, który dostał jest gruby trash talk na niego... Nie myliłem się: "On nie pozwoli by ich tak traktowano", no a autora obelg znali z maila. Sprawa również trafiła do naszego zarządu.
Dziewczyny z hrów nie miały wówczas za wiele do roboty albo po prostu chciały się wykazać. One sobie wymyśliły, że zrobią takie jakby przesłuchania ws. mobbingu. Szybko im wytłumaczyłem, że te przesłuchania to głupota, a jeśli chcą gadać to ze mną, bo nikt inny im prawdy nie powie, bo się boi. Już ja się zająłem aby Wacek miał odpowiednią opinię. Poszło do zarządu.

11. Sukces czy porażka?
Wacka wy*ebali. W końcu. Ale nie tak z hukiem, tylko z odprawą, itp. Nosz k... Ok.

12. Konsekwencje.
Kiedyś poświęcałem 100% czasu i mojego zaangażowania na realizację projektów. Teraz tylko 50%, resztę poświęcam na identyfikowaniu takich potencjalnych "Wacków" co by mi w przyszłości koło pióra nie robili. Czasami to się dostaje tym ambitnym świeżakom, co za dużu pi*dolą na spotkaniach. Często mówią bardzo z sensem, ale skąd mam wiedzieć, że nie będą "drugim Wackiem"? Pisze wtedy w karcie do hrów jakieś dyrdymały, w stylu że "ma słaby potencjał", albo że "nie rozwinął relacji z zespołem". No i out. Tak. Stałem się "Wackiem", ale ja wiem, że już nie będę miał siły na kolejnego debila, więc za wczasu eliminuje każdego, co mi przypomina Wacka.

Taka smutna historia o życiu w je*anym korpo... Skrzywdzi każdego.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #6091b5d35a0849000ad36ab7
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 10
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Wszystko fajnie, do czasu aż pokazałeś, że sam stałeś się ch*jem, który ocenia innych po kilku zdaniach na rekrutacji i posyła „wilczy bilet” w notatkach.

Strasznie lamerskie zachowanie. A „ambitny świeżak” może być ambitny dzięki zapałowi i umiejętnościom, a nie strategii „wybiję się robiąc dramy”, a Ty ładujesz wszystkich do jednego worka, bo tak, i z lenistwa, żebyś znowu nie musiał kogoś wywalać przez „wojenki”, jak z Wackiem.

Nie masz
  • Odpowiedz
UkrytaKaryna: czesto ci ktorzy zatrudnia kogos swiezego, nawet losowego z internetu, go kryja przez pierwsze miesiace, bo od tego jak ten nowy pracownik bedzie oceniany zalezy reputacja tego kto podjal decyzje by go zatrudnic. Wiec jak bedziesz wywalal sporo swiezakow, to wtedy mozesz miec problemy z tym ktory ich wszystkich zatrudnil, bo z jego perspektywy to ty bedziesz podkopywal jego (osobe ktora podejmuje decyzje przy zatrudnianiu).

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
  • Odpowiedz
OP: @ProResHq

Moja fasada "nie je*nie", bo jej... nie ma. W przeciwieństwie do tych wszystkich Wacków znam się na swojej robocie. Ale masz rację, stałem się w połowie Wackiem. W korpo trzeba mieć twardą doope - niestety. Inaczej inni, na twoim garbie odniosą sukcesy. Miałem tak wiele lat, zapie*dalałem za ośmiu, ale pod moimi sukcesami podpisywał się ktoś inny. Teraz czas na mnie. Mam dość zapie*dalania na czyjeś premie, w korpo
  • Odpowiedz