Wpis z mikrobloga

Nie pamiętam, żebym po śmierci jakiegokolwiek człowieka ze sfery polskiej popkultury / rozrywki odczuwał taki żal jak teraz po śmierci Krzycha. Mam do jego postaci osobisty sentyment. Jedyny gość, za którym uroniłem łzę. Myślałem, że daję się ponieść chwili, więc nie komentowałem tematu, ale cały tydzień chodzę jak struty, ilekroć sobie to przypomnę i jeszcze ten dzisiejszy pogrzeb mnie dobił (a nawet nie oglądałem części z cmentarza, myślałem że to będzie tylko dla rodziny i bliskich, TVP nie streamowało, więc nawet nie szukałem).

Przecież "on zawsze był" gdzieś obok i głupio wydawało się, że zawsze będzie. Urodziłem się po '90 roku, dla mnie nie było świata bez Krawczyka. Wiem, że bywały z niego podś#!$%@?, ale nie odczytywałem tego jako "hejt", bardziej stał się trochę żywym memem.

W lepszej, czy gorszej formie, ale był. Ojciec puszczał jego kasety, spisywaliśmy teksty "na słuch" (tata grał po weselach i potrzebował materiału, era przedinternetowa). W latach '90 Krzychu bywał często w Disco Relaksie na Polsacie (to akurat jego najsłabszy okres wg. mnie, nie mógł sobie znaleźć muzycznie miejsca po emigracji). Na wigiliach- puszczane w tle z kasety kolędy w wykonaniu Krawczyka.

W liceum pijackie eskapady z "Parostatkiem" albo "Chciałem być" na ustach. Miałem na tyle kumatą ekipę, że sobie nieironicznie puszczaliśmy jego kawałki na posiadówkach. Opola, Sopoty, wywiady, piosenki z nowszych płyt w radiu- ciągła obecność.

Na weselach, gdy wjeżdżało na głośniki "Za Tobą pójdę jak na bal", to zawsze biegliśmy na parkiet z dziewczyną (a od jakiegoś czasu już żoną).

Uświadomiłem sobie, że Krawczyk był non stop gdzieś obok i było to tak oczywiste, że nie zwracałem na to uwagi. Czuję się tak, jakby mi umarł wujek.

I wiem, że jak sprawa okrzepnie, to pojawią się głosy "uu, na początku się wybił z Trubadurami, bo był na rękę władzy, chlał, ćpał i szalał, nagrywał dużo chłamu, jego wielka kariera w Stanach to było granie po salkach parafialnych, albo do kotleta, a teraz "wielka ikona", spowodował wypadek, gdzie ucierpiała cała jego rodzina, a na stare lata oczka do nieba wznosił..."

Krzychu to był gość, którego skarcił los. Lata 60,70- szał, ale potem już nie było wesoło. Nie wybielam sobie jego postaci w głowie. Nabrał pokory, wykorzystał drugą szansę, jaką była współpraca z Bregovićem, dał radę wrócić z niebytu i być na ostatniej prostej zapamiętanym przez starych i młodych.

Spoczywaj w pokoju Krzychu. Będzie mi Ciebie brakowało.

#krawczyk #smutek
  • 3