Wpis z mikrobloga

#filozofia #psychologia

Szuryzm kontra fakty, rola nauki a humanizm.

Dużo ostatnio myślę o sytuacji w Polsce i na świecie. Właściwie cóż można lepszego robić siedząc w domu. Myślę że fajną i konstruktywną opcją, właśnie w obecnych czasach jest refleksja, zatrzymanie się wewnętrzne i zastanowienie: skąd przychodzimy historycznie i kulturowo oraz w jakim kierunku zmierzamy, jaka wizja przyszłego świata się kształtuje na naszych oczach?

Tego typu analiz jest wiele, mnie fascynuje jednak fakt, iż o pewnych kwestiach nie mówi się już jako o prawdopodobnych scenariuszach, ale pewne elementy na których obecne analizy są oparte, stanowią już można by powiedzieć trwały fundament i niezmiennik, kamień węgielny, dokonał się bowiem proces przejścia. Wydaje się, iż właśnie przekroczyliśmy pewną bramę w dziejach ludzkości a fakt ten przypieczętowała tzw. pandemia.

Ok. Ale co z tym szuryzmem, konflikcie z nauką i jak do tego ma się humanizm?

Zauważyłem narastającą od dłuższego czasu, pogłębiającą się na tym polu polaryzację naszego społeczeństwa. Postanowiłem się temu przyjrzeć, ponieważ według mnie, jest to pewien główny element składowy "nowego ładu" a może nawet wskazówka do tego z jakiej perspektywy powinniśmy patrzeć na zachodzącą właśnie dynamikę transformacyjną.

Moja teza jest taka iż żyjemy w epoce schyłku humanizmu ale początku transhumanizmu. I nawet nie sięgam tak daleko, by wyobrażać sobie bioniczne roboty naszpikowane sztuczną inteligencją, czy nas samych przemienionych w bateryjki jak w Matrixie, śniących nasz sen o rzeczywistości, która jest w istocie jedynie wirtualnym symulakrem.
Wydaje mi się że nigdy nie powinniśmy oczekiwać czy obawiać się dosłownej realizacji rzeczywistości przedstawianej w filmach SF czy książkach. Powinniśmy jednak pamiętać, że nawet nasza fantazja, zdolność do tworzenia pewnych obrazów i przekazów w ramach działalności kulturalnej, twórczości artystycznej, często inspirowana jest tym co widzimy dookoła nas, co wynika z ludzkiej natury i prawdziwego wejrzenia w otaczającą nas rzeczywistość.

Dlaczego film Matrix zrobił tak ogromną furorę? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Według mnie, po prostu był on przestrogą ale jednocześnie był zrozumiały dla większości odbiorców, ponieważ jest hiperbolą rzeczywistości w jakiej już wtedy żyliśmy. Natomiast z czasem ta hiperbola stanie się parabolą, później być może już tylko liniową analogią.
My czuliśmy po prostu jako ludzkość, że ten film nas dotyczy, że rzeczywiście wszyscy żyjemy w pewnego rodzaju Matrixie i czuliśmy się wszyscy jak Neo. Przecież na tym polega genialność tej konstrukcji artystycznej.
Wydaje mi się że z Matrixem jest podobnie jak z Biblią. Nikt normalny nie traktuje tego literalnie, ale ważne są pewne idee.

Idee jakie tworzymy, pod jakimi chcielibyśmy się podpisywać, jakie przyświecają naszym życiom, naszemu człowieczeństwu, zazwyczaj mają na celu zapewniać, albo inaczej wyznaczać nam kierunki, w dążeniu do szeroko pojmowanego dobrostanu.
Historia ludzkości pokazuje nam jednak, iż jest to zadanie niezwykle trudne, niemal karkołomne. Złożoność i różnorodność, indywidualizm poszczególnych jednostek, to wszystko tworzy niesamowicie subtelną strukturę, niemal żywą tkankę, która oplata tymi żyłami, korzeniami, umysłami i emocjami całą naszą planetę.

Problem w tym, że nie możemy patrzeć na ludzi jak na organiczną tkankę społeczną, zarządzać nią jak mięsem z globalnej perspektywy. Nie możemy też patrzeć na ludzkie umysły, jako na system połączonych mózgów, które mają tworzyć jedną wielką globalną sieć. Przychodzi mi tu na myśl film "Avatar". Który to z kolei nie próbował nas ostrzec, ale raczej zachęcał, byśmy wszyscy się zjednoczyli w takiej sieci, wraz ze zmarłymi już ludźmi, których świadomość niby istnieje w koronach starych drzew, niczym w bankach danych.

Pragnę tu zwrócić uwagę na bardzo istotny fakt, iż to co tworzymy, co pokazujemy masom odbiorców, tworzy efekt pewnego sprzężenia zwrotnego. Czasami piękna, wzruszająca historia, niewinna, nawet bardzo piękna, idealistyczna w pozytywnym tego słowa znaczeniu, może w późniejszym czasie przekształcić się w horror, zamordyzm większy nawet niż pamiętamy z dotychczasowej historii.

Nie chodzi o to by mnożyć teraz tego typu przykłady. Ale czemu nie wspomnieć o serialach typu "Dynastia", które w czasach PRLu oglądały w Polsce setki tysięcy dojrzałych już pań. Albo o serialach typu "Seks w wielkim mieście" pokolenie później... Dziś dużo mówi się o Netflixie.
Ogólnie, po prostu trzeba uważać. Według mnie, media prawie od zawsze (odkąd odkryto taki ich potencjał) pełniły funkcję sterowania masami. Wcześniej tę funkcję pełnił kościół. Dawniej dla większości ludzi, kościół był oknem na świat, takim swoistym telewizorem, ale też co należy przyznać, księża to nie raz byli naprawdę wykształceni i wartościowi goście z misją. Pomijając wymiar kościelny i katolicki, sądzę że ci z powołaniem, potrafili zrobić dobrą robotę, by maluczkim przekazać jakiś zręb filozofii.
Ale to przecież podobnie jak ze wszystkim... Np. nauczycielami z pasją i powołaniem, rodzicami, ludźmi którzy kochają się w sposób autentyczny.
Niestety z tego co zdołałem zauważyć przez 40 lat mojego życia, to że te ważne, bo autentyczne postawy, płynące wprost z serca człowieka, od dawien dawna były postrzegane jako "idealistyczne", "naiwne". Większość nauczono postrzegać je jako wręcz coś dziwnego, słabego, mało racjonalnego. No bo przecież racjonalnym faktem jest to iż Polak ma przerypane. Nie chcesz mieć przerypane, mówisz na głos że może być lepiej, inaczej? Szybko całe społeczeństwo przywoła cię do "porządku". Ja rozumiem te procesy z perspektywy starszego już gościa. Ale wiem że młodzi ludzie nie zobaczą tego od razu. To jest niezależne z resztą od epoki czy pokolenia. Ale na swój sposób też charakterystyczne dla polskiego społeczeństwa. Niestety społeczeństwa któremu dano jedynie kij z marchewką a któremu nie przywrócono nigdy godności, które nie ma co liczyć na rekompensatę powojennych strat, okupacji czy to sowieckiej czy niemieckiej. Jeden pies. I nie chodzi tu nawet o straty w sensie materialnym, ale przede wszystkim mentalnym, intelektualnym, duchowym.

Nie chcę tu wchodzić w zagadnienia polityczne, kościelne, związane z wiarą lub niewiarą w cokolwiek.
Wydaje mi się bowiem, że to co ludzkie i prawdziwe, dostępne jest każdemu z nas. Niezależnie od czasów w jakich przyszło nam żyć, możemy realizować w ogólności dwie ścieżki: Ścieżkę wyznaczaną przez indywidualizm, wolność i prawo do własnych przekonań, czyli ścieżkę refleksji, wolności co do oceny istniejących zjawisk, przybrania w efekcie odpowiedniej, rezonującej z naszymi aktualnymi przekonaniami postawy, przy zachowaniu otwartości do poszerzania horyzontów.
To jest też kwestia pielęgnowania intuicji. Bowiem intuicja to nic innego jak zestrojenie się z pewnego rodzaju falami, tu słynne "nadawanie na tych samych falach".
Oczywiście to znów można posunąć do lokalnych absurdów, indywidualnych i wierzyć w energię z kosmosu, kryształki i wahadełka. Innymi słowy generować zbędne konstrukty, które tylko zaśmiecają przestrzeń informacyjną.

Muszę jednak w tym miejscu wyrazić jedno bardzo ważne spostrzeżenie... To wszystko jest potrzebne! Ludzie na różne sposoby wyrażają tę samą prawdę. To nie jest ten sam język, to nie jest nigdy język uniwersalny dla wszystkich.
Zauważyłem jednak, że pomimo trochę innego języka, innych obrazów, środków stylistycznych, motywów w kulturze i sztuce, my wszyscy opowiadamy o tym samym. Nie powinniśmy poddawać się ostracyzmowi, tylko dlatego że używamy innego języka, bo wielokrotnie za pozornie inną formą, fasadą ekspresji, staramy się wyrażać tę samą prawdę.

Kochajmy się! Dla jednej osoby to będzie powiązane z energią z kosmosu, dla innej z czysto naukowym doborem naturalnym, dla jeszcze innej punktem wyjścia będzie poczucie przegrywu, antynatalizmu i ogólnie niezbyt optymistycznej wizji świata, który warto zmieniać. Ale my wierzymy w miłość, niezależnie od subtelności naszych poglądów. Gdybyśmy przestali w nią wierzyć a do tego niebawem może dojść, stracimy po prostu wszystko.
Nie przesadzam. I podkreślę to sto razy tutaj, będę się powtarzał!

Jeśli prawdziwe człowieczeństwo a zatem humanizm, miłość człowieka względem człowieka odejdzie w niepamięć, stracimy wszystko! I nic już tego nie wskrzesi na powrót. Albo inaczej, wskrzeszenie tego będzie co raz trudniejsze.
Z przerażeniem będziemy odkrywać z roku na rok, że zacieśnia się pewne okno, że właściwie to już statystycznie jest co raz mniej możliwe i osiągalne.
Uważam że właśnie to się dzieje u nas od ponad 20 lat.

Dziś dotarliśmy do stanu, w którym ludzie nie mogą się już spotykać. Chodzą po ulicach w maskach, co jest jasnym symbolem, że epoka indywidualizmu, prawdziwej miłości i humanizmu dobiegła końca.

Ale teraz wracając do szurów i "fact checkerów".
To jest droga donikąd. Bo to nie o to chodzi w tym wszystkim. A gwarantuję Wam, że właśnie to, stanie się kolejną płaszczyzną dla eksploracji przez rządzących i tzw. "elity".
Więc to już nie będzie sztucznie stworzony konflikt na zasadzie: Kobieta-Mężczyzna, problem płci kulturowej... Nie!
Gwarantuję Wam, że kolejnym problemem jaki zostanie wykreowany, to będzie problem pt. "Co jest prawdą a co jest fałszem". Prawda będzie jedna tylko, a niezgoda będzie oznaczać szuryzm.
Bardzo łatwo będzie to wprowadzić. Właściwie to rządzący tym wszystkim już to wiedzą.
Mają wytyczne, to jest jasne w jakim kierunku to zmierza.

Dla przeciętnego człowieka, to taka zwykła codzienna historia, no może przypadek, że akurat pojawił się jakiś wirus i w mediach mówią że trzeba się go bać i założyć maseczkę.
No ale to wszystko jest takie legitne z naukowego punktu widzenia, bo przecież ten wirus rzeczywiście jest, potwierdzają to wszystkie ośrodki naukowe... Trzeba być totalnym szurem, żeby negować jego istnienie!

No tak, to prawda. Tyle że nie do końca. Owszem istnieje taki wirus. Z naukowego punktu widzenia wszystko się zgadza.
Ale człowiek, który zna siebie prawdziwie, wie! Po prostu to wie i czuje, jakie stwarza to okazje do nadużyć.
Humanizm to nie tylko czysta forma, czysta nauka, ale przede wszystkim wiedza o człowieku, o jego doskonałościach i niedoskonałościach.
Nauka nie jest żadną doskonałością, jako taką, ponieważ jak wiemy, może być użyta zarazem dla naszego dobra (w chwilowym poczuciu misji) jak i naszej niedoli w długofalowej perspektywie tej misji, która może się okazać nieudaną.
Więc nauka jest jedynie narzędziem z którego powinniśmy wiedzieć jak korzystać, tym bardziej, że to my stworzyliśmy tę naukę. Nie jest to jakiś boski byt.
Nasza nauka mogłaby polecieć w całości na śmietnik, gdybyśmy spotkali jakieś istoty z innych galaktyk czy układów gwiazdowych w naszej galaktyce.
Ludzie zadufani w w sobie i w swoim naukowym, ścisłym, logicznym podejściu, niekoniecznie są bliżsi prawdzie. Zwłaszcza niekoniecznie bliżsi temu co ludzkie, humanizmowi, który zdajemy się nieuchronnie tracić.

Widać to nawet bardzo silnie w kontekście relacji damsko-męskich, gdzie już właściwie nie ma pola do zdrowego dialogu.
Obecnie rozszerza się to na wszelkie relacje.
Ja mogę jeszcze napisać z domu, ze swojego komputera o tym co myślę. Tylko czekać, aż stracę połączenie z internetem, bo komuś kto czyta mój post, nie spodoba się to o czym piszę.
W końcu, nie będę mógł już z nikim podzielić się moimi refleksjami, porozmawiać z drugim, żywym człowiekiem, chociaż nie będzie to oficjalnie zakazane czy coś, po prostu stanie się niemożliwe.
Będziemy chodzić w maskach, uwięzieni w swoich mieszkaniach. Wprowadzimy wszelkie możliwe systemy "online", dotyczące każdej możliwej aktywności.

Strach przed terroryzmem, strach przed wirusem, strach przed gwałtem, Nowy porządek świata, nowa normalność, nowy ład...
Lecimy wszyscy jak gówno w wiatrak. A w takich realiach, nikt nie będzie chciał się rozmnażać.
Debile rządzący, patologiczne normiki i psychopaci, jałowi, prymitywni ludzie, którzy jedynie potrafią przekonać stare schorowane baby...
Ale opuśćmy to nasze polskie podwórko.

Prawda jest taka, że gnijemy wszyscy w Europie, w USA. I zgnijemy. W pewnym sensie to dobrze, jeśli tylko na tym gumnie, nawozie pozostałym z rozkładu, nauczymy się być prawdziwymi ludźmi. Ale może się okazać, że dopiero jakieś wojny, rewolucje, żniwo takie czy inne, przyczyni się do realnych przemian.
Póki co, prawdopodobnie przez kolejne 20-40 lat, będziemy zagłębiać się w muł. Aż do porzygania. Ale może to jest potrzebne. Mam wrażenie, że to po prostu jest potrzebne. Częstokroć było.
Bo takimi właśnie ludźmi jesteśmy.
Zwalamy winę na rządzących, piszemy w internecie, tworzymy memy na Vateusza.
Fajnie, to pozwala trochę sobie ulżyć, rozładować napięcie, pośmieszkować. A jutro jak już wytrzeźwiejemy, no cóż, obowiązki wzywają! Trzeba być poważnym, spiętym i silnym!
A nie jakąś mamałygą, która coś widzi, czuje, płacze!

Ja #!$%@?! Czy wy widzicie to co z nami zrobiono? Polska nigdy nie uzyskała niepodległości. Bo niestety, w niczyim interesie nie leżało nigdy to, żebyście mogli czuć się ludźmi. Jesteście tylko tanią siłą roboczą, która płaci za wypracowane środki na abonament netfliksowy, sądząc że dzięki temu zbliżycie się do prawdziwej duszy i tożsamości rdzennego europejczyka.
Tymczasem płacicie jak europejczyk, ale zarabiacie trzy razy mniej.
To naturalne, że będziecie wydrapywać sobie oczy, niszczyć facetów, rozwodzić się, niszczyć życia waszych dzieci.
Zagryziecie zęby jednak, żeby nie wyjść na przegrywów, i poświęcicie #!$%@? całę swoje człowieczeństwo, żeby dorównać!
Żeby udowodnić waszym toksycznym rodzicom, koleżankom i kolegom których nienawidzicie, że jesteście lepsi/lepsze.

Nawet gdy osiągacie jakiś tam tak zwany sukces, jesteście już ludzkimi wrakami. Ale nadal nie potraficie zrozumieć że was oszukano i że teraz musicie zachodzić w głowę, jak teraz oszukać wasze własne dzieci. Jak powiedzieć im prawdę, ale tylko tak połowicznie. Wierząc w to iż jesteście tak zajebiście przystosowanymi do życia karierowiczami, że dacie sobie radę, bo spodziewacie się, tak zupełnie naturalnie, że wasze dziecko też będzie normikiem #!$%@?ącym na kredyt.

Niestety nie. Wasze dziecko schowa się w wirtualnej rzeczywistości. Nowoczesnej formie piwnicy.
A tam, nie będziecie mieć już żadnego wstępu ani kontroli. Nie będziecie nawet rozumieć tego co się tam dzieje i z czym wasze dziecko ma styczność. Dopiero po latach "nauka" wyizoluje odpowiednie szufladki i opisy.
To co czuliście, widzieliście, podobnie jak wasze dzieci... To wszystko co mroczne, ciężkie, drastyczne. Nagle przyjdzie nauka ze swoimi odpowiedziami, terapiami itp. itd.
No i w sumie to tak do #!$%@?... na zawsze. Zawsze tak było i będzie.

To przykre, że wolimy zostać dataistycznymi szympansami, klikającymi w ekran, wtłaczanymi w wirtualną rzeczywistość bez twarzy i tożsamości.
Obiecuję że zrobię wszystko żeby to się tak nie skończyło. Ale co ja mogę.
Jestem z wami, proszę nie dajcie zniszczyć humanizmu. Nie sądziłem że przyjdzie taki czas, kiedy coś takiego napiszę.
  • 5