Wpis z mikrobloga

#poezja #wiersznadobranoc #niemuzyka

Jan Brzechwa

Kot

Gdy nocą jesteś u mnie,

Przez dachy pełzną strachy

I toczą się bezszumnie

Księżyca z żółtej blachy.

Przez mgieł mydlaną pianę

Widać uliczkę chorą,

Gdzie niebo plisowane

Szeleści czarną morą.

W uliczce stoją domy

Jak tomy w bibliotece,

Drga świateł blask ruchomy

Jak rzęsy na powiece.

Gdy nocą jesteś u mnie,

Na oknie kot mój siedzi

I miauczy nierozumnie

W przelotność twych odwiedzin.

Nie sporzy się pieszczota

I serce spowszedniało;

Natrętne oczy kota

Obezwładniają ciało.

Odsuwam się od ciebie,

Już wiem, już nic nie pytam;

Kot na matowym niebie

Lśni czarnym aksamitem.

Zrywam się zdjęty trwogą,

Pełznę niepostrzeżenie

I chwytam go za ogon,

I rzucam na kamienie.

A kiedy noc już gwiezdniej

Popłynie z firmamentu,

Dostrzegam go na jezdni

Jak kroplę atramentu.

Znów po księżyca smudze

Powracam do alkowy

I nadaremnie budzę

Piersi twych sen różowy.

Gdy nocą jesteś u mnie,

Przez dachy pełzną strachy

I toczą się bezszumnie

Księżyce z żółtej blachy.

Nie sporzy się pieszczota,

Ciało od ciała stroni,

Ogon czarnego kota

Tkwi w zaciśniętej dłoni.
  • 2