Wpis z mikrobloga

Ostatni wpis @wytrzzeszcz sprawił, że zdałem sobie sprawę, iż od 10 lat polski rynek erpegie zbytnio się nie zmienił, niestety. Jak przeciętny polski gracz zagrywał się po piwnicach w trzecioedycyjne dedeki, pierwszą lub drugą edycję Warhammera, Wampira i Zew Cthulhu, tak (prawie) nic się w tym względzie nie zmieniło. Może trzecia edycja D&D została częściowo wyparta przez piątą, a Zew zyskał kolejną cyferkę przy edycji i gdzieś tam w tle czai się może Savage Worlds, ale to tyle. Gry indie są wydawane i tłumaczone rzadko (dobra, to tak naprawdę dotyczy wszystkich gier), OSR i retrogranie praktycznie nie istnieje. Ta ostatnia rzecz boli mnie najbardziej. Są co prawda perełki w rodzaju Dziczy i Potworów Lumisa, ale poza tym bieda. Jedyny przetłumaczony przez fandom retroklon to wciąż "Whitebox" (czyli najbardziej okrojona wersja S&W, która wygląda po prostu biednie nawet przy pierwowzorze w postaci 3LBB), który obudowany dodatkowymi zasadami przez Noobirusa stał się "Grotami i Gigantami". Jedynym prawdziwym polskim retroklonem jest "Kamienne Cesarstwo" (opierające się na "Kryształach Czasu"), co najlepiej obrazuje stan tej części polskiego środowiska erpegowego. Człowiek by sobie połaził po heksach, a może liczyć tylko na grę scenariuszową w Warhammera 2 ed.

Macie jakieś pomysły dlaczego tak jest? Dlaczego polski rynek erpegów jest w tak fatalnej kondycji, a jego część "retro" praktycznie nie istnieje?

#rpg #gryfabularne #tradycyjnerpg
  • 3