Wpis z mikrobloga

Dobry wieczór. Obserwuję wykop od ok. 3 lat, gdyż częściowo utożsamiam się z przegrywowymi tagami, jednak temat braku partnerki jest mi bardzo odległy, trzeba najpierw zająć się ważniejszymi sprawami, które wymagają ich rozwiązania.

Wyrosłem na pipę dzięki wychowywaniu przez toksyczną ( z mojej perspetywy) babcię, która prowadziła batalię z byłym partnerem matki (ojcem już nie jest odkąd mnie porzucił w okresie dojrzewania) (sama matka nieszczególnie zaangażowana w konflikt) o moje względy. Ich działania polegały na przekupywaniu mnie dobrami, wycieczkami i innymi przyjemnościami. Wyrosłem przez to na roszczeniowego księcia bez kolegów. Z jakichś, nie pamiętnych przeze mnie przyczyn nikt nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić (wliczając w to przedszkole). W szkole wielokrotnie mi dokuczano, i nie byłoby to dużym problemem, gdyby nie lęk przed samoobroną.

Od dziecka wciskane mi agresja - zło, bicie - zło co jest błędem, gdyż wiele osób z mojego rocznika, które stało się kozłami ofiarnymi w innych klasach dzięki przemocy odgonili się od oprawców. Niestety prześladowania ciągnęły się za mną aż do szkoły średniej, gdzie koniec końców nikt mnie nie gnoił. Mam przynajmniej jednego znajomego, który jest jednak alkoholikiem i narkomanem (wielokrotnie próbowałem go od tego odwieść) i prawdopodobnie, również boi się ewakuacji (miejscowość w której mieszkam nie ma przyszłości, skupienie wyłącznie na jednym sektorze gospodarki, który obecnie jest w rozkładzie).

Dziś już jestem dorosłym człowiekiem, praktycznie tylko z nazwy. De facto boję się życia na swój koszt. Specjalnie wybrałem nawet studia niedaleko mojego miejsca zamieszkania [całe szczęście, że sama uczelnia jest przyzwoita (mieszkam na rubieżach Rzeczypospolitej)] abym mógł w każdej chwili ewakuować się do domu rodzinnego (którego nienawidzę). Mam zdolność do podjęcia pracy dodatkowej, posiadam nawet papiery na widlaki zrobione z nudów. Jednak strach przed nowym środowiskiem to uniemożliwia. Z jakiejś przyczyny w wakacje potrafię z uśmiechem na ustach robić na produkcji 12 godzin, nie dotyczy to jednak pozostałych pór roku, gdzie na samą myśl o pracy wyobrażam sobie obozy pracy przymusowej w Korei Płn..

Najgorzej jest jednak z asertywnością w świecie zewnętrznym. Nie potrafię walczyć o swoje ani się negocjować. Boje się załatwiać sprawy w urzedzie, u lekarza itp. Wielokrotnie przepłacałem za usługi, albo pracowałem w czymś, czego nienawidzę, bo bałem się opinii (zwłaszcza babci, której najbardziej obchodzą cudze opinie, w tym moich pracodawców). Z jednej strony brzydzę się robieniem czegoś za wszelką cenę pod publikę, aby ktoś miał o mnie dobre mniemanie, ale z drugiej strony robię dokładnie to samo, a gdy nikt na mnie nie patrzy, zaczynam gnić z braku atencji (dziękuję Ci babciu).

Może nie jest ze mną aż tak źle, jak z większością mirków z tagu, ale definitywnie potrzebuję pomocy psychologicznej, ewentualnie wsparcia koleżeńskiego. Brałem już leki, ale ich działanie polegało na maskowaniu problemu (dzięki nim np. prawie nigdy się nie uczę ani nie ćwiczę przez wieczny entuzjazm, wysokie samozadowolenie), przez co zrezygnowałem.
Moim marzeniem jest po prostu godne, samodzielne życie bez troszczenia się o czyjąś uwagę.

Czułem potrzebę wyżalenia się, ostatnie wydarzenia (najostrzejszy konflikt z babcią jak do tej pory) spowodowały, iż myślałem pół dnia albo o jej zabiciu, albo o magiku.

#depresja #nerwica ##!$%@? #przegryw
  • 2
  • Odpowiedz