Wpis z mikrobloga

Wiecie, byłem na wecie. Jeden rok. Głównie konie w lodówkach od algidy miałem na zajęciach. Takie związane za nogi, jak te małe guźce z asteriksa i obeliksa. Psy też były obrane, ich mięso przypominało skrawki kebaba. Błyszczące formaliną, niczym leniwie wytapiające aromatyczny tłuszczyk. Niektórym formalina pachniała jak pączki. No ale nie tylko w prosektorium spędziłem ten rok. Miałem też okazję zawitać do przychodni weterynaryjnej. Niby tam kota przytrzymać #!$%@?, co jak woda się zachowuje, wylewa się i drapie. No #!$%@?, ale co się dziwisz, jeśli wbijasz im igłę między łopatki albo termometr pod ogon aplikujesz. Tak klasycznie, to jeszcze psy przychodzą. Duże raczej łagodne, spoko. Się pokropi tym środkiem na kleszcze, czasem jakieś pazury do obcięcia. Generalnie spoko się pracuje, one tam cały czas uśmiechnięte jak takie foczki. Tylko że nogi mają. A małe pieski #!$%@? piranie. Właścicielowi się wydaje, że jak mały pies drze #!$%@?, jakby go niszczarka przerabiała na paseczki, albo był wciągany przez tę umywalkę w gremlinach, to jest słodki. Nie jest. Nie przywiązują wagi do wychowania małego psa, tylko potem ten wwierca się w rękę na centymetr tymi małymi, #!$%@?, ostrymi ząbkami i warczy jak odkurzacz, którym sprzątasz gruz i kamienie przy akompaniamencie pralki z cegłą w bębnie. A potem się #!$%@?ą, że maltańczyk #!$%@?, Puszek, czy jak mu tam inna Śnieżynka jest #!$%@? we krwi. Swojej, bo nie można mu się wkłuć, no i we krwi lekarza. Ale no. Ci sami rodzice, którzy lache kładą na wychowanie Fafika, co się teraz do etui większości smartfonów zmieści, próbują uczyć odpowiedzialności wobec zwierząt. Adresatami tej nauki są ich dzieci. Normalnie starzy kupują im chomika za 2 ziko w zoologicznym obok tesco, bo brajanek pukał w szybę, jakby chciał zwalić niewidzialnego konia michaukowi. No i brajanek ma chomiczka, idzie do domu, dostaje karme, tam te fusy, co mu się sypie te trociny. Klatkę też dostaje, no i kołowrotek pewnie(co go stary #!$%@? do śmieci zamiast nasmarować, bo hałasuje). No i brajanek ma karmić dwa razy dziennie chomika i w ten sposób się uczy odpowiedzialności. Chomik umiera po dwóch tygodniach, bo ile można jeść własne gówno z trocinami i pić wodę skroploną na oknie, na którym już rozwija się grzyb. Wtenczas rodzice kupują nowego, podobnego chomika(wystarczy, żeby liczba kończyn i głów się zgadzała). Zdarza się też, że taki chomiczek zostanie znaleziony np. po tygodniu, z #!$%@? nerkami i w kacheksji. Wtedy wiozą go do weta. Drugim przypadkiem, kiedy chomiczek znajdzie się u weta, to guz potrajający masę zwierzątka, który wyrósł wczoraj. Ale ile można zapłacić za leczenie chomika, którego cena w sklepie to ekwiwalent żubra z lodówki?(te ciepłe są tańsze, przynajmniej u mnie w delikatesach Słonik). I tu zaczyna się główne źródło dochodu każdej szanującej się kliniki weterynaryjnej: kosz na chomiki. Dosyć duży, raczej metalowy, choć często również z dobrej jakości plastiku, kosz z klapą otwierają przez naciśnięcie stopą na taki stopień/pedau. Przywieziony do leczenia chomik jest leczony w klinice, ale wymaga to znajomości pewnych schematów postępowania zawartych w wytycznych, które są aktualizowane co 5 lat. Otóż chomikiem należy rzucić tak, aby odbił się od klapy kosza jak od tarczy. Towarzyszy temu przyjemny dźwięk ciepłego uderzenia, miękkiego, dosyc gęstego pocisku, delikatne metalowe wysokie odbicie i również blaszany finisz. Na końcu znowu delikatny stuk i szelest worka na śmieci. Tak przetransferowany chomik trafi do największego kontenera na śmieci, który stoi zazwyczaj za każdą przychodnią. Teraz wysyła się praktykanta/technika do najbliższego(zaprzyjaznionego) sklepu zoologicznego. I kupujemy 3 chomiki po 2 PLN każdy. Płatność kartą niestety od 5PLN. Nowemu chomikowi golimy brzuch, zakładamy opatrunek, robimy takiego irokeza trochę(zawsze rób irokeza chomikom) i dzownimy do wlascicieli po odbiór. Cena za zabieg to 30-50, w porywach do 80 złotych za wyleczenie z raka. Tak więc rozejrzyj się zawsze w gabinecie za koszem na chomiki. Ja zawsze uśmiecham się do weta, kiedy prywatnie jadę ze zwierzakami do przychodni i widzę, że wszystko jest robione według sztuki.

#kosznachomiki

#pasta

#slowonaniedziele