Wpis z mikrobloga

#lacunafabularniefantasy #lacunafabularnie

W dniu musiało padać.
Pożerające ciemności powitały go już sekundę po wyjściu na zewnątrz. Zimny podmuch wiatru wbił się głęboko w jego skórę, przenikając przez grubą warstwę płaszcza i skrytej pod nim szaty. Z nosa wyleciał siwy kłębek powietrza. Śmieszko złapał mocniej za podróżną opończę i przyśpieszył na kroku. Wysoko nad miejskim krajobrazem: dachami, szczytami zbrudzonych kominów i pałacami zamożnych kupców.
Nastały kolejne kroki, wnet odbił się w drugą stronę, skręcił w prawo, wprost w ciemną uliczkę. Blask pochodni zdążył już zniknąć mu sprzed oczu. Jego miejsce zajął mrok i krople ulatniające się z miedzianej rynny.
"Psiakrew". - Warknął pod nosem.
Śmieszko splunął ostro na bruk, po którym właśnie przeszedł. Głębokie kałuże zdawały się być wszędzie, każdy krok przynosił tylko ciężar. Poruszył dłonią po ramionach, próbując się ocieplić i podbiegł dalej. Czas nie stał po jego stronie.
W końcu, po kolejnych przejściach i odbiciach po szemranych uliczkach, dotarł na miejsce. Nagle sprzed oczu wyłonił się znany już widok rozświetlonych ścian, żelaznych barierek z spiczastymi końcami i lampkami zawieszonymi na wysokich słupach nad jego głową. Na płocie obok zapadłej gospody siedział wychudzony kot, w milczeniu wytężając jaśniejące w ciemnościach oczy. Wymienili spojrzenia. Jeden patrzył na zwierzynę, drugi - na łowczego.
Kot, podnosząc się z drewnianej półki, znieruchomiał na moment, wpatrzył się mocniej i obnażył ostre kły, sycząc przy tym głośno. Chwilę później uciekł. Śmieszko odwrócił wzrok i stanął wreszcie w miejscu. Po obu stronach zakrytych w ciemnościach drzwi stała para mężczyzn, a może kobiet. Nie był pewien.
Zignorował ich i szybkim ruchem puknął pięścią o wejście. Nastała cisza, długie milczenie ze wszystkich stron. Nieznajomi podnieśli powoli spojrzenia, wytykając go wzrokiem. Śmieszko przykrył się kapturem jeszcze głębiej. Pot schodził mu z twarzy. Serce biło mocniej i mocniej...
Aż rozbrzmiał szelest pojedynczych kroków. Ktoś podszedł pod drzwi, przez małe oczko przeleciało światełko, które chwilę później urosło szeroko. Drzwi otworzyły się szeroko, w progu przystanął mężczyzna. Nie widział jego oczu, jedynie usta i część nosa wystającego zza kapturka.
- Ja z Bractwem. - Powiedział na szybko, odwinął rękaw, pokazując znamię na dłoni. - Za Śniącą.
Wierny podniósł oblicze wyżej. Śmieszko poczuł na sobie wszędobylski wzrok. Niespodziewanie zobaczył wyciągniętą rękę.
- Za Śniącą. - Powiedział.
Chwilę później był już w środku. Od razu poczuł nawałnicę ciepła i miłego dotyku na skórze. Jeden z braci zdjął z niego opończę i rękawiczki, kładąc na wieszaku niedaleko. Śmieszko ugryzł się w język, wydął usta. Nawet w małym ganku roiło się od reszty adeptów i wyższego stopniem kapłaństwa namaszczonego prosto z rąk Proroka. Wystarczyło parę kroków, by przeszli do właściwej sali. Tutaj zabrakło mu słów. Wszędzie gdzie tylko rzucił okiem, widział wypełniające halę tłuszcze. Czarne szaty sprawiały wrażenie, że całkiem zalały każdy skrawek wielkiego pomieszczenia. Mężczyźni i kobiety z najniższych stanów, od złodziei i drabów, aż po rajców miasta. Przybył każdy wierny. Każdy na dzień Przywołania.
- Bądź pozdrowiony, bracie. - Szeptali mu na drodze, dotykając ramienia.
Śmieszko odpowiadał tym samym, raz zwracając się do siostry lub brata. Wreszcie zajął swoje miejsce, zasiadając tuż naprzeciw wielkiego kręgu. Ośmioramienny symbol wskazywał ich wszystkich. Wnet głosy zniknęły, zastąpione przez głuche milczenie, gdy te zostało urwane krokami. Z tłumu czerni wyłonił się Prorok.
- Bracia, siostry! - Rozbrzmiał głos. - Patrzę na was przerażonych, niezdecydowanych, tracących nadzieję każdego dnia! Padł na nas wielki smutek, niewypowiedziane zło z samych czeluści! Nasze wielkie miasto straciło już nadzieję, większość porzuciła wszelkie próby odbudowy dawnej świetności. Lecz nie my! Kto z was pragnie powrotu do nadziei? Do przeszłości, kiedy żyliśmy chwałą?
- My! - Okrzyknął, wszyscy okrzyknęli.
- Kto? - Wzniósł się kolejny ryk.
- MY! - Podniósł głos raz jeszcze. - MY!
Prorok opuścił dłonie, roześmiał się ostro i zatrzepotał peleryną. Wszyscy wstali, rzucili rękoma w dwie strony naraz. Do uszu Śmieszka doleciało echo rozpoczynającej się pieśni. On również zaczął śpiewać. Śpiewać ku chwały Śniącej.
- Biada każdemu, kto wątpi w naszą opiekunkę! Niech straci nadzieję ten, który wejdzie w nasze progi! Na pohybel wrogom ojczyzny! - Krzyknął Prorok. - Nastał czas Przepowiedni!
Nastał jego czas. Śmieszko wyszedł z szeregu, czując na sobie wzrok każdego wokół. Wzrok, który zarazem paraliżował i wzmacniał jego ruchy. Postawił kolejny i ostatni krok. Słowa stanęły mu w gardle, wysunął dłonie naprzeciw, nad zakrwawionym pentagramem. Teraz.
- LACUNOOOOOOOOOOOOO, ZBUUUUUUUUUUUUUUDŹ SIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘE!
Inni powtórzyli. Każda dusza wokół kręgu powtarzała to samo.
- ZBUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUDŹ!

@Zerri - Za inspirację <3
Hrabia_Vik - #lacunafabularniefantasy #lacunafabularnie 



W dniu musiało padać....