Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Do admina wyznań, który ostatnio odrzucił tekst, bo "ze swojego": pracuję na uczelni i nie mam pewności jak by to było przyjęte w pracy gdybym opublikował to pod moim nazwiskiem. Studentów na wykopie sporo, zawsze może się znaleźć jeden, który poniższym się zbulwersuje lub mnie po prostu nie lubi i podeśle to władzom wyżej. Tekst nie jest obraźliwy, nie zawiera wulgaryzmów czy pasty o serwerowni.

Powiem Wam, że bardzo mnie martwi jak łatwo my (ogólnie ludzie, nie tylko Polacy) oddaliśmy swoją wolność za... no właśnie sam nie wiem za co. Kto wie czy tej wolności nie oddaliśmy bezpowrotnie i to już dawno temu.

Sytuacji ograniczeń wolności mamy obecnie bardzo dużo:
* zakaz handlu w niedzielę czy godziny dla seniora,
* nakaz noszenia maseczek,
* godziny policyjne dla młodszych,
* zakazy dla branż gastronomicznej, fitness, kin etc.,
* zakaz wstępu na cmentarz 1 listopada,
Można by wymieniać długo i wbrew pozorom nie wszystko wynika z samej epidemii koronawirusa. Zabieranie wolności pod przykrywką "ale nie do końca tak sobie możesz to robić, bo wpływasz również na innych" postępuje już od dawna i generalnie przyklaskuje temu coraz więcej ludzi.

Każdego z nas ograniczenia dotykają inaczej. Domyślam się, że nie każdy z obecnie wprowadzanych zakazów w ogóle ciebie konkretnie dotyka i część z tych zakazów łatwo zaakceptować w imię wyższych racji. Niektóre z zakazów dotykają nas jednak szczególnie w zależności od sytuacji, co prowadzi do różnych protestów np. antymaseczkowców, ludzi z branży gastronomicznej etc.

I ja to nawet trochę rozumiem: nie ma co negować skali obecnej sytuacji. Jest (i nie tylko zresztą u nas) kiepsko. Na różne sposoby można się o tym już nawet przekonać: myślę, że wielu z nas już zachorowało albo co najmniej zna kogoś kto zachorował, niektórzy sprawdzają statystyki na euromomo czy innych worldometers, jeszcze inni nasł#!$%@?ą kanałów ratowniczych czy po prostu byli w szpitalu i widzieli swoje. Przede wszystkim umierają ludzie, a i wielu z tych którzy nie umierają ciężko przechodzi chorobę, czasami nawet odczuwając skutki długo po wyzdrowieniu. I to wszystko są fakty, z którymi nawet nie próbuję dyskutować, swoje też widziałem.

Ograniczenia wydają się zatem czymś naturalnym. No właśnie to już niekoniecznie, co najmniej nie dla mnie. I zdaję sobie sprawę, że nie jestem w większości. Przede wszystkim brakuje mi tego, że zabieranie wolności przychodzi ot tak na pstryknięcie palcami, że nikt nie protestuje. Jak nie protestuje? Przecież chwilę temu sam napisałem, że są liczne protesty. Każdy protest dotyczy jednak dopiero konkretnie traconej w skutek ograniczenia sprawy np. finansów, ciężkiego oddychania, parowania okularów, gorszej jakości edukacji etc. Ale nikt nie protestuje, bo zabierana jest wolność. Założę się, że niektórzy mogli już zacząć negować niektóre z wymienianych rzeczy zaczynając coś w stylu "jakie trudniejsze oddychanie? przecież badali pulmonoksymetrami, że można i nawet biegać w maseczce". Czytaj dalej proszę.

W ogóle, miałbym wielką ochotę strzelić każdemu w *** kto zaczyna dyskusję nad jakimkolwiek ograniczeniem od "ale czy naprawdę tak dużo tracisz? do czego ci jest potrzebne?". To nie ja (ogólnie, my) powinniśmy się tłumaczyć do czego potrzebujemy wyjść z domu "oj, nie przesadzaj, tydzień w domu to nic strasznego", pojechać samochodem "ale czy naprawdę musisz truć tymi swoimi spalinami? nie możesz pojechać komunikacją miejską jak człowiek?", wejść do sklepu o godzinie 11 "nie mogłeś wstać wcześniej, żeby zdążyć?" etc. Taka dyskusja w ogóle nie powinna mieć miejsca i w ogóle nie powinno dojść do uzasadniania dlaczego aż tak bardzo coś tam mnie/ciebie dotyka. Właściwa odpowiedź na tego typu pytania brzmi "co ci do tego?", "czy robię coś złego?", "dlaczego cię to w ogóle interesuje?". To nie jest aż takie proste jak się wydaje i często nie do końca rozumiemy jak wprowadzane ograniczenia naprawdę wpływają na ludzi. Nakaz zakładania maseczek chociażby jest również zakazem konsumpcji, palenia papierosów, ładnego pokazania swojej twarzy etc. To, że ciebie nie dotyka żaden zakaz i możesz spokojnie się do niego dostosować nie oznacza, że nie jest to ograniczenie wolności i co więcej, nie oznacza, że inni nie cierpią realnie (tzn. tracąc coś więcej niż samą tylko wolność, czego sobie wyobrazić nie potrafisz lub wydaje ci się mało ważne). Jeśli jest sytuacja krytyczna i naprawdę trzeba wprowadzać jakieś ograniczenia to zanim w ogóle padłoby konkretne ograniczenie, powinno się najpierw przeanalizować i przekonać wszystkich co to ograniczenie konkretnie pomoże i przedstawić realne analizy. Samo to, że jest tragicznie nie oznacza, że jeśli zaczniemy robić przysiady i pompki to nagle się poprawi. Wybaczcie, ale doktor Simon czy pan internista Grzesiowski, nie podali konkretnych danych. Może takie dane mają, może naprawdę rząd ma ten "sztab ekspertów", którzy wyliczają to sensownie (nie do końca nawet można w to wątpić, raczej nie można powiedzieć, że ludzie z ICM UW to głąby). Ale nikt nie ma ochoty wytłumaczyć nam, że wprowadzane są absolutnie minimalne ograniczenia wolności jakie są niezbędne do wyeliminowania epidemii. Co więcej, nikt od rządzących (ani naszych, ani zagranicznych) tego nie wymaga. Ograniczając wolność nie powinno zaczynać się dyskusji od "ale to nie jest nic strasznego" tylko od uzasadnienia szczególnej konieczności takiego działania.

Dla odmiany, jeśli komuś (nie daj Boże, lekarzowi albo jakiemuś naukowcowi) się wymsknie jakaś informacja krytycznie odnosząca się do ograniczeń ryzykuje poważnymi konsekwencjami dyscyplinarnymi. Miejmy nadzieję, że epidemia kiedyś się skończy, ale gdy to nastąpi to niestety nie wierzę, że ktokolwiek przeanalizuje, które z tych wypowiedzi rzeczywiście były szurowskimi bredniami, a dla których reakcja była przesadzona (lub wręcz błędna). Między innymi dlatego piszę z anonimowych, żeby nie mieć problemów z pracą.

No dobrze, ale to co, chciałbyś pozabijać tych dziadków i spowodować rozwałkę całej służby zdrowia, która już jest w rozsypce czy jak? Patrzymy na rozwijającą się epidemię, chodzimy zamaseczkowani od kilku miesięcy, nasze dzieci nie spotykają się ze sobą, my też nie, psychika niektórym z nas już siada, wakacje niektórych z nas zostały odwołane, biznesy niektórych z nas zostały całkowicie rozwalone lub osłabione, śluby zostały poodwoływane, wigilia pewnie będzie stracona, wiele miłych chwil przepadło. Proszę, nawet nie zaczynaj z tym swoim "nie przesadzaj". Jeśli ktoś miał pecha, nie mógł pożegnać się ze swoim bliskim lub teraz przeżywa dramat braku możliwości odwiedzenia swojego chorego dziecka w szpitalu. Gospodarka cofnęła się o co najmniej kilka procent PKB. Z obietnic podwyżki płacy minimalnej (nie komentujmy proszę czy sensownych czy nie, to nie o tym jest) już nawet PiS się wycofał. Oddaliśmy prawie rok swojego życia na wegetację, składamy się wszyscy razem swoim czasem teraźniejszym i przyszłym (degradacja gospodarki wpłynie na przyszłe lata, między innymi na wydatki na służbę zdrowia) żeby mieć nadzieję (podkreślam: mieć nadzieję!), że życie pewnej grupy ludzi potrwa trochę (najczęściej kilka lat) dłużej. Nikt nie przeprowadził żadnej kalkulacji, oczywiście można powiedzieć banały typu "każde życie ludzkie jest cenne i powinniśmy o nie walczyć". No tylko, że myśląc w ten sposób rzeczywiście powinniśmy zakazać jazdy samochodem, jedzenia grzybów, jakichkolwiek sportów ekstremalnych i wielu innych. Jest bowiem pewne, że dzięki temu uratowalibyśmy setki istnień ludzkich tylko w Polsce, a jeszcze więcej na świecie. Szkody jakie się wydarzyły każdy widzi (pewnie jeszcze nie widzimy wszystkich), ale korzyści z ograniczeń już nie każdy. Czy ktoś kiedyś podał wyliczenie "dzięki ograniczeniom uratowaliśmy XXX ludzi, wyliczyliśmy to na podstawie YYY, a do końca epidemii uratujemy jeszcze ZZZ"? Może byłoby łatwiej znieść to wszystko wiedząc już na pewno i do końca rozumiejąc, że walczymy o coś więcej niż tylko poczucie, że się staraliśmy. To co chcę przekazać to, że efektów tych ograniczeń nie widać.

Kim ja jestem żeby decydować, że ci ludzie mają zginąć? A co jeżeli po prostu wielu z nich nie da się uratować? Tak po prostu, co jeśli naprawdę tak jest, że cokolwiek byśmy nie zrobili to wirus i tak się rozniesie i zniszczenia będą tak czy siak? Jeśli tak nie jest, przedstawcie wyliczenia, nie chowajcie ich sami dla siebie drodzy eksperci. Ograniczając elementarne wolności (do cholery jasnej: możliwość wyjścia z domu to JEST elementarna wolność) powinno być dla każdego (szura, lewaka, antymaseczkowca, LGBTQWERTY, kobiety w ciąży, naukowca, Janusza, rolnika i robotnika) jasne co dzięki temu zyskujemy, dlaczego i tak dalej. A nie "mamy ekspertów, zaufajcie nam". Jak do tej pory widzę metodę "zrobiliśmy ograniczenia, ale nie zadziałały, ale to dlatego, że za mało było ograniczeń".

Premier (nasz, ale nie tylko nasz, bo w prawie każdym innym kraju jest tak samo) mówi w jakiej sytuacji BĘDZIE ZMUSZONY zarządzić narodowy lockdown (co to w ogóle za słowo?!). Aż mi się szkoda go zrobiło naprawdę. Nie zaczynajmy dyskusji "mieli pół roku, trzeba było się przygotować". Jakkolwiek uważam, że rzeczywiście niewiele lub nic nie zostało zrobione, w innych krajach wcale nie jest radykalnie lepiej. Czesi do niedawna chwaleni, że wprowadzili maseczki szybciej niż my, mają wcale nie lepszą sytuację. Chcecie mi powiedzieć, że wszystkie rządy na świecie są równie słabe jak nasz? Ludzie naprawdę mogą być już zmęczeni znajomością słów typu lockdown i może nie do końca tak jest, że gdyby nie te szury antymaseczkowe to by się nie rozniosło. Tu chodzi o wolność.

Szkoda, że mało kto protestuje i walczy o wolność. Po prostu mi z tego powodu smutno. Trzymajcie się ciepło.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5fa7cbcc059df8000aaa1ab9
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Przekaż darowiznę
  • 9
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: ludzie nienm chcą byc wolni, nie potrafią, bo to wymaga samodzielnego myślenia, a czlowiek to istota stadna, więc łatwiej jest im iść za tlumem i narzekać. Dla mnie to nie jest normalne, odczuwam pogardę i obrzydzenie do takich zachowań, i do takiego społeczeństwa.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: #!$%@?, sciana tekstu i to niepotrzebna: rzad nie ma pojecia co robić wiec robi co mu przyjdzie do glowy. Cos se przeczytaja, ze skupisks ludzi niebezpieczne - to probuja ogrsniczac ich powstawanie. Bez ladu i skladu, bez strategii, na slepo i na chybcika.
Poniewaz idioci dzialaja idiotycznie, nie ma sensu dopisywac do tego jakich teorii spiskowych pt "zakaz wstepu na cmentarze to zaplanowana akcja majaca ogrsniczyc wolnosc polaka-husarza." Nie ma
  • Odpowiedz
OP: @slapdash: Tu nie chodzi o teorię spiskową kto to wywołał/zyskuje na tym. Tu chodzi o sam fakt zabierania wolności. Jeśli rzeczywiście tak jest jak piszesz, że rząd wprowadza ograniczenia, żeby to "dobrze wyglądało" to tym większy protest powinien być, bo zysk jest żaden (dobry PR rządu), a cena (brak wolności) jest bardzo wysoka. A więc jestem w stanie zrozumieć działania rządu (naszego i innych na świecie), ale bardzo smutno
  • Odpowiedz
PrzyczajonyMichał: Ależ to prawdziwe.

W ogóle, miałbym wielką ochotę strzelić każdemu w *** kto zaczyna dyskusję nad jakimkolwiek ograniczeniem od "ale czy naprawdę tak dużo tracisz? do czego ci jest potrzebne?".


Jako osoba która pracuje w cybersecurity blue team tak samo mnie świerzbi ręka od już kilku lat jak widze jak ludzie wrzucają WSZYSTKO na internet. I też ta ich gadka że przecież nic nie tracą wrzucając swój ry* na neta.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Przykro mi to mówić ale czasami w życiu musimy przełknąć gorzką pigułkę i zrezygnować z czegoś na rzecz wyższych celów: Ale po kolei

Nie jesteśmy pokornym narodem. Pyszni , buńczuczni i dziwni. Bo tam gdzie trzeba walczyć to nie ma ludu a gdzie nie trzeba bo to nie zasrany interes narodu tylko prywatna sprawa ( patrz sprawa aborcji) to zbieramy się tłumnie...ale niestety nie po to by walczyć tylko by
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@AnonimoweMirkoWyznania: po pierwsze nie tylko Polacy, a prawie cały świat oddaje teraz wolności w ramach walki z epidemią, czy też ograniczania swobód - oddają do też Francuzi, Hiszpanie czy Brytyjczycy więc nie twórzmy retoryki jakoby tylko u nas takie rzeczy się działy. Po drugie, mało ludzi w tym kraju rozumie konsekwencje swoich czynów w kontekście rozprzestrzeniania wirusa. O tym jak to wirusa nie ma, albo że on się nie boi bo
  • Odpowiedz