Wpis z mikrobloga

Jestem użytkownikiem Wykopu od dawna (w sumie to już ponad 10 lat) przy czym prawie zawsze z perspektywy czytelnika. Po czwartkowym wyroku TK wzbierało we mnie jednak tyle myśli, że stwierdziłem, że muszę wyrzucić je z siebie i przelać na klawiaturę.

Dlatego chciałbym się z Wami podzielić dość przydługą i pewnie dla wielu zbyt nudną refleksją nad sytuacją w kraju, która trwa już jakiś czas i dała rezultat w postaci wyroku TK w sprawie K 1/20.

Sytuacja związana z wydanym w czwartek przez Trybunał Konstytucyjny wyrokiem jest jedynie papierkiem lakmusowym długiego (bo trwającego już ponad 5 lat) procesu rozkładu demokratycznego państwa prawa w Polsce. Czwartkowy wyrok wydał ten sam organ, który od 2015 roku był celem ataków ze strony PiS, i który finalnie został podporządkowany władzy wykonawczej.

W tym miejscu wypadałoby przypomnieć sobie takie zdarzenia z roku 2015 i 2016 jak:
- niedokonanie przez prezydenta zaprzysiężenia 3 sędziów wybranych zgodnie z prawem przez sejm VII kadencji,
- wybór przez PiS pięciu sędziów (w tym J. Przyłębską oraz M. Muszyńskiego), w tym dublujących ww. trzech prawidłowo wybranych sędziów, a następnie ich szybkie zaprzysiężenie (uchwała o wyborze została podjęta 2 grudnia i chwilę po północy prezydent odbierał już od nich ślubowanie – przez to skład TK został wypełniony).
- wielokrotne zmiany ustawy o Trybunale Konstytucyjnym wyłącznie w imię podporządkowania TK i umożliwienia wprowadzenia swoich ludzi,
- niepublikowanie niekorzystnych wyroków TK dla władzy,
- umarzanie postępowań karnych dot. niepublikowania wyroków, odsuwanie od spraw prokuratorów, którzy byli gotowi zająć się sprawą.

Już te wszystkie okoliczności, które były w tamtym okresie nagłaśniane medialnie, powinny wzbudzić silne reakcje społeczeństwa – w końcu TK może mieć bezpośredni wpływ na życie każdego z nas. Bez organu kontrolnego jakim jest Trybunał Konstytucyjny, jesteśmy de facto zdani w całości na łaskę władzy partii rządzącej (tj. władzy wykonawczej i ustawodawczej). Brak kontroli, czy też raczej wprowadzenie jedynie fikcji kontroli w postaci wydmuszki organu konstytucyjnego sprawia, że Państwo z demokratycznego zaczęło powoli raczkować w stronę autorytatywnego. Sprawa wydawała się więc chyba oczywista, nieprawda?

A jednak nie do końca.

Większość Polaków nie była zainteresowana kryzysem związanym z Trybunałem Konstytucyjnym, bo najzwyczajniej w świecie większość nie odczuwała, aby ta sprawa mogła ich dotyczyć. Nie ma się z resztą chyba co specjalnie dziwić - kontakt przeciętnego Polaka z Państwem najczęściej ogranicza się do załatwienia sprawy w urzędzie (prawo jazdy, pozwolenie na budowę, ew. kwestie podatkowe), gdzie kontakt z tym najbliższym urzędnikiem nie należy często do najprzyjemniejszych – chyba każdy chociaż raz rozmawiając z panem/panią w okienku urzędu poczuł się bardziej jak intruz niż petent. Sprawy Trybunału Konstytucyjnego wydawały się więc mocno abstrakcyjne.

Dodatkowo nakłada się to, że w Polsce nikomu nie zależy na edukacji obywatelskiej czy też na budowaniu wśród obywateli poczucia wspólnoty i odpowiedzialności za wspólne dobro, jakim przecież jest nasze Państwo, które sami sobie organizujemy. To właśnie przez taki stan rzeczy (chociaż sprawa jest dużo bardziej złożona i skomplikowana niż to co skrótowo opisałem wyżej), Polacy starają się ograniczać kontakt z Państwem do minimum, raczej traktując je jako zagrożenie niż wspólnotę. Nakłada się na to oczywiście masa rzeczy - historia, opresyjny charakter władzy, lata zaniedbań we właściwie wszelkich sferach życia publicznego, no i częste podejście aparatu państwowego do obywatela bardziej jako do przedmiotu niż podmiotu.

W efekcie, kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego nie wpłynął w żaden sposób na głosy wyborców, którzy w 2019 zagłosowali z jeszcze większym entuzjazmem na Prawo i Sprawiedliwość (PiS uzyskał w ostatnich wyborach 6 punktów procentowych więcej głosów niż w roku 2015). Tym samym Polacy w jasny sposób dali znać, że legitymizują przejęcie trybunału i de facto nie przeszkadza im fasadowa demokracja.

Aktualny Trybunał Konstytucyjny stanowi niestety jedynie wydmuszkę demokratycznego organu konstytucyjnego, wobec którego nie sposób mówić o niezależności. Przekłada się to na załatwianie partyjnych interesów drogą rzekomo niezależnego sądu konstytucyjnego. Obraz rozkładu idealnie pokazuje chociażby żonglowanie składami sędziów przez prezes TK – Julię Przyłębską – tak aby wyrok zapadł zgodnie z oczekiwaniami. Jeżeli istnieje jakiekolwiek ryzyko wydania innego rozstrzygnięcia – rozprawę należy odraczać, aż znajdzie się właściwy skład, ewentualnie skład poszerzyć, byle wyszło na „nasze”.

Czwartkowy wyrok jest tego idealnym przykładem. PiS rękami Trybunału Konstytucyjnego zburzył trwający 27 lat kompromis aborcyjny, czego nie był w stanie (albo raczej bał się) wprowadzić samodzielnie – tj. drogą legislacyjną. Do tego wybrał moment najgorszy z możliwych – środek pandemii, ludzie tracą pracę, bankrutują, system opieki zdrowotnej jest całkowicie niewydolny, dobowe wzrosty zachorowań sięgają kilkunastu tysięcy (co stawia nas w niechlubnej czołówce europejskiej), a tymczasem PiS dolewa oliwy (a raczej benzyny) do ognia, co doprowadza do wybuchu w społeczeństwie.

Wyrok w dalszym ciągu oczekuje pisemnego uzasadnienia, ale już sama wstępna argumentacja ustna zapadłego wyroku świadczyć może o tym, że stoi ze nim nie wysublimowana i przemyślana argumentacja prawnicza, a jedynie dążenie do realizacji konkretnej woli politycznej (chociażby porównywanie aborcji z uwagi na wady płodu zagrażające jego życiu do eugeniki z początku XX wieku wskazuje na całkowite niezrozumienie tematu). Pełne wyrazu uznania złożyć należy natomiast sędziom: Prof. Leonowi Kieresowi oraz Piotrowi Pszczółkowskiemu, którzy zgłosili zdania odrębne, słusznie podnosząc, iż Państwo dążąc do delegalizacji aborcji z uwagi na wady płodu robi to na ich koszt i ryzyko, wymagając heroizmu często niemożliwego dla osiągnięcia przez przeciętnego człowieka. Jednocześnie Państwo nie zapewnia żadnej pomocy takim osobom – wystarczy sobie przypomnieć jak posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz członkowie rządu traktowali osoby niepełnosprawne podczas protestów w 2018 r.

Nic więc dziwnego, że ludzie poczuli się oszukani i zdradzeni przez Państwo. Wspólna inicjatywa sprzeciwienia się takiemu działaniu pokazuje, jak Polacy potrafią zjednoczyć się w trudnych chwilach, co daje nadzieję na to, iż być może jednak kiedyś w Polsce ludzie zaczną czuć się obywatelami odpowiedzialnymi za swój kraj. Szkoda jedynie, że w tym przypadku stało się to tak późno – gdyż efekt działań obecnej władzy był widoczny już od 2015 roku i cztery lata później można było ten trend zatrzymać. Być może obecna sytuacja zwiększy świadomość Polaków, choć lekcja ta będzie wyjątkowo dotkliwa. Pozostaje wierzyć, że w 2023 roku ludzie będą o niej pamiętać.

#aborcja #protest #trybunalkonstytucyjny
  • 7
  • Odpowiedz
@Wizi: Że wyrok był na polityczne zamówienie to wiadomo, ale tak naprawdę Przyłębska nawet nie musiała się starać, bo to konsekwencja wcześniejszych wyroków Zolla i Rzeplińskiego. Wcześniejsze TK też były mocno konserwatywne i tak naprawdę w tej sytuacji upolitycznienie nie ma dużego znaczenia.
  • Odpowiedz
@Stepanakert: To prawda, w 1997 TK również ograniczył dopuszczalność aborcji - z przyczyn społecznych (ciężka sytuacja osobista/warunki życiowe). Niemniej w mojej ocenie to właśnie aktualne upolitycznienie doprowadziło do tego, że PiS zamiast lege artis zmienić ustawę w normalnym procesie legislacyjnym postanowił wysłużyć się TK i to właśnie w czasie kiedy Polacy walczą z pandemią.
  • Odpowiedz
@Wizi: Pewnie, gdyby rządziła inna partia to by tego nie ruszała i nie stworzyła burdelu który powstał (bo myślę, że w tym momencie nie ma już powrotu do kompromisu). Ale gdy już się ruszyło kwestię aborcji w powiązaniu z konstytucją, to tak naprawdę trybunał mógł rozszerzyć interpretację wcześniejszych wyroków bez większych kontrowersji. I nie mówię tego żeby usprawiedliwiać PiS, ale żeby zwrócić uwagę na to, że wcześniejsze składy trybunału to nie
  • Odpowiedz
@Wizi: Niczego ten wyrok nie zmieni w społeczeństwie, bo tzw. aborcja eugeniczna to problem, który dotyka w praktyce ilu osób? To jest jakiś promil. Owszem, to będą dramaty konkretnych osób, ale wciąż zbyt abstrakcyjne dla tłumu, żeby o to walczyć w długofalowej perspektywie. U mnie po timeline'ie, oprócz nakładek profilowych z piorunami u osób po których mogłem się tego spodziewać, przewinęły się też wyrazy poparcia dla decyzji TK ze strony młodych
  • Odpowiedz
@edenmar: Byłaby to faktycznie jakaś opcja wyjścia z problemu przez PiS - pytanie tylko, czy mariaż z polskim KK pozwoli im na taką nawet niewielką liberalizację przepisów.

Co do promila osób dotkniętych problemem - faktycznie patrząc na liczbę aborcji (niewiele ponad 1k rocznie) na tle 38 milionowego państwa ta liczba nie robi wrażenia. Ale wydaje mi się, że ten problem nie tylko dotyka takie osoby, ale może też wpływać na osoby
  • Odpowiedz
@Wizi: Kaczyński traktuje KK przedmiotowo, nigdy nie miał skrupułów, żeby grać aborcją kiedy mu było wygodnie, a później się z tego wycofywać. A polski Kościół jest dzisiaj słabszy niż kiedykolwiek, nie jest żadnym partnerem, zaakceptuje każdy ochłap i jeszcze podziękuje.
  • Odpowiedz