Wpis z mikrobloga

Jako szczęśliwy ojciec dwójki zdrowych dzieci, naprawdę cieszę się, że mamy to za sobą. Że to prawo nie obowiązywało w momencie, kiedy moja żona rodziła syna. Bo tu niewiele brakowało, żeby skończyło się fatalnie.

A teraz ludzie, którzy już mają dzieci albo są zbyt starzy, żeby je mieć, decydują o tym, że ktoś być może będzie musiał urodzić kosztem własnego życia. Życia w sensie zmagania się z chorobą dziecka (choć kto wie co będzie za jakiś czas). Być może nie będą w stanie pójść do pracy, bo dziecko będzie wymagało nieustannej opieki. W imię czego? Zadowolenia grupki konserwatywnych fanatyków.

Jak już dziecko się urodzi - radź sobie. A niby jak? Bez pieniędzy? Bez pracy? A może w polskiej służbie zdrowia? Przecież nie ma na kogo liczyć, a zagraniczne operacje, zabiegi czy nawet jakieś lekarstwa potrafią kosztować w cholerę pieniędzy. I co na to powie Pan Bosak? Może coś w stylu "zmień pracę"?

Taki człowiek jest skazany na cierpienie. Nie tylko to dziecko, ale również matka i ojciec, a idąc dalej też dziadkowie. To jest czyjaś rodzina, która ze swoim bólem i poświęceniem zostanie sama. I tego nie rozumiem - tyle Ci ludzie mówią o miłowaniu, empatii, wspieraniu, ale kiedy przyjdzie co do czego to nie widzą nic prócz czubka własnego nosa. Prócz własnych upodobań.

Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś jest przeciwnikiem aborcji na życzenie. Tyle że to wykracza poza tę sferę. Ci ludzie wchodzą do Twojego domu w czarnych szatach i odprawiają swój religijny rytuał. Wmawiają, że masz urodzić to dziecko, masz chcieć tego dziecka, masz się temu poświęcić. I że kiedyś za to zostaniesz wynagrodzony.

Politycy, sądy, trybunały jakby nie zdają sobie sprawy z tego, że ich poglądy, decyzje, wpływają nie tylko na sam fakt, co jest legalne, a co nie. Ich wybory mogą komuś uratować lub zniszczyć życie. Pozbawiając rodziców wyboru w takiej sytuacji stawiają durne zapisy ponad zrozumieniem, empatią czy bólem. I to jest chore.

#aborcja #polska