Wpis z mikrobloga

Wszystkim, którzy entuzjastycznie chwalą firmę Autotesto, opiszę mój przypadek - ku przestrodze.

Niedawno postanowiłem kupić samochód. Konkretny model: Volvo V60. Szukałem dosyć długo, bo zależało mi na dobrym stosunku stanu technicznego do ceny, w założonym przeze mnie przedziale. W końcu znalazłem coś, co wydawało mi się idealne: pojazd w świetnym stanie zewnętrznym, a dodatkowo podobno sprawdzony przez eksperta z Autotesto. Hurraaaa, pomyślałem, jest!

Dostałem raport z oględzin, a potem do oględzin przystąpiłem sam. I od razu wyszła pierwsza wpadka eksperta: wszystkie opony zostały opisane (prawidłowo) jako zimowe Michelin, ale w podsumowaniu występowały już jako "letnie Continental". No cóż, pomyłka... bo podobno ekspert "robił" tego samego dnia kilka samochodów i mógł się pomylić - tak twierdził sprzedawca, który miał jeszcze jedną sztukę V60. Sprawdziliśmy, "ten drugi" był obuty w opony Pirelli... Więc nie, to nie była pomyłka z tego samego podwórka.

Wpadka druga, też jeszcze w miarę drobna. Zajrzałem do bagażnika. Co znalazłem? Nic. Brak koła zapasowego. Co nie powinno dziwić, bo ten samochód jest standardowo wyposażany w tzw. zestaw naprawczy. Ale wspomnianego zestawu naprawczego też nie było. Za to był wpis w raporcie eksperta: "koło zapasowe: OK". Nic to, może po prostu rzeczoznawca był mało spostrzegawczy...

Ale najgorsze nastąpiło po próbnej jeździe, trwającej jakieś, hmmm... 10 minut. W tym czasie, mimo że nie jestem żadnym samochodowym ekspertem, zauważyłem mocno nierówną pracę silnika na wolnych obrotach. Zgaduj-zgadula: co było napisane w raporcie rzeczoznawcy? Oczywiście: "silnik pracuje równo". Jako że samochód mnie naprawdę mocno zainteresował, a sprzedawca postanowił dokonać naprawy na swój koszt, pojazd trafił do warsztatu. A tam się okazało, że nie jest to jakaś drobnostka, a najprawdopodobniej dosyć poważne świadome "przedsprzedażowe ściemy", których rzeczoznawca nie raczył zauważyć.

Samochód, po doprowadzeniu do porządku, najprawdopodobniej w końcu kupię. Ale przed tą decyzją chciałem zainteresować całą sprawą nierzetelnego raportu firmę Autotesto. I co? I nic, odbiłem się od nich jak piłeczka pingpongowa od ściany. Dzwoniłem na infolinię, gdzie usłyszałem, że "Autotesto bardzo dba o jakość" i mogę ewentualnie złożyć pisemną reklamację. Tyle, że to nie ja zlecałem ekspertyzę, więc nie mam czego reklamować. Myślałem, że sprawa nierzetelnego w kilku punktach raportu po prostu kogokolwiek w firmie Autotesto zainteresuje, myliłem się.

Wysłałem opis całej sytuacji poprzez formularz kontaktowy Autotesto, zaproponowałem też bezpośredni kontakt ze mną. Ktoś się tym zainteresował, ktoś się do mnie odezwał? Ha ha. Nikt.

Próbowałem się też skontaktować z Autotesto poprzez czat na ich stronie internetowej. Zostałem "spuszczony na drzewo", czyli na infolinię (opis kontaktu z nią jest powyżej). Znów opisałem krótko sytuację i zaproponowałem konsultantowi (nazwisko znane redakcji) by oddzwonił do mnie, bo jego telefon był non stop zajęty. Oddzwonił? Oczywiście nie. "W zamian" formalnie zakończył rozmowę na czacie. Czyli znów: kliencie, spadaj na drzewo.

A więc wszystkich, którzy podchodzą do firmy Autotesto entuzjastycznie i mają ślepe zaufanie do ich ekspertów, ostrzegam. Bo niestety nie jest tak różowo, jak można tu i ówdzie przeczytać.
#autotesto