Wpis z mikrobloga

Tja, golić mordę o pierwszej w nocy - po trzech tygodniach chodzenia zarośniętym, coś mnie wzięło (a raczej bardziej to, że jutrzejsze okoliczności bardziej do tego zmuszają). I pytanie do was - goląc się tradycyjnie żyletką, co wolicie: żel czy piankę? Byłem zmuszony użyć pianki i jak dla mnie golenie się za jej pomocą to zły pomysł.
  • 35
  • Odpowiedz
@Katorz: Maszynką ojca jechałem raz na dwa tygodnie, od jakiegoś 17 roku życia. Częściej (raz tydzień) na pierwszym roku studiów. Teraz ("siódmy rok studiów ;) ) dwa razy na tydzień, raczej z potrzeb psychologicznych niż estetycznych. Jajec nie robię sobie - po prostu zanim skończy mi się żel, kończy się jego termin przydatności. A że golę się rzadko, mam z reguły ostre maszynki, więc się nie zacinam.
  • Odpowiedz
@peterpan: ok, daję wiarę - ja niestety muszę co dwa dni, a przygodę z goleniem zacząłem też coś koło 17 roku życia. To już jest chyba uwarunkowane genetycznie, w moim przypadku, po dwóch dniach mam ostry i spiczasty zarost... To co kiedyś napawało w jakimś stopniu dumą, teraz stało się zmorą, atakującą mnie całkiem szybko.
  • Odpowiedz
@Katorz: O kurna! To naprawdę źle wygląda! Może nikt się nie będzie tak z bliska przypatrywał.

@peterpan: Mam praktycznie to samo. Tydzień i mam czarne, podłużne, przerzedzone, mięciutkie wąsiki. To samo na brodzie. Lat 24 :D
  • Odpowiedz