Wpis z mikrobloga

tl,dr: miałem polecić w kilku zdaniach świetną książkę, o powstaniu narkotykowego eBay "Silk Road", oraz pierwszym w historii pościgu FBI, w darknecie; ale z każdym kolejnym zdaniem, końcowa kropka uciekała coraz bardziej.

tutaj, #dem3000 w kilka minut opowiada o książce:
https://youtu.be/IgW87nJTIVo?t=123

Dlaczego ta książka nie została przetłumaczona, na polski?  Przecież to murowany hicior. Tak sobie myślałem jak czytałem "American Kingpin", czyli " Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępce". Tak nazywa się tytuł polskiego wydania, który ukazał się, w poprzednim miesiącu. Wiem, tytuł wygląda na "clickbaitowy", jednak nie mam w nim żadnej przesady. Zdarza się, że autor, jest w stanie latać, po całym globie, by zbierać materiał, na potrzeby książki. Tutaj było podobnie. Jak czytasz opis tapet sypialni, jednego z bohaterów to wiesz, że autor dokładnie "przestudiował" każdy pokój, jego mieszkania'; a jeśli czytasz o tym, że FBI robiąc nalot, na mieszkanie kolesia, który jest definicją przegrywa; to wiesz, że historia o znalezionym (hehe) murzyńskim dildo, w tracie przeszukania, dziewczyny przegrywa, nie jest wyssana, z żadnej (hehe) części ciała.Dobra ale o czym jest ta książka; bo nie chce by ktoś pomyślał, że koleś latał po świecie, by stworzyć (lol) wielki atlas tapet sypialnianych.Autor, śledzi losy studenciaka "korwnisty", od czasów, jeszcze zanim wpadł na pomysł stworzenia "allegro dla halucynogennych grzybków" ale już od czasu jak był zatwardziałym libertarianinem, zastanawiającym się jak utrzeć nosa systemowi. Jeszcze co do zbierania materiałów na potrzeby tej historii. Auto miał dostęp do prawdziwego skarbu. Ross Ulbricht, w całej swej naiwności, niczym gimnazjalna nastolatka, prowadził codzienny pamiętniczek. Cała historia czatów, ze współpracownikami, podjętymi "biznesowymi" decyzjami, czy zleceniami tortur i wyroków śmierci. Wszystko to w jednym miejscu, do którego miał dostęp Nick Bolton - główny "scenarzysta" książki.  Czemu tak nazwałem autora? Książka ma taką narrację, że czytając, w głowie odtwarzał mi się film. Jeden z rozdziałów, nagle przenosi czytelnika, na punkt rozładunkowy poczty. "Kamera" zaczyna podążać, za jednym z listów a "głos zza kadru", opowiada o handlu fałszywymi dokumentami i o tym, w jaki sposób (na przykładzie listu, który "widzimy"), odpowiednie służby, są w stanie wychwycić, nielegalny plastikowy produkt. Mogło by się wydawać, że ten mini rozdział, to tylko taki przerywnik-ciekawostka, która tak naprawdę, okaże się początkiem końca  "amerykańskiego kingpina". Parę rozdziałów dalej dwie "kamery" pokazują odwiedziny policjanta, które zapewne zakończą się aresztowaniem, osoby którą musi przepytać. Jedna z "kamer", pokazuje policjanta a druga "kamera filmuje" internetowego rzezimieszka, którego zaraz będzie musiał zmierzyć się lokalnym stróżem prawa. W międzyczasie, lektor "zza kadru", wyjaśnia jak historia miasta, spowodowała bajzel w nazewnictwie ulic. W końcu "kamera pokazuje" jak mundurowy dzwoni do drzwi a druga "kamera" pokazuje jak otwiera je od wewnątrz e-przestępca i... nagle okazuje się, że są to dwa różne adresy. Jeden otwiera drzwi kurierowi, drugiemu otwiera jakiś sfrustrowany Chińczyk. Tricki filmowe, które robią widza w trąbkę, dobrze znane z kina, teraz również, wersji papierowej :) Sam się zastanawiałem, czy ta "filmowość" książki, nie jest tylko moim subiektywnym wymysłem ale fakt, że rozdziały zaczynają się od "napisów końcowych", podana jest obsada, tzn kto wystąpił w "rolach głównych", pokazuje, że nie są to tylko moje nadinterpretacje.
Samo nazwisko - Ross Ulbricht - może być wykopkom znane. Kilka razy gościło na głównej. Tak jak wtedy, gdy światło dzienne ujrzała historia o współpracy "CEO" Silk Road, z Hell Angels. No i właśnie. Ta książka, to nie tylko zachwycające "ujęcia kamer" ale przede wszystkim, niesamowita historia, o pierwszym w dziejach ludzkości, pościgu służb specjalnych, w dark necie. Co do samych Hell Angels. Musiałem przestać czytać i to dosłownie rozchodzić. Przez kilka lat, od kiedy przeczytałem, o tym na głównej, żyłem w sporym błędzie. Otóż nie było, żadnych gangsterów na harleyach, była to przykrywka, która w dodatku miała drugie dno; by specjalnie nie zdradzać. Do jednych z głównych bohaterów, zawita chciwość, która odstawi na bok, chęć dążenia, do uchwycenia "narkotykowego bossa". Zresztą co się dziwić. Wielu straciłoby rozsądek, gdyby dostało klucz do skarbca wypełniony bitcoinami. To był jeden z tych momentów, gdy odkładałem książkę i zaczynałem, trochę "spojlerować", by dowiedzieć się, w jakim kierunku uciekł jeden, z pobocznych wątków.
Nie jest to na pewno definicja "syndromu sztokholmskiego" ale im bliżej byłem, tylnej okładki, tym większe "feelsy", człowieka zbierały. Nie tylko z powodu, zakończenia historii ale również, z tego powodu, że pewnie ostatnie akapity, będą opisywać więzienną celę. Osadzony, który faktycznie nie robił tego dla kasy a dla idei (jakkolwiek śmiesznie by to brzmiało); i żadnego tam "narkotykowego bossa" darknetu. Raczej "Piotrusia Pana", który był przekonany, że tworzy, nowy lepszy świat, gdzie te złodzieje z rządu, nie mają wejścia.
Akcja kipi do ostatnich rozdziałów. Ross, jest już na widelcu, trzymanym przez agentów FBI. Jednak byłoby to zbyt proste. Życie dopisuje, kolejny zwrot akcji.Lokalna ekipa FBI, która nie prowadziła śledztwa a jest odpowiedzialna za areszt Rossa, w ich stanie, to totalny beton. Zupełnie nie kumają czaczy. Nie chce im się słuchać czym jest darknet, zaszyfrowane dyski i jak trudno się dostać, do materiału dowodowego, zapisanego na takich nośnikach. Zamiast planować, jak pierw przechwycić, otwarty komputer CEO "Silk Road", wolą zrobić "old fashion" wjazd na chatę, ekipą SWAT. Niwecząc wieloletnie śledztwo. Rozpoczyna się kolejny pościg. Grupa śledcza FBI, musi zdążyć przed lokalnym FBI, w dorwaniu celu numer jeden. 
No i może słyszeliście historię, jak to "Piotruś Pan" został namierzony, jedynie przez odpowiednie zadanie pytania w wyszukiwarce (trochę upraszczam). Murzyn z getta, gryzipiórek z urzędu skarbowego, "uzbrojony" jedynie w wyszukiwarkę Google, namierzył bossa Jedwabnego Szlaku. Książka miałaby dzięki temu, dużo mniej rozdziałów. Cóż, jednak głównym zadaniem, nie było dorwać Rossa. Trzeba go było dorwać, przed innymi ekipami (FBI, DEA, DHS, IRS), by przejść do historii ludzkości, jako ten co pierwszy dokonał aresztu darknetowego bossa. Dlatego, zadufane w sobie białasy z FBI, niespecjalnie chciały słuchać co tam, jakiś murzyn znalazł w Google. Zacna fabuła, typu "political correct" na film ;)

#darknet #ksiazki #czytajzwykopem #narkotykizawszespoko #silkroad
Opipramoli_dihydrochloridum - tl,dr: miałem polecić w kilku zdaniach świetną książkę,...

źródło: comment_15862068910aucllO9kaAAQLiERSxeEh.jpg

Pobierz
  • 4