Wpis z mikrobloga

Są spoilery (szczególnie pod koniec), więc z góry ostrzegam ¯\(ツ)_/¯

Toradorę zacząłem, gdy w lekkim upojeniu alkoholowym oglądałem sobie polajkowane kiedyś couby i trafiłem na ten
https://coub.com/view/vyme8 (noc 2 lutego br. - dopisek).

Coś mnie wtedy mocno natchnęło. Stwierdziłem też jednocześnie, że przecież ktoś, kto aspiruje do miana krytyka anime, nie może sobie pozwolić, by nie znać jednego z najbardziej popularnych tytułów, więc szybko się za niego zabrałem, łykając następnego dnia 5 odcinków na raz. Choć nie ukrywam, że Taiga była tu głównym i wyjątkowo silnym motywatorem.

Po 5 epach:
Taiga jest ciekawa, ale robi się męcząca. Zapewne się to zmieni. Ba, ja zresztą wiem, jak to się skończy. Przewidziałem to już te ponad 5 lat temu i już wtedy twierdziłem, że da się to przewidzieć od samego początku. Narzekałem wtedy bodajże na monotonię, no i Kawashima mnie zniechęcała do dalszego oglądania.

Po 9 epach:
Taiga, poza faktem oczywistym, że jest rasową, czystej krwi tsunderką, to jest postacią, którą wyjątkowo trafnie obrazuje stwierdzenie, które dziś jest najczęściej kojarzone jedynie z pustymi laskami z tindera, a mianowicie "jeżeli nie jesteś w stanie znieść mnie, gdy jestem najgorsza, nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza". Przez to, jak to zdanie się kojarzy, może nie jest to najlepszy opis jej osoby, ale wg mnie po prostu do niej pasuje.
Miniaturowy tygrys jest dość trafnym określeniem jej stylu bycia. Idzie się przyzwyczaić do jej ciągłej agresji, zarówno słownej, jak i fizycznej, dlatego że w jej główce kryje się jednak coś więcej - myślę, że nie trzeba być masochistą, by zacząć czerpać przyjemność z jej intelektualnych pocisków. Warto ją znosić chociażby po to, by móc doświadczać drugiej strony jej charakteru, stojącej w silnym kontraście do tego, jaka jest zazwyczaj. Tego, gdy jej nieśmiałość, zawstydzenie i zakłopotanie biorą górę, czyniąc z niej bezbronną, małą dziewczynkę. Lubię jej poczucie humoru i ogólny sposób myślenia. Jedna rzecz zwróciła mocno moją uwagę - jej wybuch emocji pełen wyrzutu, gdy denerwowała się, że ludzie lepiej wiedzą, co siedzi w jej głowie i jaka jest; co i jak myśli i z czego to wynika. Zirytowało ją to tym bardziej, że ona sama tego po prostu nie rozumie, więc jakim prawem ktoś myśli, że zna ją lepiej niż ona sama właśnie? To było coś, co akurat do mnie osobiście trafiło. Chociaż to, jak akurat mnie ludzie próbują usilnie jakoś zaszufladkować, ostatnio bardziej bawi, niż irytuje, choć niestety bywa męczące.

Po 11 epach:
Końcówka tej kłótni z przyparciem Taigi siłą do drzwi, gdy lekko uszczypnęła Ryuujiego za policzek w geście zrozumienia i z taką nutą kumpelskiej zadziorności. Hm, pobudziło mnie to w ciekawy sposób. Nie sama kłótnia, a właśnie ten mały gest i jej zachowanie. Miałem wrażenie, że to kamień milowy w pogłębianiu ich relacji. Uczucie, że romans na poważnie dopiero się zacznie. Odniosłem wrażenie, że czeka mnie dalej naprawdę coś ujmującego i chyba pierwszy raz miałem solidną ochotę włączyć następny odcinek. Kiedy ja ostatnio czułem się podobnie? Niech no sobie przypomnę... przy Oreimo? Skończyłem je w październiku 2014 r., więc dawno temu. I stała się z automatu jedną z moich ulubionych serii. Chyba chodzi o takie uczucie wciągania w coś niepewnego, ale ekscytującego. Taki pociągający rodzaj strachu, jak przy wypłynięciu na szerokie wody. Nie sądziłem, że mimo posiadania ogólnej wiedzy, jak to się skończy, przebieg historii będzie dla mnie tak interesujący.

Po 21 epie:
Dawno nic nie skrobnąłem, bo jakoś nie czułem potrzeby. Tak, jak ogólnie lubię tę serię, to już mnie zaczyna trochę irytować ta wymuszona drama i rozdmuchane problemy. Tak naprawdę od dawna czekałem, aż w końcu historia wskoczy na tory, które są mi znane od początku. Ktoś mi kiedyś potwierdził jedynie moje przypuszczenia odnośnie zakończenia, ale nic prócz tego nie wiem, dlatego ciągle niecierpliwie na to czekałem. Samą Taigę miałem uznać za jedną z moich ulubionych postaci (nie tyle w tej serii, co ogólnie), ale jest problem... Bo w miarę progresu, zamiast coraz bardziej ją lubić, zaczęła być dla mnie coraz bardziej obojętna... W dodatku, w dużej mierze, wywoływała u mnie od początku mieszane uczucia, a ten stan ambiwalencji nie malał. Zostało jeszcze kilka odcinków, ale mam obawy, że moje odczucie się nie zmieni i nawet mnie to trochę smuci. Przez chwilę nie rozumiałem, skąd ten smutek, ale chyba już wiem - to po prostu zawiedziona nadzieja (a była ona spora), że jedna z postaci dołączy do zaszczytnego grona czołówki tych ulubionych, a na tę chwilę na to się w ogóle nie zanosi. I wręcz zaczyna mnie to dołować.

Pod koniec 22 epa:
Ciekawie ogląda się rekcje Ryuujiego, gdy on wie i Tagi, gdy ona nie wie, że on wie. Ogólnie muszę przyznać się bez bicia, że jej nieobecność przez cały odcinek zaczęła powodować tęsknotę, a gdy już się w końcu pojawiła, to poczułem ulgę. W sumie to raczej nic dziwnego - seria, bez jej głównego filaru, pozostanie tylko wydmuszką. Jakby to potoczyło się w inny sposób - jej trwałą śpiączką, czy śmiercią, to pozostałoby skupienie się na przeogromnej dramie. Byłoby to ciekawe, ale strasznie antyklimatyczne. I po prostu zbyt #!$%@? smutne, by miało prawo przejść... Myślę, że jakby fabuła się tak potoczyła, to historia, zamiast być powszechnie lubianą, zostałaby znienawidzona. Oczami wyobraźni jestem w stanie zobaczyć podział fanów na 2 grupy, gdzie ta broniąca fabuły byłaby nieliczna. Myślę wręcz, że duża część ludzi po prostu by uznała, że "Toradora kończy się w tym i tym momencie", a reszta to katastrofa do zapomnienia i przez wielu w ogóle nie uznawana...

Jeszcze przed ukończeniem ostatniego odcinka (nie licząc OVY) i już po najważniejszych scenach (tak mi się wydaje - przed połową epa) muszę kilka rzeczy napisać, bo myślę że ta seria na to zasługuje. Będzie mi jej brakować z niejednego powodu. Postacie, kreska, muzyka. I ta animacja, dość porządna, gdy było trzeba. Bardzo przyjemne oba OP i ED, których najczęściej nie przewijałem. Taidze ostatecznie jednak będzie trochę brakować do zostania jedną z moich ulubionych postaci, co nie zmienia faktu, że jest jedną z najciekawszych, na jakie dane było mi trafić. Przypomina mi się ten wcześniejszy tekst o tinderze. Napisałem go 3 tygodnie temu. Z nią tak właśnie jest, że żeby do niej dotrzeć trzeba dużo znieść. Trzeba się mocno napracować, by przedrzeć się przez jej pancerz. Ale gdy to się już uda, to odwdzięczy się pięknym, szczerym i trwałym uczuciem. Tym bardziej wartościowym, bo wynikającym z ogromu pracy i poświęcenia. Jej rodzinna historia w dużej mierze tłumaczy jej wcześniejsze zachowanie i podejście do świata. Cóż, daleko jej do mojej nowej waifu, ale na pewno zapamiętam ją na długo.

Jeszcze co do samej końcówki, to skłoniła mnie do refleksji o rozstaniach i powrotach. Jak się nad tym zastanowić, to bywają one pożyteczne. Umacniają związki, przyjaźnie i relacje rodzinne. To będzie truizm, ale to prawda, że najbardziej docenia się to, co się miało, gdy się to traci. Sam się o tym kilka lat temu bardzo boleśnie przekonałem, no ale to nie jest teraz miejsce na taką prywatę ;)

Czy
Toradora_ to must watch? Dla fanów szkolnych komedii romantycznych jak najbardziej. Ale myślę, że to jedna z tych serii dla każdego. Myślę też, że nadaje się jak najbardziej dla tych, którzy swoją przygodę z anime dopiero zaczynają. Ode mnie 9/10.
#anime #animedyskusja #toradora
tamagotchi - Są spoilery (szczególnie pod koniec), więc z góry ostrzegam ¯\\(ツ)\/¯

...

źródło: comment_1582791783ZcD381lffCmn3ZxHPYT3pI.jpg

Pobierz
  • 24
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@tamagotchi: Teraz toradora to trochę sztampa, jest parę romocomowych serii, które robią to lepiej, ale jak wychodziła to była hitem i powiewem świeżości. Wcześniej były albo hurtowo robione haremówki za 5zł/odcinek, albo dramaty (haremowe lub nie), albo komedie bez większego rozwoju bohaterów i relacji między nimi. To jest chyba jedna z pierwszych serii tak dobrze łącząca dramat, komedię i romansidło. Uważam ją za jeden z klasyków tego gatunku, mimo że
  • Odpowiedz
@tamagotchi: karły #!$%@?ć prądem, Amy best girl.

@CralencSeedorf Mam dokładnie ten sam dysonans, gdy dla większości tytuły sprzed 2010 to antyki, ja jako stare kwalifikuje pozycje do 1995. No ale jak ktoś ma kilkanaście lat, to zapewne patrzy na to z innej perspektywy i trzeba to zrozumieć xD
  • Odpowiedz
@CralencSeedorf: oba widziałem. Choć Oregairu muszę odświeżyć, a z Kokoro Connect też niewiele pamiętam i by się przydało zrobić rewatch. Jednak jest wiele innych serii, które muszę zobaczyć najpierw. Rzadko robię rewatche przez tak potężne zaległości. Od tych, które wymieniłeś, stanowczo wolę np. Bunny Girl.
  • Odpowiedz
@kinasato: No powiedzmy sobie szczerze, że niektóre serie z lat 2005-2010 jakością animacji i poziomem detali gniotą wiele z tych nowych serii. Ale ludzie widzą rok 200x i już to jest problem, po czym obejrzą jakąś reklamówkę mangi z budżetem na jeden odcinek. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@CralencSeedorf:

nie ma romansu

Bicz plz ;d Jest tam więcej romansu niż w masie innych serii uznawanych za stricte romanse. Haruhi też zresztą znam i lubię. W Bunny Girl podobała mi się przede wszystkim jakość wykonania i te świetne endingi - z Kogą najlepszy :3 No i ta wzorowa młodsza siostryczka

  • Odpowiedz
@CralencSeedorf: winne są wszelkie produkcje od bebopa po mniej więcej właśnie haruhi, wydawane namiętnie na dvd w stanach, a które niefortunnie stanowią okres przejściowy animacji cel do komputerowej

stąd na zachodzie ten niefortunny pogląd, że bebop/gits/itp to ostatnie ładne anime, a potem produkowano sam szrot

moda na senne fabuły z czasów po zamachu na WTC nie poprawia wizerunku tych przyslowiowych lat 99-05
  • Odpowiedz
@tamagotchi: W sumie to ciężko się kłócić ile jest romansu w romansie, ale jak dla mnie jest to podobna sytuacja jak w Haruhi. Wiadomo co i jak, ale dużo tego nie ma. :)

W Bunny Girl podobała mi się przede wszystkim jakość wykonania i te świetne endingi - z Kogą najlepszy


Tu chyba leży różnica w ocenie, bo dla mnie to dwie rzeczy, których zazwyczaj nie biorę pod uwagę. Kreska musi być naprawdę zwalona, a animacja statyczna, żebym to zauważył. A openingi i endingi z animu (nie wliczam ostów) to dla mnie rzeczy kompletnie asłuchalne - 90% z tego to robiony na kolanie pop i brzdąkanie na gitarce brzmiące za każdym razem tak samo. Dobrze, że można przewijać bo jakbym miał to oglądać w TV to bym ocipiał.
  • Odpowiedz
@tobaccotobacco: a i jeszcze prześledziłbym czy pożar w KyoAni nie ma jakiegoś wpływu! Pomijając oczywisty wpływ na samo KyoAni (nad czym ubolewam, bo to jedno z moich ulubionych studiów (,)), to np. jeden odcinek Fire Force przełożyli mi, jak oglądałem. Zgroza.

dekada później

Tak się tylko nabijam z doszukiwania się wyraźnego wpływu na rynek anime w sprzedaży DVD w USA, czy w jakichś zamachach ;d
  • Odpowiedz
@tobaccotobacco: sugerowanie, że wpłynęło to znacząco na hermetyczny rynek anime (i mocno związany z nimi rynek gier, już o samych mangach nie wspominając) w samej Japonii. Może tak być dla kogoś, kto ogląda 3 serie na krzyż w sezonie, które to przebijają się do "mainstreamu" ;d W sumie bardziej to kilka w roku. Pragnę zaznaczyć, że rynek anime opiera się w głównej mierze na rynku japońskim. Na jego potrzebach i
  • Odpowiedz
@CralencSeedorf: możesz oglądać chińskie bajki nie zwracając uwagi na ich wykonanie i OP/ED,
ale proszę nie nazywaj się ich fanem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

@tobaccotobacco: i dobrze, więcej kasy na rozwój rynku, ale nadal uważam że nurty i trendy w największej mierze wyznacza rynek wewnętrzny. Na podstawie czego powstaje 98% anime? Na podstawie mang i LN, kiedyś często VN, obecnie czasem na podstawie gier
  • Odpowiedz